Przekroczyli plan – zyskali dzień – jednak nie ma niczego za darmo.
Stąd do Santiago już tylko 120 km Ks. Krzysztof Pełech
Wydawało się, że po przejściu 600 km można już nabrać wprawy, ciało przywyka do wysiłku, a rytm dnia wypełnionego wędrówką staje się niczym oddech – czymś naturalnym. Jednak nie.
Już za chwilę
3 października kolejny kryzys w drodze. – A było już tak dobrze – mówi Józef Chlipała, jeden z czterech bielawian, którzy od 12 września pielgrzymują średniowiecznym szlakiem Camino de Santiago. – Może to z powodu tempa organizm się buntuje. Pęcherze na stopach, bóle mięśni i ścięgien, to niepokojące objawy. Tym bardziej że właściwie stajemy w progu Santiago de Compostela – zaznacza. – Jednak nie jesteśmy znużeni – dodaje ks. Krzysztof Pełech, pomysłodawca i duchowy opiekun wyprawy, bielawski proboszcz.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.