Komandos naprzeciw proroka

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 41/2013

Stanęli naprzeciw siebie dwa razy. Za tym pierwszym stała potęga syryjskiej armii. Za drugim powołanie i misja otrzymane od Boga Izraela. Właściwie nie stoczyli żadnego pojedynku. Naaman, choć był wytrawnym wojownikiem, doznał dramatycznej słabości.

Komandos naprzeciw proroka

Jego choroba – trąd – postawiła go nie tylko poza społecznością, ale zapewne też poza armią i wojaczką, które były jego życiem. Jak bardzo musiał się upokorzyć i jak bardzo musiał być zdeterminowany, gdy postawiono go przed dziwnym człowiekiem, niejakim Elizeuszem, który ponoć miał moc uzdrawiania... Dla Naamana musiał być kimś godnym raczej pogardy niż posłuchu. I oto ten, ponoć prorok prawdziwego Boga, nie uczynił nad nim żadnego magicznego gestu, nie wypowiedział jakiejkolwiek tajemnej formuły, a tylko polecił, by siedem razy zanurzył się w Jordanie. Naaman posłuchał i… został uzdrowiony.

Stało się to mocą Boga, którego nie czcił ów starożytny komandos. Za tą mocą nie stał ktoś z elit ówczesnego świata, ale prosty Izraelita. I tutaj łączą się w jedno dwie reakcje: ludzka wdzięczność i akt wiary. Naaman podczas drugiego spotkania chce wynagrodzić Elizeusza i deklaruje, że „na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”. I tutaj prorok dokonuje korekty. Zespala w jedno dwie reakcje wojownika. Odmawia przyjęcia wynagrodzenia, bo gdyby wziął cokolwiek, mogłoby to zostać zrozumiane, że prorok działał swoją tajemną mocą. A Elizeusz wiedział, że tutaj działał tylko Bóg. I w tym momencie dokonało się inne zespolenie.

Oto prosty Izraelita, a w istocie prorok obdarowany szczególnym wybraniem, pokazał, że jest komandosem jedynego Boga, który Panu całego świata może przysparzać wyznawców także wśród pogan. Naaman wrócił do ojczyzny, by tam wybudować ołtarz ofiarny – nie prorokowi, ale jego Bogu, który stał się też Panem uzdrowionego. Naaman wrócił do Syrii, której stolicą już wtedy, dwadzieścia osiem wieków temu, był Damaszek. Miejsca te same i miasto to samo. Tam dziś od miesięcy toczy się bratobójcza wojna. Po Naamanie nie został najmniejszy ślad, choć nie do końca: zostało wspomnienie, że komandosi, żołnierze czy partyzanci niekoniecznie przynoszą pokój. Ten przynosi Bóg, ale by to się stało, trzeba pokory tamtego trędowatego komandosa.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.