Nadgorliwość krzywdzi dzieci

Stefan Sękowski

|

GN 41/2013

publikacja 10.10.2013 00:15

Niemieckie Jugendamty odbierają rodzicom coraz więcej dzieci. Pokrzywdzeni uciekają do… Polski.

Nadgorliwość krzywdzi dzieci Axel Schandorff z 13-letnią córką Antonią w Bytowie Adam Warżawa /PAP

Pod liczącym 16 tys. mieszkańców Bytowem na Pomorzu ukrywa się nietypowy zbieg. 13-letnia Antonia Schandorff i jej rodzice Axel oraz Dorte uciekli z Niemiec, by wyrwać dziewczynkę z domu dziecka. Przez kilka miesięcy opiekunowie całkowicie izolowali ją od mamy i taty. Oficjalny powód: rodzice nastawiają ją przeciwko ośrodkowi, nie pozwalają jej się zaaklimatyzować. Teraz rdzenna Niemka aklimatyzuje się pod Bytowem, by znów nie stracić kontaktu z rodziną.

Dom dziecka za niską frekwencję

Wszystko zaczęło się od tego, że mieszkająca w Worpswede w północnych Niemczech dziewczynka miała wiele (głównie usprawiedliwionych) nieobecności w szkole. Dodatkowo w lecie 2012 roku przyrodnia siostra Antonii doniosła do Jugendamtu, czyli Urzędu ds. Młodzieży podległego gminie, iż dziewczynce grozi niebezpieczeństwo. Jednocześnie oskarżyła swojego ojczyma o gwałt, do którego miało dojść 3 lata wcześniej – w grudniu prokuratura umorzyła postępowanie. 24-letnia Anne-Carina jest skonfliktowana z rodzicami: 4 lata temu po jednej z wielu kłótni wyprowadziła się z domu, od tego czasu nie utrzymują ze sobą kontaktu.

To głównie na zeznaniach tej kobiety sąd w Osterholz-Scharmbeck w styczniu tego roku zasądził ograniczenie praw rodzicielskich wobec Antonii. Nie przeprowadzono wywiadu środowiskowego rodziny, ograniczając się jedynie do rozmowy ze szkolnym wychowawcą Antonii. Rodzice oraz dziewczynka nie zgodzili się na przeprowadzenie badań psychologicznych. Także gdy pod koniec sierpnia 2013 r., po ucieczce dziewczynki z domu dziecka, sąd całkowicie odebrał prawa rodzicielskie państwu Schandorff, skupiając się na wcześniejszych zeznaniach opiekunów Antonii, wątpiąc jednocześnie w prawdomówność jej samej.

W kwietniu sąd zakazał Antonii kontaktu z rodzicami, ponieważ uznał, że utrudnia to jej aklimatyzację w ośrodku. Pod koniec sierpnia dziewczynka uciekła z domu dziecka i wraz z rodzicami wyjechała do Polski. Zamieszkali pod Bytowem. Nie znają ani słowa po polsku, jednak zapisali Antonię do szkoły w mieście. Gmina sfinansuje jej kurs języka polskiego. Z pewnością zostaną w naszym kraju jakiś czas, ponieważ dom dziecka zgłosił już na policję powiadomienie o porwaniu. Jugendamt w specjalnym oświadczeniu napisał, że zaistniała sytuacja szczególnie zagraża dobru Antonii.

Dyskryminacja

Schandorffowie nie odnaleźliby się w Polsce bez pomocy Wojciecha Pomorskiego z Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. Zna on wiele podobnych przypadków. I ma bardzo zdecydowane zdanie na temat działalności Jugendamtów: – Nie istnieją po to, żeby pomagać rodzicom w potrzebie, ale po to, by wyrywać spod ich opieki dzieci. To prawdziwy przemysł, na którym tuczą się nie tylko Jugendamty, ale także opiekunowie w domach dziecka, czy instytucje nadzorujące spotkania rodzin – mówi „Gościowi Niedzielnemu”. Opowiada o polskiej rodzinie, która ma piątkę dzieci. Matka zwróciła się do Jugendamtu o pomoc przy najmłodszym. – Do domu przyszły dwie uśmiechnięte panie, trochę pomogły, trochę się porozglądały. Niebawem umieszczono całą piątkę w pieczy zastępczej, ponieważ rodzice nie radzą sobie z ich wychowaniem – opowiada. Na szczęście po trzech tygodniach potomstwo wróciło do rodziców.

Wojciecha Pomorskiego do założenia stowarzyszenia skłoniła jego własna historia. Był żonaty z Niemką, ma z nią dwie córki – mają dziś 13 i 16 lat. Pewnego dnia w 2003 roku wrócił do domu, by z przerażeniem odkryć, że żona zabrała dzieci i wyjechała. Pomorski ma prawa rodzicielskie, jednak żona zażądała, by mógł widywać się z dziećmi tylko w obecności osób trzecich. Nadzorcy zażądali od niego, by porozumiewał się z dziećmi jedynie po niemiecku. Pomorski nie chciał się na to zgodzić, mówiąc, że dzieci mają podwójne obywatelstwo i mają prawo do mówienia w ojczystym języku. Po rozwodzie miał prawo widywać się z dziećmi, jednak matka utrudniała (i nadal utrudnia) kontakt. Niemieckie sądy, wyjątkowo sprawne w odbieraniu dzieci rodzicom, nie są w stanie od kilku lat wyegzekwować od matki 250 euro grzywny, nałożonej za niedopuszczenie do zasądzonych dwutygodniowych wakacji Pomorskiego z córkami. Sprawy w sądach niemieckich i austriackich (kobieta wyjechała z dziećmi do Wiednia) się ślimaczą, w efekcie Polak nie widział się z córkami od 4 lat.

Automatyczny zakaz używania języka innego niż niemiecki podczas spotkań z dziećmi prowadzi do licznych absurdów. Pomorski opowiada historię małżeństwa niemiecko-tajskiego, które chciało się rozwieść. Prawo opieki automatycznie przydzielono ojcu Niemcowi, żonie instytucja nadzorująca podsunęła do podpisania dokument zobowiązujący ją do tego, by podczas spotkań rozmawiała z dziećmi wyłącznie po niemiecku. Problem w tym, że kobieta… w ogóle nie zna tego języka. – Utrudnianie kontaktów matki z dziećmi na nowo zjednoczyło rodziców, którzy dla dobra potomstwa zrezygnowali z rozwodu – mówi Pomorski.

Polak w ubieganiu się o swoje prawa wyczerpał już wszystkie niemieckie instancje i chce jeszcze w październiku zaskarżyć Niemcy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Zarzuca RFN złamanie dwóch artykułów Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności: 8. – prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego oraz 14. – zakazu dyskryminacji. – Takiej sprawy jeszcze przed Trybunałem w Strasburgu nie było. Jeśli pan Pomorski ją wygra, Jugendamty będą musiały radykalnie zmienić swoje podejście do rodziców innych narodowości niż niemiecka – mówi GN polsko-niemiecki adwokat Markus Matuschczyk, który specjalizuje się w tego typu sprawach.

nie widzą problemu

Niestety, w ostatnich latach rośnie liczba przypadków odbierania dzieci rodzicom w Niemczech. Gdy jeszcze w 2005 roku było to niecałe 26 tys. rocznie, w ubiegłym roku Jugendamty odebrały rodzicom ponad 40 tys. dzieci. – Kilka lat temu dano Jugendamtom większe uprawnienia. Aby odebrać dziecko rodzicom, nie potrzebują zgody sądu. W tego typu sprawach nie obowiązuje zasada domniemania niewinności, wystarczy podejrzenie wynikające z donosu, że jego dobro jest zagrożone – tłumaczy Matuschczyk. Właśnie zajmuje się sprawą polskiej rodziny, której zabrano dziecko tuż po narodzinach. Zdaniem Jugendamtu kobieta, maltretowana przez byłego męża (jest w więzieniu), nie doszła jeszcze psychicznie do siebie. Jej nowy partner jest w pełni zdrowy.

Problem zauważyła m.in. komisja petycji Parlamentu Europejskiego. W 2012 roku napisała raport, w którym krytykuje Jugendamty za dyskryminację i niestosowanie zasad zawartych w Karcie Praw Podstawowych. Zaleca m.in. utworzenie mechanizmu odwoławczego do rozpatrywania skarg, dopuszczenie wszystkich języków oraz tłumaczeń ustnych podczas wizyt rodziców, poprawę warunków, w jakich odbywają się spotkania, i umożliwienie ich większej częstotliwości. Już sama praca nad raportem była bardzo trudna: niemieccy europosłowie uznali ją za próbę ingerencji w wewnętrzne sprawy RFN i domagali się umieszczenia w nim jak najbardziej obłych sformułowań. – Trudno ocenić, na ile zmieniła się praktyka niemieckich Jugendamtów. Pracujemy nad zbiorczym raportem o pracach naszej komisji, będziemy to badać. Trzeba pamiętać, że mieliśmy możliwość formułowania zaleceń, które Niemcy mogą wypełniać, ale nie muszą. Z pewnością w sprawach indywidualnych warto dochodzić swoich praw – mówi GN europosłanka PO Lena Kolarska-Bobińska, która była współautorką dokumentu.

Niestety, niemieccy politycy nie są zainteresowani zmianą sytuacji, ani nawet tematem. „Gość Niedzielny” próbował uzyskać odpowiedzi na swoje pytania odnośnie do sytuacji w Jugendamtach od wszystkich członków podkomisji ds. dzieci w Bundestagu, a także w ministerstwie rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży. Bez rezultatu. Asystentka jednego z posłów próbowała nas przekonać, że nie ma żadnego problemu i nie ma czym się interesować.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.