Chichot Szatana

Marcin Jakimowicz

|

GN 41/2013

publikacja 10.10.2013 00:15

O oskarżeniach księży o pedofilię z o. Stanisławem Jaroszem rozmawia Marcin Jakimowicz.

O. Stanisław  Jarosz OSPPE Paulin, proboszcz parafii św. Ludwika we Włodawie. Urodził się w Czerwiennym na Skalnym Podhalu 3 sierpnia 1953 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1979 r. Pracował m.in. w Rzymie, na Jasnej Górze, w Warszawie i Krakowie. O. Stanisław Jarosz OSPPE Paulin, proboszcz parafii św. Ludwika we Włodawie. Urodził się w Czerwiennym na Skalnym Podhalu 3 sierpnia 1953 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1979 r. Pracował m.in. w Rzymie, na Jasnej Górze, w Warszawie i Krakowie.
roman koszowski /gn

Marcin Jakimowicz: Co Ojciec czuje, czytając o kolejnym skandalu pedofilskim w Kościele? Ostatnio nie słyszymy właściwie innych newsów…

O. Stanisław Jarosz: Czuję to samo, co czułem, gdy umierał Jan Paweł II. Kiedy cały świat był przejęty, poruszony, kiedy wyzwoliło się ogromnie dużo dobra, diabeł (nie boję się tego słowa!) uruchomił lawinę medialnych spekulacji o lustracji w Kościele. Zaczęło się wykazywanie, że to przede wszystkim księża są „be”. Czułem wtedy zwykłą złość. Na łaskę zawsze odpowiada grzech. „Tam, gdzie jest grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska” – czytamy. Ale to działa też w drugą stronę! Tam, gdzie pojawia się świętość, momentalnie wkracza demon. Gdy po oskarżaniu ludzi Kościoła o współpracę z SB przyszła kolej na prokuratorów, dziennikarzy, nagle wszystko ucichło. Ucięto temat, bo ci ludzie poczuli się ogromnie pokrzywdzeni tym, że ktokolwiek ma czelność ich ruszać. Księdza można skopać i oskarżyć o niejedno, bo uzna swoją winę i jeszcze przeprosi, a inni mimo wyroków uważają się za pokrzywdzonych i usprawiedliwionych przez media. Czekam na chwilę, gdy papież Franciszek wreszcie przestanie być dla mediów maskotką, która „naprawia i oczyszcza Kościół”. Gdy wreszcie odkryją, że żyje on wedle tej samej Ewangelii, co cała reszta, i słucha tego samego nauczania Magisterium Kościoła.

Nie wmówi mi Ojciec, że problem w Kościele nie istnieje…

Oczywiście, że istnieje! To, że takie rzeczy wychodzą na wierzch, to łaska Roku Wiary. Oczyszczenie Kościoła jest bolesne, ale konieczne. Prawda wyzwala. Tyle że skala zjawiska nie jest aż taka, by trąbić o nim od rana do wieczora. Nie dajmy się zwariować. Jeśli na ponad dwadzieścia tysięcy księży w Polsce trafi się kilku pedofilów, to nie znaczy, że wszyscy inni są źli! Jasne, jest mi przykro, gdy trafiają się kapłani, którzy w takie błoto weszli.

Ale już nikt nie mówi o nawróceniu tych ludzi, o tym, że Pan Bóg może ich przemienić… Mówimy „Pedofil. Koniec, kropka”. Przepraszam bardzo: a gdzie tu miejsce na Boże miłosierdzie, na cud przemiany? Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień! Gdyby ludzie czytali Biblię, znali katechizm, patrzyliby na rzeczywistość zupełnie inaczej. Cała historia zbawienia sprowadza się do jednego: Bóg wybiera grzeszników…

I to sporego kalibru. Mojżesz – zabójca, Paweł – zbrodniarz nazywający siebie „poronionym płodem”…

Bóg wybiera grzeszników. Dla nich przygotował miejsce w Kościele. Były potężne cywilizacje: Egipt, Mezopotamia. Kogo wybrał Bóg? Izrael, czyli naród koczowników, którzy właściwie nie byli narodem. Lud szemrzący, bałwochwalczy…

Który otrzymał imię: „walczący z Bogiem”. Nie „padający na kolana” czy „pobożny”, ale… „zmagający się z Panem”.

Dlaczego wybrał tych ludzi? Byśmy patrząc na ich historię (widać przez nią palce Boga!), zobaczyli, w jaki sposób On działa. Kościół jest wspólnotą grzeszników. Bóg wybiera człowieka przed jego nawróceniem, nie czekając na to, aż się „poprawi” i stanie „nieskazitelny”. Mamy tęsknoty faszystowskie. Wiem, to mocne słowo. Ale czy nie stworzyliśmy sobie na własny użytek „super-rasy” księży? Ludzi czystych, pachnących, niepokalanych? Ksiądz chodzi na siku? Niemożliwe! Ksiądz ma grzeszne myśli? Czasem zaklnie? Doświadcza pożądliwości? Niemożliwe! Sami stworzyliśmy taką „czystą rasę” i nie daj Boże, gdy ktoś nie pasuje do wzorca. Takie oczekiwanie, że ktoś, kto poszedł za Bogiem, automatycznie staje się święty, to religijność naturalna, niemająca nic wspólnego z Biblią.

Został Ojciec w dzieciństwie zraniony przez nadużycie seksualne ze strony kapłana. Co się stało, że przekleństwo zamieniło się w łaskę? Że Stanisław Jarosz nie stał się antyklerykałem, tylko paulinem?

Modliłem się za tego człowieka, przebaczyłem mu. Widziałem w nim oprócz słabości również mądrość, zmaganie z grzechem. Nie czarujmy się: jeśli na co dzień karmi się ludzi w mediach aurą panseksualności, rozpusty, to najsłabsze jednostki polegną. Nie wytrzymają i wejdą w wyuzdanie. Zarówno adwokat, sportowiec, jak i kapłan. Karmienie się z dnia na dzień oferowaną przez świat pornografią prowadzi do zboczeń. Wiem, co mówię: sam rozbudzony seksualnie miałem jako młody chłopak ogromne problemy ze swą seksualnością. Dziękuję Bogu, że mnie z tego wyciągnął. Akt pedofilii nie zaczyna się od razu od „hard core’u”, od molestowania. Jest najczęściej konsekwencją wieloletniego trwania w grzechu, karmienia się pornografią. Potem wszystko idzie jak lawina: szuka się mocniejszych doznań. Jeśli kapłan pozwala sobie na to, by stało się to stylem życia, prędzej czy później objawi się to w wyuzdaniu. Ja, cierpiąc wskutek deprawacji, sam wiedziałem, że jestem ogromnym grzesznikiem. To mnie ratowało. Nie mówiłem tego rodzicom (to norma u molestowanych dzieciaków). Co robiłem? Mówiłem o wszystkim Bogu. Spowiednik powiedział: „Stasiu, Bóg cię bardzo kocha. On wszystko ponaprawia”. I ponaprawiał! Dziś poranionym ludziom, którzy do mnie przychodzą, mówię: „To nie jest przekleństwo, które zwiąże cię do końca życia. Jest wyjście”. Ja poznałem historię księdza, który mnie zranił: jego koszmarne dzieciństwo; brutalność ojca, nadopiekuńczość matki. Widziałem, że był straszliwie poraniony, że nie akceptował totalnie swojego życia. Przebaczyłem i narodziła się łaska. Dziś błogosławię Boga za to wydarzenie!

Dzięki temu lepiej rozumiem skrzywdzonych ludzi, pomogłem wielu tym, którzy pytali: „Jak z tego wyszedłeś?”. Rok Wiary jest czasem łaski. Brudy wychodzą na wierzch. Rzadko mówi się o tym, że grzechy pedofilskie idą zazwyczaj w parze z homoseksualizmem. To chichot Szatana. W mediach, które robią wielkie „aj-waj”, że zdarzają się pojedyncze przypadki pedofilii, na co dzień lansuje się homoseksualizm…

Artyści podpisują listy usprawiedliwiające Polańskiego, a film „W imię…” – o kapłanie homoseksualiście uprawiającym seks ze swoim dawnym wychowankiem zbiera nagrody i powszechne owacje…

A jednocześnie nikt nie chce powiedzieć: pedofilia jest najczęściej formą homoseksualizmu. Jak środowisko gejów zareagowałoby na to, gdybym rozpoczął kampanię: „Homoseksualiści nie mają wstępu do seminariów” (tak jest w rzeczywistości, ale głośno się o tym nie mówi!). Od razu usłyszałbym, że łamię prawo wyboru, że nie jestem tolerancyjny, depczę godność. Ja nie chcę powiedzieć, że księża są święci. Ja chcę powiedzieć, że księża są grzesznikami, ale – uwaga! – Bóg wie, co robi, powołując tych słabych ludzi. Apostołowie nie byli „czystej rasy”. Ostatnio w Ewangelii czytaliśmy, że chcieli spuścić na innych ogień z nieba. Piotr zaparł się, nieustannie tchórzył, matka Zebedeusza załatwiała u Jezusa łapówkę, Paweł pisał „jestem poronionym płodem”. To Jego ekipa!

Pewien biskup rzucił do kilku tysięcy młodych: „Chciałbym was wszystkich przytulić”. Znajomy, który prawdopodobnie wysłuchał wcześniej kilku radiowych serwisów, powiedział: „Tylko nie pisz tego w 'Gościu'!”. Czy przez te wszystkie informacje w mediach nie zaczniemy się bać najprostszych, absolutnie czystych gestów?

Jestem pięć lat proboszczem we Włodawie i nie widzę niczego niestosownego w tym, że pogłaszczę dziecko po głowie. Często do kobiet pod kościołem mówię: „Piękna!”. Mam prawo? Mam. Po każdej Mszy błogosławimy dzieci, nakładając im – o zgrozo – ręce na głowy. I te dzieciaki wcale nie podchodzą zastraszone. Wiem, że w liturgii moje ręce stają się dłońmi samego Chrystusa. Ile razy w życiu od młodych ludzi słyszałem: „Ojciec, przytul mnie!”. To normalny, czysty gest. Jak działa demon? Zasiewa ziarno nieufności.

Doskonale wiedząc, że ma do czynienia z Synem Boga, zaczyna kuszenie zmordowanego postem Jezusa od słów: „Jeśli jesteś synem Bożym…”.

Gdy ktoś idzie na ciebie z pistoletem, jest absolutnie czytelny. Gorzej, gdy (to taktyka diabła) przychodzi uśmiechnięty, przynosząc ci na dłoni… zatruty cukierek.

Demon sieje nieufność. Hm, a może nie warto posłać syna na ministranta, a córkę do Dzieci Maryi? Może u nas w parafii też jest jakaś afera? Co nas ratuje? Jeśli pracujesz na co dzień z ludźmi, oni widzą, że nie robisz krzywdy im dzieciom. Jeździsz z nimi przecież na wycieczki, ogniska. Nie bójmy się przebywania z ludźmi, nie zamykajmy się zastraszeni w zakrystii. Moi parafianie znają mnie, widzą, że nie jestem aniołkiem, ale też nie mam jakichś anormalnych zachowań. Rodzice, widząc twoją robotę, naprawdę nie dadzą sobie wmówić, że chcesz zrobić ich dzieciom krzywdę!

W Biblii często czytam: „Zakryłem wasze grzechy”. To chyba łaska, że nie widzimy brudów naszych pasterzy? Że zostały one „zakryte”?

Jasne. Ale ja otrzymałem inną łaskę: ja znam te grzechy i… nie gorszę się nimi. Znam grzechy i księży, i świeckich. Kiedyś znajomy zaprosił mnie na egzorcyzm i przestrzegł: „Uważaj, bo demon może wyśpiewać twoje grzechy”. Roześmiałem się: „Moje grzechy? Mogę ci je wszystkie wyśpiewać. Nie mam nic do ukrycia”. Siedzę w konfesjonale i gdy przychodzi jakaś totalnie ubrudzona duszyca, myślę: „Oj, następny wpadł po uszy w błoto i teraz gorszy się sobą, jak mógł tak nisko upaść?”. Ja nie boję się, że na skandalach pedofilskich straci Kościół. Szkoda mi tych, którzy są nieuformowani i odpadną. Zwyczajnie mi ich szkoda. W ramach przygotowania do Pierwszej Komunii odpytuję rodziców ze znajomości katechizmu. Oczywiście pojawił się „opór materii”. A ja po prostu chcę, by znali katechizm tak, jak ich dzieci. Kiedyś powiedziałem: „Jeździsz pan świetnym samochodem, ale masz na osi koło z wózka dziecięcego. Masz poglądy na religijność na poziomie podstawówki. Chcesz być pan głupszy od swojego syna? Mówi pan: Syn przyjął Pana Jezuska w Komunii do serduszka. A jak się potem okaże, że serduszko to nie komnata, tylko pompa krwi i zacznie się coś nie zgadzać?”. Przyjmujesz Jezusa do całego życia, do wszystkich wydarzeń: do cierpienia, pracy, radości, codziennego umierania, śmierci. Nie „do serduszka”, które na dobrą sprawę nie wiadomo gdzie jest. Dla ludzi, którzy tak myślą, chrześcijaństwo staje się naiwne. I potem lecą za byle sensacją. Nie czytają Biblii, tylko goniące za skandalami kolorowe gazety. Naprawdę szkoda mi tych ludzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.