50 tysięcy – taki incydent

Przemysław Kucharczak

|

GN 40/2013

publikacja 03.10.2013 00:15

Ksiądz Ryszard nie jest Ślązakiem, pochodzi z Pomorza Zachodniego. A jednak to jemu Śląsk zawdzięcza upamiętnienie w dalekim Donbasie na wschodniej Ukrainie Tragedii Górnośląskiej 1945 roku.

Burmistrz Radzionkowa Gabriel Tobor, którego dziadek Michał był wywieziony do pracy w jednej z kopalń Donbasu, z szefem wydziału promocji Jarosławem Wrońskim zabierają ziemię z Donbasu. Zostanie ona przekazana Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku. W tle kopalnia Rosija koło miasta Krasnoarmiejsk Burmistrz Radzionkowa Gabriel Tobor, którego dziadek Michał był wywieziony do pracy w jednej z kopalń Donbasu, z szefem wydziału promocji Jarosławem Wrońskim zabierają ziemię z Donbasu. Zostanie ona przekazana Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku. W tle kopalnia Rosija koło miasta Krasnoarmiejsk
przemysław kucharczak /gn

Kto w Polsce słyszał o wielkiej wywózce Ślązaków na Wschód w 1945 roku? O prawdziwych łapankach na ludzi, o otaczaniu z pepeszami kopalń i internowaniu wszystkich górników, którzy akurat byli na zmianie? Dzieci latami nie miały pojęcia, gdzie podziali się ich ojcowie, którzy rano jak zwykle wyszli do pracy. Żony zostawały z małymi dziećmi i zaharowywały się, żeby je utrzymać. Całe załogi zmianowe m.in. z kopalń „Prezydent” w Chorzowie i „Bobrek” w Bytomiu zostały wywiezione.

Ten chudy pan to tata

Ludzie, słysząc tak nieprawdopodobnie brzmiące na pierwszy rzut ucha historie, nieraz nie chcą w nie wierzyć. Albo podejrzewają, że dotyczyło to jakichś incydentalnych przypadków. Jednak czy wywiezienie ponad 50 tys. Ślązaków rzeczywiście można nazwać incydentem? Ta liczba jest oparta na ostrożnych wyliczeniach Instytutu Pamięci Narodowej. Dr Dariusz Węgrzyn z katowickiego oddziału Instytutu odnalazł już imiona i nazwiska ponad 25 tys. wywiezionych na Wschód Ślązaków i wciąż odnajduje kolejne. – Z powiatów bytomskiego, zabrzańskiego i gliwickiego wywieziono w zasadzie wszystkich zdolnych do pracy mężczyzn – mówi Ewa Koj, naczelnik pionu prokuratorskiego IPN w Katowicach. Te powiaty należały przed wojną do Niemiec. Jednak Sowieci wywozili też, choć na nieco mniejszą skalę, ludzi z polskiej części przedwojennego Śląska. Dlaczego? Bo potrzebowali niewolników do swoich kopalń. Traktowali Ślązaków z założenia jako Niemców i uznali ich za żywe reparacje wojenne. W bydlęcych wagonach do Donbasu, Kazachstanu i innych przemysłowych miejsc na Wschodzie jechali więc nawet śląscy żołnierze Armii Krajowej. Na przykład akowiec Maksymilian Chrobok, dzięki którego energii w czasie przejścia frontu została uratowana przed zatopieniem kopalnia „Knurów”. Wywieziono go na Kaukaz. Ci, którzy wrócili, wyglądali jak obciągnięte samą skórą szkielety. Zdarzało się, że nie poznawali ich nawet najbliżsi. Własne dzieci na ich widok szły zawiadomić mamę, że przyszedł jakiś „cudzy chop”, taki dziwny, bo chudy i obdarty. Domownicy nie poznali np. wracającego z wywózki ojca Jana Wieczorka, biskupa seniora z Gliwic. Sytuacja wyjaśniła się dopiero, kiedy przyszła żona wywiezionego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.