Wałęsa według Wajdy

Andrzej Grajewski

|

GN 40/2013

publikacja 03.10.2013 00:15

Film Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie jest nie tylko wydarzeniem artystycznym, ale także próbą interpretacji najnowszej historii Polski, która w moim przekonaniu jest nieprawdziwa i ułomna.

Kreacja Roberta Więckiewicza w roli Lecha Wałęsy jest sugestywna, ale jednostronna. Lepiej wypadają w filmie relacje rodzinne Wałęsów, także dzięki roli Agnieszki Grochowskiej jako Danuty Wałęsowej (zdjęcie obok) Kreacja Roberta Więckiewicza w roli Lecha Wałęsy jest sugestywna, ale jednostronna. Lepiej wypadają w filmie relacje rodzinne Wałęsów, także dzięki roli Agnieszki Grochowskiej jako Danuty Wałęsowej (zdjęcie obok)
fotosy MARCIN MAKOWSKI /MAKUFLY

Byłoby lepiej, gdyby ten film nakręcili Amerykanie, tak jak kiedyś zamierzali. Wówczas otrzymalibyśmy pełnokrwisty dramat polityczny, bez oglądania się na standardy poprawności politycznej, dominujące niestety w filmie Wajdy. Zbyt wiele w nim także jest przekłamań, zarówno na temat biografii tytułowego bohatera, jak i najnowszej historii Polski.

Zbyt schematyczny

Robert Więckiewicz jako filmowy Wałęsa zbudował sugestywną kreację nabzdyczonego i pewnego siebie prostaka, który nie wiadomo dlaczego nagle odegrał ważną rolę w naszej historii. Nie podzielam entuzjazmu wielu recenzentów zachwyconych tą rolą. Więckiewicz – moim zdaniem – zagrał parodię Wałęsy, opartą na jednej minie, jednym geście i jednej tonacji głosu. To być może jest Wałęsa z wywiadu z Orianą Fallaci, który według scenariusza ma być osią filmu. Nie chciał z nią rozmawiać, a gdy w końcu doszło do spotkania, był agresywny i bufoniasty. Fallaci jednak po rozmowie z nim zanotowała: „Uczciwy, szczery człowiek, nieco szalony, genialny trybun, nad którym unosi się powiew tragedii”. Film nie oddaje tego nastroju, podkreślając jedynie pyszałkowatość rozmówcy Fallaci. Nie pokazuje także najlepszego, w moim przekonaniu, fragmentu biografii Wałęsy, kiedy jesienią 1980 r. wyruszył w Polskę, zachęcając ludzi do tworzenia „Solidarności”. Widziałem go wtedy w akcji i był to inny Wałęsa aniżeli ten z filmu Wajdy. Czasem nieporadny i zagubiony, przytłoczony odpowiedzialnością, ale rzeczywisty przywódca, obdarzony intuicją i znakomitym wyczuciem nastrojów ludzi.

Groteska i kicz

Film fabularny ma swoje prawa do snucia własnych opowieści, jednak jakoś powinny one mieścić się w realiach tamtego okresu. Tymczasem sekwencja, w której strażniczka więzienna karmi własną piersią dziecko zatrzymanego w areszcie Wałęsy, jest nie tylko historycznym fałszem, ale sceną groteskową i kiczowatą. Podobnie jak ta, kiedy w czasie rewizji w domu Wałęsów jeden z esbeków, poruszony kazaniem Jana Pawła II w Warszawie, nagle osuwa się na kolana. Zastanawiam się, dlaczego takie sceny nakręcił twórca, który zarówno w „Człowieku z marmuru”, jak i „Człowieku z żelaza” nakreślił bardzo wiarygodne postacie funkcjonariuszy bezpieki. Zbigniew Zamachowski, który gra szefa ekipy rozpracowującej Wałęsę, jest cieniem kreacji Andrzeja Seweryna, ubeka z „Człowieka z marmuru”. Absurdalna jest także scena, kiedy Wałęsa wieziony do Arłamowa, gdzie będzie internowany, zostaje w środku lasu otoczony rozjuszonymi ludźmi, obarczającymi lidera „Solidarności” odpowiedzialnością za wprowadzenie stanu wojennego i wszystkie związane z tym problemy. Esbecy chronią lidera związkowego przed słusznym gniewem rodaków. Tego nawet propaganda stanu wojennego by nie wymyśliła. Absolutnie fałszywie przedstawiona jest także rola Wałęsy w środowisku przedsierpniowej gdańskiej opozycji. Twórcy filmu sugerują, że był on w nim jakąś centralną postacią, pouczając innych i wskazując właściwe metody działania. To oczywista nieprawda. Wałęsa nie był wtedy dla nikogo żadnym mentorem, ale jednym z robotników, który od 1978 r. aktywnie działał w środowisku Wolnych Związków Zawodowych.Tworzyli je przede wszystkim bracia Wyszkowscy – Krzysztof i Błażej, Andrzej Gwiazda oraz Anna Walentynowicz. Irytująca jest także maniera pokazywania Wałęsy na tle anonimowego i biernego tłumu podczas strajku oraz tworzenia „Solidarności”, jakby wszystko, co się wówczas dokonało, było jego zasługą. Jego rola w sukcesie sierpniowego strajku była wielka, ale oprócz niego była liczna, nie mniej ważna grupa osób i działaczy. Wszyscy oni są w filmie anonimowi, poza Henryką Krzywonos, której epizod został rozbudowany ponad wszelką miarę i zasługi, chyba tylko ze względu na wsparcie, jakiego na różnych polach udziela obecnej władzy.

W cieniu agentury

W sprawie uwikłania Wałęsy w kontakty z bezpieką, a z dokumentów zachowanych w IPN wynika, że od 29.12.1970 do 19.06.1976 był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, film kluczy, a czasem po prostu konfabuluje. Nieprawdziwa jest już scena z grudnia 1970 r., kiedy przestraszony Wałęsa, mający w domu rodzącą żonę, podpisuje dwa rutynowe dokumenty, mieszczące się w ramach akcji dyscyplinowania i pacyfikowania robotników. Nie wiemy, jaki kolejny dokument Wałęsa otrzymał do podpisu. Dopiero z późniejszych sekwencji możemy się domyślać, że było to zobowiązanie do współpracy. W kolejnym bowiem ujęciu Wałęsa odmawia donoszenia na kolegów i oświadcza esbekom, że wprawdzie wcześniej się z nimi spotykał i pisał dla nich raporty, ale teraz tego się wstydzi. W kilku obrazach zawarto sporo fałszu. Po pierwsze, gdy Wałęsa był przesłuchiwany i rzekomo w trosce o rodzącą żonę gotów był wszystko podpisać, jego dziecko było już na świecie. Syn urodził się dwa miesiące przed tą sceną. Film pokazuje, że Wałęsa odmówił donoszenia na kolegów, jednak zachowane dokumenty wskazują, że było inaczej. Nie jest także prawdą, że Wałęsa – jak mówi w filmie – o swych kontaktach opowiedział kolegom z opozycji. Mówił jedynie o rozmowach, które nazywał politycznymi. Zresztą w tej sprawie kluczy on od lat, zmieniając co jakiś czas własną interpretację tego fragmentu swej biografii. Twórcy filmu także nie mogą się zdecydować, jak zinterpretować te wydarzenia. Powracają do nich kilkakrotnie, ale bez odpowiedzi, czy współpraca z bezpieką była w życiorysie Wałęsy niewiele znaczącym incydentem, chwilą słabości, czy jednak miała znaczenie dla całej jego kariery politycznej. Widz nie wie, dlaczego filmowy Wałęsa ma ciągle z tym problem. Być może dopiero filmowcy nowego pokolenia, nieuwikłani w obecne układy środowiskowe i spory polityczne, będą mogli bardziej obiektywnie zmierzyć się z niezwykłą biografią Wałęsy, z pewnością kluczową dla dziejów Polski z okresu schyłku komunizmu i budowy fundamentów III Rzeczypospolitej.

Przeczytaj też: Oscar dla „Wałęsy”?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.