Jak się żyje z dziesiątką dzieci?

Adam Szewczyk

|

GN 39/2013

Przedmiotem wzgardy staliśmy się 
dla sąsiadów, igraszką i pośmiewiskiem 
dla otoczenia.

Jak się żyje z dziesiątką dzieci?

Kryzys demograficzny, przynajmniej w Polsce, to fakt. Jako kraj umieramy. Ale o wielodzietnych rodzinach, które żyją wbrew statystykom, potrafimy mówić z ironią: patologia. Niedawno zostałem chrzestnym kolejnego dziecka jednej z takich „patologicznych” rodzin. Dodam: dziecka planowanego. Mama w domu, tata na państwowej pensyjce. Dziesiątka (sic!) dzieci, z których jedno ma porażenie, a drugie autyzm. Duży dom, dwa duże psy, kot, kawka i wiewiórki. Niewykonalne? Jak się nie ma wiary, to tak. Nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek z nich narzekał. Ich optymizm i dystans do siebie zawstydzają mnie, a wiara w Bożą hojność czyni cuda. Ich cel to dom w górach, agroturystyka i dużo koni. Ziemię już mają. Spadła im z nieba. Dosłownie. Tak to jest jak oprócz religijnych praktyk znajdzie się jeszcze trochę miejsca na żywą wiarę. I zastanawiam się tylko, kto z kogo powinien się tutaj śmiać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.