Unia – tajemnica pamięci

Andrzej Nowak

|

GN 39/2013

Tajemnica miłości: który związek polityczny w dziejach Europy wprowadzał takie rozważania?

Unia  – tajemnica pamięci

Chyba utwierdzę stereotyp krakusa, rozmiłowanego w jubileuszowej pompie, bo i tym razem nie mogę się oprzeć pokusie nawiązania do wielkiej rocznicy. 2 października mija bowiem równo 600 lat od odnowienia unii polsko--litewskiej w Horodle nad Bugiem. Niezwykły charakter tej unii określony został nie przez uroczyste potwierdzenie dokonanego już w 1385 roku w Krewie połączenia dwóch państw (formalnie włączenia Litwy do Korony Królestwa Polskiego), ale przez „adopcję” 47 rodów litewskich do herbów polskich panów i szlachty. To była unia społeczeństw, a w każdym razie początek unii ich elit – ograniczonej najpierw do elit katolickich, litewskich, od połowy XV wieku rozszerzanej także (choć, niestety, niekonsekwentnie) o rody ruskie, prawosławne. I ta unia przetrwała blisko cztery wieki.

Jaka była jej tajemnica? Po wielkim wspólnym zwycięstwie pod Grunwaldem Litwa i Polska musiały na nowo określić sens swego zbliżenia. I wtedy Władysław Jagiełło i Witold znaleźli dobrą formułę dalszego trwania unii, a ktoś z wykształconych w Akademii Krakowskiej urzędników kancelarii królewskiej dał tej formule niezwykły wyraz: słowa wstępu do aktu zbratania Litwinów z Polakami: „Wiadomo, że nie dostąpi zbawienia, kto nie będzie wspierany t a j e m n i- c ą m i ł o ś c i [misterio caritatis], która nie działa opacznie, lecz promieniejąc własną dobrocią, zwaśnionych godzi, pokłóconych łączy, odmienia nienawiści, uśmierza gniewy i daje wszystkim pokarm pokoju, rozproszone zbiera, znękane krzepi, szorstkie wyrównuje, krzywe prostuje, wszystkie cnoty wspomaga, nikogo nie krzywdzi, wszystko miłuje, tak że ktokolwiek w jej ramiona się ucieka, znajdzie bezpieczeństwo i nie będzie się obawiał niczyjej napaści”.

Tajemnica miłości: który związek polityczny w dziejach Europy wprowadzał takie rozważania? I który okazał się trwalszy od tego na 400 lat wiążącego unią Polskę z Litwą – z krajami europejskiego Wschodu? A jednak – po wspaniałej, arcybogatej historii – unia się rozpadła. Litwini w okresie rozbiorów, niesieni inspiracją romantyczną, jak tyle innych narodów naszego regionu Europy, poszukali swych odrębnych korzeni w ludowej tradycji, języku. Ostatni raz wystąpili wspólnie z Polakami przeciw carskiemu zaborcy w powstaniu styczniowym w roku 1863. Dwa lata przed powstaniem akt usypania kopca w Horodle, mającego upamiętnić 448. rocznicę unii, był pięknym testamentem historycznej zgody naszych narodów. Jednak po 1863 roku, na fali prześladowań polskości przez Rosjan, Litwini zobaczyli w dawnej unii tragedię utraty własnej, odrębnej tożsamości, jej rozpuszczenia w atrakcyjnej kulturze polskiej i języku. W Horodle dojrzeli ukrytą perspektywę wywłaszczenia z własnej historii i pamięci: jak to, to zostaliśmy „adoptowani” przez polskich panów, jakbyśmy nie mieli swoich rodziców, tradycji, jakbyśmy byli znikąd? W unii, a potem w Rzeczypospolitej dostrzegli „panteon polskości”, budowany na „litewskiej mogile”, na grobie przedunijnej, odrębnej, tak wyraziście zaznaczonej od Mendoga do Witolda litewskiej odrębności.

Tego zarzutu nie mogli przyjąć Polacy, którzy inaczej widzieli wspólną przeszłość. Dla naszych pradziadów pretensje Litwinów, a także Ukraińców i Białorusinów do wyparcia polskości za granice etnograficzne, na zachód od Bugu, oznaczały także dramat utraty swojej tożsamości, swoistości polskiej kultury. Pisał o tym z bólem twórca polskiej koncepcji solidarności Edward Abramowski: „Dla etnograficznej Polski trzeba by było utworzyć nową kulturę i nową duszę. Nie miałaby ona ani historii, ani przeszłości. Czy z takim okaleczeniem duchowym naród mógłby żyć? (…) Ma się jakieś przykre, gnębiące wrażenie, (…) że tam, za Bugiem i Sanem, jesteśmy już obcymi, że jesteśmy kolonią p r z y b y s z ó w, których osadził ongi »imperializm« polski”. Polskość z zakwestionowanym w niej miejscem Mickiewicza, Słowackiego, Kościuszki, Moniuszki, a także z wymazanym z jej tradycji Wilnem, Lwowem, Grodnem – taka polskość istotnie oznaczała utworzenie dla niej „nowej duszy i nowej kultury”. Oznaczała także konieczność budowania nowej pamięci, a może przede wszystkim wymazania starej, zapomnienia tego, czym była polskość dla Abramowskiego na przykład i dla tysięcy, dziesiątków tysięcy takich rodzin jak jego. To oznaczać musiało budowanie – przynajmniej na wschód od Bugu – panteonu odkrywających swoją pamięć Litwinów, Białorusinów, Ukraińców – na grobie polskiej pamięci Rzeczypospolitej.

Czy możemy do tej pamięci wrócić? Po jej zniszczeniu przemocą przez sowiecki walec? Teraz znów słyszymy, że do raju postnowoczesności, do nowej (europejskiej) unii nie wejdzie ten, kto nie napije się wody z Lety, rzeki zapomnienia – zapomnienia wcześniejszej, silnej, obciążonej konfliktami i urazami tożsamości narodowej w jej wersji XIX- i XX--wiecznej. Znów trzeba zobaczyć siebie jako obcych we własnej historii, trzeba się niejako wywłaszczyć z tej historii – zobaczyć w niej innych i zobaczyć siebie jako obcych. Dotyczy to i Polaków, i Litwinów. Może wobec tego powinniśmy poszukać siebie w historii na nowo? Może powinniśmy zrozumieć Litwinów w ich upartej pamięci odrębnej tożsamości, a i oni może lepiej nas zrozumieją, kiedy my bronić próbujemy naszej pamięci – nie przeciw nim, ale przeciw zapomnieniu. Może znajdziemy wobec tego nowego wyzwania inspirację w słowach tamtej unii, opartej na „tajemnicy miłości”? Teraz, kiedy ma ją zastąpić zimna, krótka bardzo pamięć ideologów „płynnej ponowoczesności”, może znajdziemy znów we wstępie do unii horodelskiej ratunek przed niepamięcią, przed podziałem? No cóż, najpierw musimy przezwyciężyć nasz fatalny, rozgrywany przez sąsiedzkie imperium, podział wewnętrzny… I na Litwie, i w Polsce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.