Powrót disco polo

Szymon Babuchowski

|

GN 38/2013

publikacja 19.09.2013 00:15

Pogardzane i popularne jednocześnie. Po kilku latach nieobecności w mediach disco polo wróciło i święci triumfy.

Trudno sobie wyobrazić wesele  bez hitu zespołu Boys  „Jesteś szalona” Trudno sobie wyobrazić wesele bez hitu zespołu Boys „Jesteś szalona”
TOMASZ RADZIK /east news

Połowa lat 90. XX wieku. W niedzielę o 11.00 na Polsacie rusza Disco Relax. Z ekranu płyną piosenki Bayer Full, Akcentu, grupy Boys czy wreszcie ikony disco polo – Shazzy. Uśmiechamy się ironicznie, ale nikt nie zmienia kanału. Mówimy: „obciach”, ale bacznie obserwujemy to, co dzieje się na ekranie. Jest taniec, zabawa, kolor. Są melodie, które można zanucić. Polska się zmienia, choć niekoniecznie na lepsze. Przy wtórze piosenki Top One „Ole, Olek” Aleksander Kwaśniewski wygrywa wybory.

Z biesiady na scenę

Na temat fenomenu disco polo powstała już niejedna praca magisterska. Bo to przecież niezwykłe, że gatunek tak powszechnie pogardzany, cieszy się jednocześnie taką popularnością. Czy nie mamy tu do czynienia z jakąś schizofrenią? Z rozbieżnością pomiędzy deklarowanymi a rzeczywistymi gustami Polaków? A może disco polo dzieli nasze społeczeństwo – na tych, którzy je kochają, i tych, którzy nienawidzą? Aby spróbować zrozumieć to niezwykłe zjawisko, trzeba cofnąć się do jego źródeł. Wbrew pozorom nie należy ich szukać w twórczości zespołów takich jak Papa Dance czy Kombi, które w latach 80. próbowały przeszczepić na polski grunt muzykę synth-popową, lecz w działalności kapel weselnych i biesiadnych. To właśnie w tej grupie wykonawców dokonała się pod koniec lat 80. prawdziwa rewolucja. Coraz bardziej dostępny keyboard wypierał stopniowo instrumenty akustyczne. Wiadomo – wyposażony w przeróżne automaty, nie wymagał od muzyka zbyt wielkich umiejętności, a ponadto mógł zastąpić całą orkiestrę. Wraz z politycznym przełomem, który nastąpił w 1989 r., diametralnie poszerzyły się też możliwości rejestrowania tego typu muzyki. Każdy mógł nagrać płytę, czy może raczej kasetę – bo to one królowały w tamtym czasie – a kwitnące piractwo fonograficzne sprawiło, że piosenki nagrywane przez podrzędne zespoły trafiały na bazary w całej Polsce. Od tej właśnie wszechobecności na przydrożnych stoiskach nurt wziął swoją pierwotną nazwę – „muzyka chodnikowa”. Jego niekwestionowanym liderem był wówczas zespół Top One, którego wydawnictwa sprzedawały się w ponadmilionowym nakładzie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.