Dwie panie z „Gościem”

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 38/2013

publikacja 19.09.2013 00:15

Nasze czytelniczki – Salomea Szymik i Maria Rożek nauczyły się czytać na „Gościu Niedzielnym” i nie rozstają się z nim przez kilkadziesiąt lat. Opowieść o ich życiu to część historii tygodnika.

W domu pani Marii Rożek „Gość” od zawsze był codzienną lekturą. Dziś pani Maria związana jest z tygodnikiem jeszcze bardziej niż w przeszłości – jej wnuk Tomasz prowadzi w GN dział naukowy W domu pani Marii Rożek „Gość” od zawsze był codzienną lekturą. Dziś pani Maria związana jest z tygodnikiem jeszcze bardziej niż w przeszłości – jej wnuk Tomasz prowadzi w GN dział naukowy
Roman Koszowski /GN

Jedna mieszkała w Kokoszycach, na terenie, gdzie przed wojną mówiło się po niemiecku. Druga w Kończycach, dziś dzielnicy Zabrza, które było wtedy niemieckie. Obie biegle władają oboma językami, ale polski jest ich ukochanym. To niezwykłe, że poznały go dzięki „Gościowi Niedzielnemu”.

Kanarek i prenumerata

Pani Salomea Szymik miała 7 lat, kiedy w marcu 1937 r. sprowadzili się z tatą Antonim do Kokoszyc. – Pierwsze, co zrobił tata, to kupił kanarka, radio i zamówił prenumeratę „Gościa” – opowiada. – Tygodnik trzeba było odbierać w zamku, do dziś domu rekolekcyjnym. Co tydzień w drzwiach witała mnie tam ciepło s. Klaudia, jadwiżanka: „Dobrze, że jesteś, miła dziewczynko”. Ale raz po drodze skoczył na nią pies należący do ogrodnika i zaprzestała wędrówek. Za to nie przestała czytać „Gościa”, którego tata nie pozwalał wyrzucać, mówiąc, że się przyda. I rzeczywiście, w czasie okupacji całe stosy tygodnika były dla niej najważniejszą lekturą. Przed wojną w pierwszej klasie niemieckiej szkoły powszechnej uczyła się niemieckiego, ale polskiego cały czas z „Gościa”. – Telewizora nie było, radia słuchali tylko dorośli, a ja miałam „Gościa” – uśmiecha się. – Wspaniałe były okładki – w kolorze, ale otulone sepią. Na każdej zamieszczano arcydzieła malarstwa z postaciami świętych. Do dziś nosi w pamięci obrazy Jana Chrzciciela, Narodzenie Pańskie, św. Jana Bosko, św. Andrzeja Bobolę. – Z tego dałoby się stworzyć album, oglądałam je z zachwytem po sto razy – wspomina. Jej uwagę przyciągały też fotografie ze świata. – Spodobała mi się angielska królowa w karocy z dwiema dziewczynkami w moim wieku. Jedną z nich była królowa Elżbieta – mówi. – Żaliłam się tacie, że mi źle, że nie mamy karocy. A on wziął mnie na kolana i wytłumaczył, że bycie księżniczką to również obowiązki. No to przestałam o tym marzyć – śmieje się. Jej ojciec był niezwykle oczytanym i mądrym człowiekiem. Urodził się w Westfalii, ale czytał i pisał bezbłędnie po polsku. Znał też historię Polski i Niemiec, no i doskonale Pismo Święte.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.