O wspólnocie na poważnie

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 37/2013

Opłaca się wspólnie budować pomyślność własnego kraju.

O wspólnocie na poważnie

Nie sposób otwarcie kwestionować wartość wspólnoty. Budzi dobre skojarzenia, szczególnie w połączeniu z „dobrem wspólnym”. Łatwo deklarować „prymat dobra wspólnego nad interesami prywatnymi” w przemówieniach i ulotkach stowarzyszeń, fundacji czy partii politycznych. Znacznie trudniej wprowadzać w życie rozwiązania, które taką wspólnotę realnie budują. Bowiem to, co wspólnotowe, często bywa w sporze z tym, co indywidualne, prywatne i egoistyczne. Wspólnota jest wszakże „siecią relacji międzyludzkich, zabarwionych emocjonalnie i zobowiązaniem wobec wspólnie podzielanych wartości, norm i tożsamości” (A. Etzioni). Ma realną zdolność „wywierania moralnego wpływu na swoich członków i egzekwowania od nich pewnego stopnia posłuszeństwa” (D.E.Pearson).

Paradoksy łączenia wartości liberalnych i wspólnotowych znakomicie przedstawiła A. Gawkowska w swojej książce „Biorąc wspólnotę poważnie?”. Spór o zakres zobowiązań jednostki wobec innych i wymagań, które wspólnota może stawiać jednostce, jest równie stary, co nierozwiązywalny. W praktyce to my, obywatele, decydujemy o granicach naszych zobowiązań wobec wspólnoty. Nie jest dzisiaj łatwo godzić myślenie wspólnotowe z „kultem jednostek” wyzwolonych z ograniczeń i domagających się coraz większej autonomii dla „własnych” norm i „własnych” tożsamości. Nawet płeć przestaje być źródłem zobowiązań, gdy nauka i edukacja oferuje młodemu pokoleniu indywidualistyczną perspektywę: w miejsce kobiecej i męskiej tożsamości płci dowolnie wybierana „orientacja”.

Tym samym nawet rodzina, pierwsza i najważniejsza wspólnota, zdaje się poważnie zagrożona. Nic dziwnego, że podobnie jest ze wspólnotą narodową, złożoną z ludzi o odmiennych poglądach i interesach. Jej zdolność „wywierania moralnego wpływu i egzekwowania posłuszeństwa” jest wyraźnie mniejsza niż rodziny. Pozornie – wspólnoty nie mają w III RP jawnych przeciwników. W praktyce życia społecznego – widać wyraźnie skutki ich działalności. Nie da się dłużej ukrywać skali błędu, jakim było wprowadzenie OFE. Zdajemy się rozumieć konsekwencje przyzwolenia dla dalszej redukcji historii i zmiany kanonu lektur w szkolnej edukacji.

Zaczynamy także dostrzegać konsekwencje komercjalizacji służby zdrowia, która wymagających leczenia pacjentów zamieniła w „biorców usług medycznych”, limitowanych przez NFZ. I zauważyliśmy wreszcie, że praca człowieka, o której Jan Paweł II mówił, że jest „podstawowym powołaniem człowieka na tej ziemi” (Katowice, 20 VI 1983 r. ) zamieniła się w niechciane koszta działalności gospodarczej pracodawcy. I nic dziwnego, że także NSZZ „S”, który dzięki wspólnotowej solidarności Polaków wywalczył suwerenne państwo i obywatelskie wolności, stał się nawet dla środowisk o solidarnościowych korzeniach „zagrożeniem w rozwoju społeczno-gospodarczym Polski”. Troska o dobro wspólne, o narodową wspólnotę Polaków to konkret, a nie tylko piękna deklaracja. To, czy przejawia się w rozwiązaniach przyjętych dla wielodzietnych rodzin, ludzi starszych, chorych, bezrobotnych i młodych pokoleń. W normalnych, europejskich państwach wiarygodność stosunku do własnej wspólnoty narodowej mierzą systemy ubezpieczeń emerytalnych, kondycja służby zdrowia, system edukacji, pozycja związków zawodowych czy polityka tworzenia miejsc pracy we własnym kraju, a nie na emigracji.

To w takich konkretach wyraża się prawdziwy stosunek do obywatelskiej i narodowej wspólnoty. Normalny, europejski naród „używa” własnego, suwerennego państwa do budowy wspólnoty wartości i tożsamości oraz realizacji własnych, gospodarczych interesów. Pod warunkiem, że stanowi narodową wspólnotę. Można sobie wyobrazić hipotetyczną sytuację, w której słabnące poczucie wspólnoty narodowej sprawi, że w imię indywidualnych interesów Polacy wybiorą nie tylko emigrację („bo w tym kraju nie da się żyć”), lecz także akceptację dla przekazania kompetencji decyzyjnych silniejszym i lepiej zarządzanym państwom. Niemożliwe? A jednak taką decyzję podjęła swojego czasu znaczna część polskich elit, akceptując rozbiór Rzeczypospolitej. Mamy powody do obaw. Ograniczenie nauczania historii i eliminacja z kanonu szkolnych lektur dzieł literackich, konstytuujących polską tożsamość, osłabia międzypokoleniową wspólnotę Polaków.

Błąd popełniony w 1999 roku wraz z utworzeniem systemu OFE, które w miejsce wspólnoty interesów wprowadziły przymusowy egoizm, kosztuje nas coraz więcej. Już prawie zanikła świadomość, że publiczny system emerytalny jest i powinien pozostać instytucją wzajemnych zobowiązań międzypokoleniowych. Nowe pokolenie pracujących zapewnia „swoim emerytom” godną starość, opłacając swoje emerytalne składki. Dbałość o własną emeryturę wymaga pracy, możliwie dobrze płatnej i wykonywanej przez wiele lat. Taki mechanizm wzmacnia wspólnotowe myślenie o miejscach pracy, godnej płacy i patriotyzmie konsumenckim. Komercjalizacja służby zdrowia zmienia reguły gry. System wymusza nie tyle leczenie, co świadczenie limitowanych usług medycznych. A my opłacamy nie tylko rosnące koszty leczenia, lecz także zyski właścicieli szpitali i przychodni. Czy aby na pewno świadomie wybraliśmy drogę, na której nasza narodowa wspólnota „płynnie” przekształca się w kohortę siły roboczej oraz konsumentów towarów? Przecież w 1980 roku niezależny i samorządny związek zawodowy nazwaliśmy Solidarnością!

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.