Zabobon szkolny

Franciszek Kucharczak

|

GN 36/2013

publikacja 05.09.2013 00:15

Gdyby religia w szkole szkodziła Kościołowi, jego wrogowie zostaliby katechetami.

Zabobon szkolny Franciszek Kucharczak

Już widać, co będzie tematem jednej z głównych „kampanii społecznych”, aplikowanych ludowi w tym roku szkolnym. Jeszcze małolaty nie ruszyły do szkół, a już ruszyły w mediach „dyskusje” o lekcjach religii w szkole. A to się u Lisa na portalu anonimowa matka oburza, że w zerówce jej pociecha ma dwie lekcje religii i tylko jedną angielskiego, a to gazeta „sam wiesz, która” rozdziera łamy nad „naruszeniem wolności sumienia i wyznania”, jaką ma być kreska na świadectwie w rubryce „religia/etyka”. Do tego dochodzą standardowe pojękiwania nad „niekompetencją katechetów” i westchnienia za cudownymi czasami, gdy dzieci uczyły się religii w parafiach.

O tak, kiedyś wszystko było lepsze. W kolanach nie strzykało, w krzyżu nie łupało, dziewczyny fajne były, to i parafialne salki ulotna pamięć ozłociła. Amatorom katechetycznych podróży sentymentalnych trzeba jednak przypomnieć, że – jak powiedział „Pan Tarej” – wszystko płynie i nie da się dwa razy wejść do tej samej salki.

Do szkoły chodzą w większości katolicy, a ich rodzice życzą sobie dla nich religii? No to o co chodzi? Szkoła ma zapewnić nauczanie religii w swoich murach i koniec.

Niedawno spotkałem się z argumentem, że taka sytuacja, to szkodliwy dla Kościoła „sojusz tronu z ołtarzem”. Jaki sojusz? A to my z łaski tronu mamy w szkole religię? Jak długo będzie w nas pokutował sowiecki sługus, widzący we władzy łaskawcę, któremu trzeba dziękować nawet za dostęp do powietrza? To ci, co siedzą na tronie, są tam z łaski narodu i mają robić to, co my, naród, sobie życzymy.

To przez takie wasalne myślenie wydaje się wielu, że w szkole rację bytu mają tylko rzeczy „neutralne”, czyli negujące realność świata duchowego. Zwolennicy takich idei zapominają, że myśmy to już przerabiali: dzięki komunistom polska szkoła była „neutralna” przez pół wieku po zakończeniu II wojny światowej. I jakoś nikt nie płakał, gdy się ten „światły” okres w edukacji skończył.

Dziś odżywa zabobon wojującego ateizmu, wedle którego w szkole trzeba pozbyć się części samego siebie, nawet gdy to część najważniejsza. Stąd powtarzające się awantury o krzyże w klasach, dąsy na obecność osób w strojach duchownych i wystawianie prowokatorów, „urażonych” znamionami wiary w przestrzeni publicznej. Do tego dochodzą rzesze pożytecznych katolików, którzy po lekturze „postępowych” tekstów głoszą hasła w rodzaju: „Religia w szkole powinna być religioznawstwem”.

Ten ostatni postulat przebija się coraz częściej. Jeśli coś takiego powtarza katolik, to niech swoim dzieciom zamiast obiadu serwuje pogadankę o kulinariach całego świata. To jest właśnie „religioznawstwo zamiast katechezy”.

Narastająca „debata” o obecności religii w szkole jest po to, żeby religii w szkole nie było. Zobaczcie, komu ona tam najbardziej wadzi: lewakom, ideologicznym obsesjonatom, deprawatorom spod znaku feminizmu i homopropagandystom.

Dopóki w szkole jest religia, dopóty ci ludzie nie mogą swobodnie tam wejść ze swoją śmiertelną dla duszy ofertą. Już choćby dlatego musi tam zostać. A nie tylko dlatego.

Różnice wyznań

Poseł John Godson odszedł z PO z powodu „różnic światopoglądowych” i nacisków, jakim był poddawany, szczególnie w kwestii związków partnerskich osób tej samej płci. Poseł Godson jest zielonoświątkowcem, zaś naciskali go posłowie uważający się w większości za katolików. I właśnie na tym polegają w tym wypadku te „różnice światopoglądowe”: Godson jest zielonoświątkowcem wierzącym w Chrystusa, a popierający wynaturzenia posłowie są katolikami wierzącymi w reelekcję.

Treści naruszają

Czytelniczka „Gościa” napisała na Facebooku: „Pan nasz powiedział: »kto was słucha mnie słucha« – czyli mamy przyjmować i realizować nauczanie Stolicy Apostolskiej. Ten, kto odrzuca autorytet Kościoła urzędowego, tym samym wyłącza się ze wspólnoty Kościoła – niczym się nie różni wtedy od protestantów”. Nazajutrz, gdy próbowała się zalogować na FB, zobaczyła swój wpis w ramce, a nad nią napis: „Usunęliśmy materiały opublikowane przez Ciebie. Usunęliśmy te treści z Facebooka, ponieważ naruszają one standardy społeczności”. Następnie otrzymała informację, że jej konto zostało zablokowane na 12 godzin. Wiadomo – katolicki fanatyzm trzeba tępić. Dodajmy, że profil zatytułowany „Jan Paweł Drugi zaj... mi szlugi”, przeciw któremu protestowały tysiące ludzi, wisi sobie w najlepsze.

Zielony postęp

Niemiecka Partia Zielonych (15 proc. poparcia), znana ongiś z pedofilskich upodobań, tym razem chce legalizacji kazirodztwa, bo jego zakaz „nie pasuje do współczesnych poglądów na małżeństwo i rodzinę”. Zdaje się, że do „współczesnych poglądów” nie pasuje już tylko prawdziwe małżeństwo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.