Nowa edukacja domowa

Agata Puścikowska

|

GN 36/2013

Początek roku witamy my, rodzice, jak zwykle niepewnie.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Bo coraz częściej i rodzice, i uczniowie w placówkach edukacyjnych czują się jak nieproszeni goście. W dodatku od wielu już lat obserwuje się w szkole tendencje mocno niepokojące. O edukacji seksualnej, która teoretycznie jest dobrowolna, ale której w praktyce w wielu szkołach strach się sprzeciwić, już wiadomo. O 6-latkach przymusem wcielanych w szkolne ławy nawet się już pisać nie chce. O nowościach programowych, które zawężają głód wiedzy, uszczuplają wiadomości, też się dyskutuje.

Z tych smutnawych rozważań można dostać szkolnej depresji (podobno milion polskich dzieci z powodu nauki miewa stany depresyjne). Z ponurych analiz natomiast wynikają potem przeróżne pomysły ratowania polskiego ucznia. Powstają choćby tzw. szkoły demokratyczne, w których dzieciom wpajana jest zasada „róbta, co chceta”. Czasem podaje się również rady, żeby dzieci edukować prywatnie. Złote rady, choć dla większości rodzin nieco zbyt błyszczące, bo za ciężkie złotówki... W końcu też słychać głosy, by brać polską szkołę w swoje ręce i działać, czyli monitorować działania dyrekcji. Pomysł dobry, ale potrzeba do tego ogromnej siły woli i samozaparcia. Bo wiadomo, że dzieci rodziców niepokornych, którzy idą pod prąd, lekko w szkołach nie mają. Pojawia się i pomysł edukacji domowej – czyli uczymy dzieci w domu tego, co chcemy i jak chcemy, a specjalne komisje sprawdzają poziom dziecięcej wiedzy. I ten ostatni pomysł wydaje się sensowny. Pod warunkiem jednak, że rodzinę stać, by ojciec czy matka zrezygnowali z pracy zawodowej. I pod warunkiem, że… rodzice chcą i potrafią uczyć zarówno polskiego, jak i biologii czy fizyki. Spora mniejszość…

A rodziny, które nie mogą sobie pozwolić ani na prywatne szkoły, ani na edukację domową? Jest trzecia droga! To nowa edukacja domowa. W sumie stara jak świat. Czyli konkretna zamiana rodzicielskiego powołania w czyn. Po lekcjach szkolnych po prostu trzeba dzieci… edukować domowo. Po zajęciach można i trzeba zarówno czytać z dzieckiem „Pana Tadeusza”, jak i rozmawiać o seksie. Nie oglądając się na system. AŻ TYLE nam, rodzicom, pozostaje. Wychowanie i odpowiedzialność.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.