Rząd kupuje czas

Stefan Sękowski

|

GN 35/2013

publikacja 29.08.2013 00:15

O dziurze budżetowej, sięganiu po pieniądze z OFE oraz o braku optymizmu dla polskiej gospodarki z prof. Zytą Gilowską

Prof. Zyta Gilowska ekonomistka, członek Rady Polityki Pieniężnej, minister finansów i wicepremier w rządach Kazimierza Marcinkiewicza oraz Jarosława Kaczyńskiego. Poseł na Sejm IV i VI kadencji, członkini Rady Polityki Pieniężnej. Wykłada na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jest też członkiem Komitetu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Prof. Zyta Gilowska ekonomistka, członek Rady Polityki Pieniężnej, minister finansów i wicepremier w rządach Kazimierza Marcinkiewicza oraz Jarosława Kaczyńskiego. Poseł na Sejm IV i VI kadencji, członkini Rady Polityki Pieniężnej. Wykłada na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jest też członkiem Komitetu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk.
roman koszowski /gn

Stefan Sękowski: Zaskoczyła Panią podwyżka deficytu budżetowego, zaproponowana przez rząd?

Prof. Zyta Gilowska: Nie. To było do przewidzenia. Już w ubiegłym roku było wiadomo, że te 35 mld zł deficytu nie jest realne, ponieważ prognozowane na 2013 r. wskaźniki makroekonomiczne były nierealne. Zwolennicy rządu bronią go, twierdząc, iż minister Rostowski zrobił to celowo, by oszukać zagraniczne instytucje finansowe, które mogłyby wycofać z Polski swoje środki. To tłumaczenie jest komiczne – wielkie instytucje finansowe lepiej od nas orientują się w naszych finansach.

Dało się tego uniknąć?

Nie, nie dało się. Wpłata do budżetu części zysku z NBP nieco osłodziła tę żenującą sytuację i można było powiedzieć, że brakuje tylko 25 mld zł, a nie aż 30 mld zł. Deficyt budżetowy jest wielkością wynikową – taki w istocie został zaplanowany, ale ujawnienie całej sprawy odsunięto w czasie z powodów propagandowych. Dotyczyło to także parametru znacznie ważniejszego – kwoty długu publicznego. Tutaj rząd w swoich raportach do Brukseli „pomylił się”, według analiz prof. Stanisława Gomułki z Business Center Club, aż o 5 proc. PKB, czyli o około 85 mld zł. Przecież nie można się pomylić o 85 mld zł, takie „pomyłki” nie istnieją.

Pomylił się także przy planowaniu wpływów z podatków pośrednich. Podwyżka stawki VAT miała zwiększyć wpływy, tymczasem państwo uzyskało mniej pieniędzy niż przed podwyżką podatków.

Podwyższanie stawek podatkowych nie prowadzi do większych wpływów do budżetu. Ubolewam nad tym, że nie korzysta się z instrumentów ułatwiających pobór VAT, które przygotowywałam, gdy byłam ministrem finansów. Chodzi o to, by drobni przedsiębiorcy, usługodawcy detaliczni, nie płacili VAT wedle stawek, ale niski, kwotowy ryczałt. Obawiam się, że pobór VAT w Polsce jest bliski załamania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.