Divide et impera

Jacek Dziedzina

Armia egipska robi z chrześcijanami to samo, co faraon robił z Żydami.

Divide et impera

Tak, tak – armia. Przywykliśmy wprawdzie do medialnych doniesień o grupach islamistów, którzy dokonują kolejnych ataków na kościoły, ale to tylko powierzchowny opis rzeczywistości.

Islamiści są tylko ślepymi narzędziami, tak, jak chrześcijanie są zwykłymi pionkami w rękach armii. Stara, sprawdzona zasada „dziel i rządź” sprawdza się i tym razem. Armia świadomie prowokuje sytuacje, będące zagrożeniem dla chrześcijan. Wszystko w jednym celu: umocnienia swojej władzy i wizerunku jedynej siły zdolnej zapewnić bezpieczeństwo, także mniejszościom. Mówili mi o tym otwarcie zarówno zachodni dyplomaci, pracujący w Kairze, jak i mieszkający tam duchowni z Europy. – Armia dawkuje prześladowania rękoma radykałów – powiedział mi w tym tygodniu jeden z księży przebywających w Kairze. – Robi to umiarkowanie. Dokładnie tak samo postępował w starożytnym Egipcie z Żydami faraon: rozsądnie w nich uderzmy. Polityka armii jest podobna: trzymać ich krótko, co jakiś czas napuścić na nich muzułmanów, ale nie za bardzo. Przecież wojskowi dobrze wiedzieli, jak zareagują islamiści, kiedy zobaczą patriarchę Tawadrosa u boku generała Al-Sissiego w telewizji. Po co go tam ciągnęli? – pyta retorycznie mój rozmówca.

Podobnie z zaskakującymi deklaracjami. Byłem zdumiony, gdy kilka dni temu patriarcha koptyjsko-katolicki wydał oświadczenie o następującej treści: „Świadomie i dobrowolnie wspieramy wszystkie instytucje państwowe w kraju. W szczególności wymienić należy egipską policję i armię, które w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa i z dużym wysiłkiem bronią naszej ojczyzny. To nie jest walka między politycznymi stronnictwami, raczej walka z terroryzmem”.

Po co taka czołobitność? Być może patriarchowie nie chcą narażać swoich współbraci na zemstę wojska. Tyle tylko, że swoją obecnością u boku armii ściągają na siebie zemstę fanatyków islamskich. Z których większość to niekoniecznie członkowie Bractwa – niezdolnego do masowych akcji bojowych – tylko salafici, prawdziwi radykałowie, którzy... razem z chrześcijanami poparli wojskowy zamach stanu, licząc na przejęcie schedy po Braciach.

I armia tego konfliktu potrzebuje, bo w ten sposób umacnia swoją pozycją żandarma między Koptami i islamistami. Równocześnie należy pamiętać, że nie wszyscy muzułmanie mają ochotę w tym konflikcie brać udział. Świat obiegło poruszające zdjęcie przedstawiające kordon utworzony przez muzułmanów wokół kościoła – w ten sposób własnymi ciałami chcieli osłonić modlących się w tym czasie w świątyni chrześcijan, narażonych na atak bojówek. Podobny kordon utworzyli dwa lata temu chrześcijanie wokół modlących się muzułmanów, w czasie tzw. arabskiej wiosny. Jak widać, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana…