„Chcę, żebyście wyszli na ulice” – powiedział papież. Wiśta wio, łatwo powiedzieć… Jak ma przełamać wstyd pokolenie, które od pacholęcia faszerowane było piosenką „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”?
Jedna z rozmów, jakich wiele przeprowadzają ewangelizatorzy na Przystanku Woodstock HENRYK PRZONDZIONO /GN
Podczas spotkania z Argentyńczykami goszczącymi w deszczowym Rio papież Franciszek zawołał: „Kościół musi wyjść na ulice, inaczej stanie się organizacją pozarządową. Chcę, żebyście wyszli na ulice”. Łatwo powiedzieć… I co dalej? Jakie pytania zadawać? Co mówić? W jaki sposób przełamać wstyd, strach? Zapytałem o to osoby, które na własnej skórze przerobiły wielokrotnie uliczne ewangelizacje.
Zapaść się pod ziemię...
„Bo gdy się wyrusza, idzie się z płaczem, rzucając nasiona, a gdy się wraca, wraca się ze śpiewem, niosąc pełne snopy” – taką pieśń śpiewamy na Drodze Neokatechumenalnej – opowiada Maciej Sikorski z Krakowa. – To również znakomita opowieść o ulicznej ewangelizacji. Pamiętam, jak szedłem kiedyś na nocną Drogę Krzyżową, która ruszyła ulicami Krakowa i szła aż do Kalwarii Zebrzydowskiej. Szedłem na samym początku. Dostałem duży brzozowy krzyż. Ruszyliśmy, gdy nagle z naprzeciwka wyszedł facet, z którym… robiłem na co dzień biznesy. Palił papierosa, był lekko zawiany. Myślałem, że spalę się ze wstydu. Miałem nadzieję, że zapadnę się pod ziemię. Marzyłem o jednym: o tym, by mnie nie zauważył. Był pijany i pewnie mnie nie dostrzegł. Nigdy nie poruszał tego tematu. O wiele prostsze niż wychodzenie na ulice jest mówienie świadectwa do ludzi, którzy cię zaprosili. Nawet w więzieniu. Stoisz za pulpitem, słuchacze skupiają na tobie wzrok. Uliczne ewangelizacje nauczyły mnie jednego: musisz otworzyć się na nieprzewidywalność. Spotkaliśmy się nawet z agresją.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.