Na ulice!

Marcin Jakimowicz

|

GN 34/2013

publikacja 22.08.2013 00:15

„Chcę, żebyście wyszli na ulice” – powiedział papież. Wiśta wio, łatwo powiedzieć… Jak ma przełamać wstyd pokolenie, które od pacholęcia faszerowane było piosenką „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”?

Na ulice! Jedna z rozmów, jakich wiele przeprowadzają ewangelizatorzy na Przystanku Woodstock HENRYK PRZONDZIONO /GN

Podczas spotkania z Argentyńczykami goszczącymi w deszczowym Rio papież Franciszek zawołał: „Kościół musi wyjść na ulice, inaczej stanie się organizacją pozarządową. Chcę, żebyście wyszli na ulice”. Łatwo powiedzieć… I co dalej? Jakie pytania zadawać? Co mówić? W jaki sposób przełamać wstyd, strach? Zapytałem o to osoby, które na własnej skórze przerobiły wielokrotnie uliczne ewangelizacje.

Zapaść się pod ziemię...

„Bo gdy się wyrusza, idzie się z płaczem, rzucając nasiona, a gdy się wraca, wraca się ze śpiewem, niosąc pełne snopy” – taką pieśń śpiewamy na Drodze Neokatechumenalnej – opowiada Maciej Sikorski z Krakowa. – To również znakomita opowieść o ulicznej ewangelizacji. Pamiętam, jak szedłem kiedyś na nocną Drogę Krzyżową, która ruszyła ulicami Krakowa i szła aż do Kalwarii Zebrzydowskiej. Szedłem na samym początku. Dostałem duży brzozowy krzyż. Ruszyliśmy, gdy nagle z naprzeciwka wyszedł facet, z którym… robiłem na co dzień biznesy. Palił papierosa, był lekko zawiany. Myślałem, że spalę się ze wstydu. Miałem nadzieję, że zapadnę się pod ziemię. Marzyłem o jednym: o tym, by mnie nie zauważył. Był pijany i pewnie mnie nie dostrzegł. Nigdy nie poruszał tego tematu. O wiele prostsze niż wychodzenie na ulice jest mówienie świadectwa do ludzi, którzy cię zaprosili. Nawet w więzieniu. Stoisz za pulpitem, słuchacze skupiają na tobie wzrok. Uliczne ewangelizacje nauczyły mnie jednego: musisz otworzyć się na nieprzewidywalność. Spotkaliśmy się nawet z agresją.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.