Dwa Kościoły

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 32/2013

publikacja 08.08.2013 00:15

Jak wygląda Kościół w głównych mediach? Antysemici i „gejożercy”, piętnujący dzieci z in vitro. Plus prymitywna, obłudna religijność podszyta nacjonalizmem. Kościół dziennikarzy i Kościół prawdziwy to dwie różne rzeczywistości.

Abp Hoser, zwołując wielkie ewangelizacyjne spotkanie na Stadionie Narodowym, zrealizował to, o co prosił Franciszek w Rio: „Chcę, żeby Kościół szedł ulicami”. Media głównego nurtu tego nie widzą. Do rangi sprawy narodowej podnoszą „wojenkę” zbuntowanego proboszcza Abp Hoser, zwołując wielkie ewangelizacyjne spotkanie na Stadionie Narodowym, zrealizował to, o co prosił Franciszek w Rio: „Chcę, żeby Kościół szedł ulicami”. Media głównego nurtu tego nie widzą. Do rangi sprawy narodowej podnoszą „wojenkę” zbuntowanego proboszcza
Jakub Szymczuk /gn

Jedyną jasną postacią na mrocznym kościelnym tle jest papież Franciszek. Ale w ocenie medialnych ekspertów on sam najchętniej wypisałby się z tego strasznego Kościoła. Jak stwierdza Jarosław Makowski, „papież doskonale rozumie, że największym wrogiem Kościoła nie jest nowoczesny świat, ale sam Kościół. Jeśli wiarygodność Kościoła jest podważana, to nie dlatego że działają antykościelne media, że przeciw księżom spiskują ciemne siły, ale dlatego, że przedstawiciele Kościoła nie żyją słowem Ewangelii, którą każdego dnia czytają i głoszą” („Rzeczpospolita”, 10.07.2013). To typowy przykład stronniczej mowy o Kościele, w której rzeczy słuszne pomieszane są z bzdurami. To jasne, że papież wzywa ludzi Kościoła do nawrócenia, a każde antyświadectwo jego przedstawicieli (także dziennikarzy katolików wypowiadających niesprawiedliwe sądy o własnej wspólnocie wiary) osłabia jego wiarygodność. Pełna zgoda. Ale czy to znaczy, że nowoczesny świat nie wymaga nawrócenia? Czy w tym świecie nie działają siły, które przeciwstawiają się Bogu, Ewangelii, Chrystusowi? Czy media głównego nurtu nie bywają stronnicze w opisie Kościoła?

Kościół mediów i Kościół prawdziwy

W pożegnalnym przemówieniu wygłoszonym do księży diecezji rzymskiej Benedykt XVI wspominał Sobór Watykański II. Mówił z własnego doświadczenia, bo jako młody profesor teologii brał w nim udział jako ekspert.

Zwrócił uwagę, że oprócz soboru ojców (biskupów) był też sobór mediów. „Był to niemal sobór dla siebie, a świat postrzegał sobór przez środki przekazu” – stwierdził papież. Sięgam po tę wypowiedź, ponieważ można ją z powodzeniem odnieść do dzisiejszej sytuacji w Polsce. Istnieją u nas jakby dwa Kościoły: Kościół mediów – wykreowany przez dziennikarzy wedle ich założeń i Kościół prawdziwy – ten, którego doświadczają i który współtworzą na co dzień swoją wiarą i życiem wiary katolicy. Posłuchajmy analizy papieża z tej perspektywy. Słowo „sobór” można zastąpić słowem „Kościół”. „Soborem, który skutecznie docierał do ludzi, był sobór mediów, a nie sobór ojców. Podczas gdy sobór ojców dokonywał się w obrębie wiary, był soborem wiary poszukującej zrozumienia siebie i zrozumienia Bożych znaków w danej chwili, usiłującym odpowiedzieć na wyzwanie Boga w danej chwili i znalezienia w Słowie Bożym słowa na dziś i jutro (…), to sobór dziennikarzy nie dokonywał się, rzecz jasna, w obrębie wiary, lecz w kategoriach współczesnych mediów bez kontekstu wiary, to znaczy poza wiarą, w innej hermeneutyce. Była to hermeneutyka polityczna: dla mediów sobór był walką polityczną, walką o władzę między różnymi nurtami w Kościele. Oczywiście media opowiadały się po tej stronie, która zdawała się odpowiadać im, ich sposobowi widzenia świata. (…) Zdajemy sobie sprawę, jak bardzo ten »sobór mediów« był dla wszystkich dostępny. Był on więc tym dominującym, bardziej skutecznym i spowodował tak wiele klęsk, problemów, nieszczęść: zamknięte seminaria, klasztory, banalizację liturgii... a prawdziwy sobór napotkał trudności, aby przybrać konkretny kształt, aby się dokonać. Sobór wirtualny był silniejszy niż sobór realny”. Papieska diagnoza daje do myślenia. Sobór mediów skuteczniej docierał do ludzi i przesłonił rzeczywisty obraz tamtego wydarzenia. Coś podobnego dzieje się teraz. Kościół medialny przesłania ludziom obraz prawdziwego Kościoła, zwłaszcza tym, którzy mają z nim coraz słabszy osobisty związek. Wielu dostarcza samousprawiedliwienia własnej niewiary lub odrzucenia moralnych wymagań Ewangelii („Bóg nie może być aż tak straszliwie wymagający, jak Go przedstawia wiara Kościoła”). Dominujące polskie media budują konsekwentnie zafałszowany obraz Kościoła. Zajmuje się tym właściwie dość wąska grupa dziennikarzy. W roli autorytetów obsadzają kilku eksduchownych, zawsze gotowych do „dojrzałej”, czyli wyjątkowo krytycznej oceny rzeczywistości kościelnej. Właściwie to ciągle te same nazwiska. Raz po raz pojawia się bardziej „otwarty” duchowny, który potwierdzi niepokój dziennikarzy, że w Kościele dzieją się rzeczy „porażające”. Ostatnio sztandarowym przykładem jest ks. Lemański. Histeria, jaką rozpętały media wokół jego postaci, jest swoistym kuriozum.

Jak się buduje Kościół medialny?

Jakie są mechanizmy tworzenia Kościoła medialnego? Mam wrażenie, że ich twórcom chodzi przede wszystkim o obrzydzenie Kościoła, przekonanie opinii publicznej, że ma do czynienia z wyjątkowo szkodliwą instytucją, która nie służy ani ludziom, ani demokracji, ani Polsce. Jest jakimś wstydliwym reliktem przeszłości, pełnym nietolerancji i fanatyzmu. Do takich założeń dopasowuje się rzeczywistość. Przy czym prof. Środa czy prof. Hartman czynią to z pozycji wojowniczego ateizmu. Kilku dziennikarzy, specjalizujących się w tematyce religijnej, czyni to z pozycji „zatroskania” o Kościół, w imię marzenia o „otwartym” Kościele, który powinien proponować łatwiejsze rozumienie życia chrześcijańskiego. Każdy, kto próbuje polemizować z taką uproszczoną i w gruncie rzeczy nieewangeliczną wizją, zostaje uznany za reprezentanta Kościoła – „oblężonej twierdzy". Medialni fachowcy sami wytwarzają karykaturalny obraz Kościoła pełnego nienawiści i złości, a potem pochylają się nad nim z troską. Metody są proste. Niefortunna wypowiedź ks. Franciszka Longchamps de Bérier o bruździe dotykowej u dzieci z in vitro staje się młotem przeciwko całemu bioetycznemu nauczaniu Kościoła na ten temat. Ks. de Bérier przeprosił i poprosił o wsłuchanie się w całość jego wypowiedzi, w której zwracał uwagę na niebezpieczeństwa związane z in vitro. Ale ci, którzy wciąż nawołują do otwartości i dialogu ze wszystkimi, z tym „habilitowanym nieukiem” (cytat z GW) nie będą dyskutować.

Do kanonu zdań opisujących kościelne nauczanie o in vitro weszło więc zdanie odmieniane na wszelkie sposoby, że Kościół opowiada o bruzdach i stygmatyzuje dzieci z in vitro. Na podobnej zasadzie wybiera się zdania z wystąpień biskupów. W każde większe kościelne święto z setek kazań dziennikarze wyłuskują jedno, dwa zdania odnoszące się krytycznie do współczesności i trzęsą się z oburzenia na episkopat. A to, że dąży do państwa wyznaniowego; a to, że potępia, wyklucza; a to, że zagraża demokracji itd. Do rangi pozytywnego bohatera urósł ksiądz, który wytoczył proces dyrektorce szkoły, w której katechizował, a teraz przyciągnął uwagę wszystkich mediów konfliktem z abp. Hoserem. Ks. Lemański przedstawiany jest jako niewinna ofiara bezdusznego systemu, w którym biskup z zasady gnębi księży, zwłaszcza dialogujących z Żydami. Rację ma tylko jedna strona. Nikt nawet nie próbuje zrozumieć racji przełożonego. Władza kościelna gnębi, nie może być inaczej. Sposób potraktowania abp. Hosera, styl, w jakim pisano o nim, oskarżenia o antysemityzm, o szerzenie zabobonu na stadionie, a nawet o udział w zbrodniach w Rwandzie – wszystko to przypomina propagandę w najgorszym PRL-owskim stylu.

Franciszek – tak, Kościół – nie

Najnowszym pomysłem budowniczych „wirtualnego” Kościoła jest wybiórcze cytowanie papieża Franciszka. Prawie przemilczano jego encyklikę. Ale ciągle przeciwstawia się jego osobę zacofanemu Kościołowi w Polsce. Zapowiedź zorganizowania Światowych Dni Młodzieży w Krakowie dała nowy impuls do takiej połajanki. Jacek Pałasiński stwierdził  w TVN24, że Kościół Franciszka to zupełnie coś innego niż Kościół „inkwizycji” w Polsce, który wręcz utracił prawo do nazwy „rzymskokatolicki”. Ulubioną figurą retoryczną „Gazety Wyborczej” stało się wyrażanie współczucia dla Franciszka, że musi do tej strasznej Polski przyjechać. Katarzyna Wiśniewska w komentarzu pod tytułem „Papież persona non grata w polskim Kościele” (GW, 1.08.2013) zastanawia się, co w Polsce spotka papieża. Nic dobrego. „Nie zdziwiłabym się, gdyby obok entuzjastycznych uścisków bezkrytycznego tłumu na papieskich szatach – niczym na marynarce prezydenta Komorowskiego – wylądowało jakieś jajko od najwierniejszych synów Kościoła”. Czyli albo „uściski bezkrytycznego tłumu”, albo „jajkiem w sutannę” od fanatycznych gejożerców słuchających ks. Dariusza Oko lub Tomasza Terlikowskiego. „Polski katolicyzm coraz bardziej przypomina islam” – dochodzi do wniosku Agata Bielik-Robson na łamach „Wysokich Obcasów” (3.08.2013). „Naczelnym imamem polskiego szariatu jest Tomasz Terlikowski”, którego „chrześcijaństwo nie ma w sobie ani grama Ewangelii”. Aleksandra Klich pisze na pierwszej stronie GW (3.08.2013): „Co Kościół w Polsce pocznie z Franciszkiem? Kościół, który opowiada o bruzdach na twarzy dzieci urodzonych z in vitro, wywija na prawo i lewo epitetami »mason«, »lewak« i »liberał«; straszy antykoncepcją, sekularyzacją i antyklerykalizmem. A jakby tego było mało, gorliwi księża całkiem poważnie opowiadają, że joga i »Gwiezdne wojny« to diabelstwo, a tylko PiS, ojciec Rydzyk i związkowiec Duda mają prawo nas zbawiać”. Pointa: „Jeśli Kościół, zamiast miłością, będzie się zajmować dbaniem o własne interesy, walką z urojonymi wrogami i wykluczaniem nieposłusznych ze swojego grona – szybko umrze. Nadzieja w papieżu, że do tego nie dopuści”. Tego typu komentarzy codzienna prasa, portale internetowe i telewizja dostarczają sporo. Krytycy Kościoła zarzucają mu rzeczy, które sami robią (stygmatyzują – tyle że księży i katolików, straszą – ojcem Rydzykiem i PiS-em, odbierają prawo głosu np. ks. Oko, Tomaszowi Terlikowskiego, a nawet Szymonowi Hołowni). Pani Olu, ja też chciałbym więcej miłości w Kościele, ale liczyłbym też na odrobinę obiektywności w jego opisywaniu – naszego wspólnego Kościoła. On naprawdę nie jest tak podły, jak go Pani przedstawia. Znamienny jest fakt wyrzucenia przez tzw. mainstream z drużyny medialnych speców od Kościoła Szymona Hołowni. Dlaczego zrezygnowano z jego wiedzy, błyskotliwego języka, popularności, krytycyzmu? Czy dlatego, że piętnował dzieci z in vitro? Nie, zrobiono to dlatego, że nie pasował do obowiązującego medialnego obrazu Kościoła, jego głos nie współbrzmiał z całością chóru, zbyt wyraźnie dawał do zrozumienia, że wierzy Kościołowi na przykład w kwestiach bioetycznych. Hołownia zna bardzo dobrze z własnego doświadczenia Kościół prawdziwy.

Owszem, wie także sporo o jego słabościach i często o nich pisał, ale wie, że to jest tylko część prawdy. Wie, że prawdziwego życia Kościoła nie można sprowadzić do pokazywania kilku fanatyków czy paru niemądrych cytatów z kazań. Dlatego mu podziękowano.

Miłować ten konkretny Kościół

Przywołałem tych kilka przykładów bez jakiejkolwiek satysfakcji. Chciałbym zrozumieć, co skłania dziennikarzy, którzy sami są katolikami i – jak wierzę – zależy im na Kościele, do kreślenia jego fałszywego obrazu. Czy taka jest linia ich redakcji, a nie mają siły temu się przeciwstawić? Naprawdę tak widzą Kościół? Piszą tak, bo uważają się za mądrzejszych, lepiej rozumiejących świat i Kościół od papieża, biskupów, bezkrytycznego tłumu? Nie wiem. Może powody sięgają jakichś osobistych zranień, życiowych wyborów… Kościół w Polsce, który znam, który kocham i któremu nieudolnie służę, ma tysiące pięknych twarzy. Trochę niezręcznie powoływać się na kolegę z redakcji, ale Marcin Jakimowicz pisze na łamach GN od dziewięciu lat reportaże z życia polskiego Kościoła, robi wywiady z ciekawymi duchownymi i świeckimi. Jest w tym zawsze tyle dobra, tyle pięknych i ciekawych, Bożych rzeczy, które dzieją się nie na Księżycu, ale wśród nas. Ilu ludzi pielgrzymuje w tych dniach do Częstochowy, w ilu miejscach trwają rekolekcje czy wakacyjne wyjazdy organizowane przez Kościół dla dzieci i młodzieży? Ile jest nowych pomysłowych akcji ewangelizacyjnych? Jak świetnie rozwijają się domy rekolekcyjne, na przykład Centrum Formacji Duchowej w Krakowie. Kilka dni temu dostałem SMS: „Rozpoczynamy rekolekcje »Obdarowani« – budowanie więzi małżeńskiej na podstawie Słowa Bożego i teologii ciała JP2. Mamy 47 małżeństw, prawie 200 ludzi, prosimy o modlitwę”. Ilu ludzi nadesłało do naszej redakcji świadectwa swojej wiary, nawrócenia! To się wszystko stało w tym „okropnym polskim, inkwizycyjnym, Kościele”. Oczywiście wiem, że Kościół w Polsce nie jest idealny. Ale nigdy nie było i nie będzie Kościoła bez skazy. Sam bywam krytyczny wobec niektórych postaw w Kościele. Wiele rzeczy mnie denerwuje, z czymś się nie zgadzam, coś bym zmienił. Kościół tworzą grzesznicy, tacy jak ja. Rozumiem też, że media mają prawo go oceniać według własnych kryteriów. Ale od dziennikarzy, którzy są członkami Kościoła, liczyłbym przynajmniej na zwykłą sprawiedliwość i żeby pisząc o swojej wspólnocie wiary, nie pisali „oni”, ale „my”. Czy wolno oczekiwać, że dziennikarz katolik będzie patrzył na Kościół z wiarą, czyli uwzględniając, że to jest bardziej Kościół Chrystusa niż nasz? Czy w tak pluralistycznym świecie jak nasz, w którym konkuruje ze sobą tyle przeróżnych wizji, ideologii, wiar, jedynie wiarę katolicką trzeba obowiązkowo w imię obiektywizmu zostawiać przed drzwiami redakcji? Od dziennikarzy nieutożsamiających się z Kościołem oczekiwałbym tylko rzetelności w podawaniu faktów i zostawienia miejsca na rozmowę. Czy to za dużo? Ufam, że to, co łączy oba Kościoły, to marzenie o Kościele piękniejszym, lepiej służącym człowiekowi. Choć realizację tej tęsknoty rozumiemy inaczej. Wierzę Benedyktowi XVI, gdy mówi, że Kościół musi być bardziej Boży, bo tylko wtedy będzie bardziej ludzki. „Nie trzeba zmieniać Kościoła, natomiast trzeba zmieniać coś w Kościele. Nie trzeba tworzyć jakiegoś innego Kościoła, natomiast trzeba w pewnym stopniu tworzyć Kościół inny” – pisał ojciec Yves Congar w dziele „Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele”. Nie da się budować innego Kościoła poza tym rzeczywistym. Kościołem, który – pozostając „glinianym naczyniem”, dziurawym i kruchym – niesie w sobie skarb niezmiennej prawdy i miłości Bożej. Papież Franciszek mówił niedawno: „Centralnemu miejscu Chrystusa odpowiada z drugiej strony centralność Kościoła. Są to jakby dwa ogniska, których nie można rozdzielać. Nie mogę naśladować Chrystusa inaczej jak tylko w Kościele i wraz z nim. (…) Być ludźmi zakorzenionymi i utwierdzonymi w Kościele – takimi nas chce Jezus. Nie może być dróg alternatywnych czy odrębnych. Owszem, drogi poszukiwań, drogi twórcze – to jest ważne, bo trzeba iść ku peryferiom, których jest tak wiele. Do tego potrzebna jest kreatywność, ale zawsze we wspólnocie, w Kościele, wraz z tym uczestnictwem, które daje odwagę, by iść naprzód. Służyć Chrystusowi znaczy miłować ten konkretny Kościół i służyć mu wielkodusznie w duchu posłuszeństwa”. Ostatnie zdanie wyraża istotę prawdziwej reformy: „Miłować ten konkretny Kościół i służyć mu wielkodusznie w duchu posłuszeństwa”. Tylko tak można budować Kościół, inaczej się go niszczy, nawet jeśli się uważa, że się go tylko reformuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.