Pacem in Terris

George Weigel

Chociaż od ogłoszenia encykliki "Pacem in Terris" mija już 50 lat, to pytania w niej zawarte nie tracą na aktualności.

Pacem in Terris

Kiedy przygotowywałem książkę „Koniec i początek”, drugi tom biografii Jana Pawła II, uderzył mnie historyczny zbieg okoliczności, który obecnie w ogóle nie jest zauważany: inauguracja Soboru Watykańskiego II w październiku 1962 r. zbiegła się niemal dokładnie z kryzysem kubańskim.

Papież Jan XXIII uroczyście otworzył sobór 11 października. 16 października doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, McGeorge Bundy, pokazał prezydentowi Kennedy’emu zrobione podczas rekonesansu zdjęcia radzieckich stanowisk rakietowych i bombowców na Kubie. W chwili zaś gdy sobór rozwiązywał się, świat zewnętrzny wstrzymał oddech na 13 dni, bo wojna nuklearna była tuż tuż. To wstrząsające doświadczenie miało dwa ważne skutki dla reszty pontyfikatu Jana XXIII: wzmocniło determinację papieża, aby zbadać możliwości ustalenia modus vivendi z ZSRR i reżimami komunistycznymi kontrolującymi Europę Środkowo-Wschodnią, oraz stało się jedną z inspiracji do napisania w 1963 r. encykliki „Pacem in terris”. Sam jej tytuł: „Pokój na ziemi” nawiązywał do powszechnej na świecie nadziei po próbie sił supermocarstw, jaka miała miejsce w październiku poprzedniego roku.

Nowa watykańska „polityka wschodnia” – znana później pod nazwą Ostpolitik – nie może poszczycić się wieloma sukcesami. Prześladowania Kościołów chrześcijańskich ze strony sowietów w czasie pontyfikatu Jana XXIII zasadniczo wzrosły. Polityka wschodnia jego następcy, Pawła VI, mocno nadszarpnęła wiarygodność Kościoła na Węgrzech. Niewiele też zrobiła w kierunku złagodzenia presji wywieranej na katolików w ówczesnej Czechosłowacji oraz stworzyła warunki dla poważnej penetracji Watykanu przez służby wywiadowcze bloku sowieckiego. Być może jedynym ważnym osiągnięciem polityki wschodniej było to, że stała się, w sposób całkowicie nieoczekiwany, rodzajem dyplomatycznej tarczy. To zza niej wybrany niespodziewanie polski papież, Jan Paweł II, mógł piętnować naruszenia praw człowieka w bloku sowieckim, podczas gdy dyplomaci watykańscy kontynuowali serie negocjacji, które w zasadzie prowadziły donikąd.

Jednak co z „Pacem in terris”? Co można uznać za jej trwałe osiągnięcia w roku jej złotego jubileuszu?

Pierwsze z tych osiągnięć ma związek z globalną recepcją encykliki. Uniwersalny rezonans „Pacem in terris” potwierdził, że papiestwo końca XX wieku to unikalny głos autorytetu moralnego wśród głęboko podzielonych i często skłóconych plemion Ziemi. Autorytet ów jest podtrzymywany w XXI wieku, choćby dzięki dwóm przemówieniom Jana Pawła II przed ONZ czy „wrześniowym wystąpieniom” Benedykta XVI w Ratyzbonie, Paryżu, Londynie i Berlinie. Papieża Franciszka przejął ten autorytet moralny zaraz po wyborze na Urząd Piotrowy, gdy w przemówieniu do dyplomatów przy Stolicy Apostolskiej, przypomniał zgromadzonym przedstawicielom doczesnej potęgi, że nie może być pokoju bez odniesienia do prawd moralnych zakorzenionych w świecie i w nas – prawd, które są dostępne dla każdego przy użyciu rozumu.

Drugim trwałym efektem „Pacem in terris” było wybrzmienie głosu Kościoła katolickiego we współczesnej debacie nad prawami człowieka. Dokument ustawił Kościół w jednej linii z tymi działaczami na rzecz praw człowieka, którzy odegrali kluczową rolę w zburzeniu Muru Berlińskiego i zakończyli komunistyczną tyranię w Europie. Ta historyczna przemiana uczyniła „pokój na ziemi” bardziej rzeczywistym (włączając w to rozbrojenie, o które upominał się Jan XXIII). Podobnie jak wiele dokumentów Narodów Zjednoczonych i podobnie jak późniejsze wypowiedzi Kościoła, „Pacem in terris” zajmuje się kwestią „praw” raczej luźno, kwalifikując do nich praktycznie każde możliwe udogodnienie społeczne. Doprowadziło to do pewnych trwałych dylematów, a nawet problemów, w eksplikacji katolickiej nauki społecznej. Jednak pomimo spraw związanych z precyzją pojęć, nie powinno być żadnych wątpliwości, że podjęcie przez Kościół języka „praw człowieka” pomogło wzmocnić jego moralny autorytet w sprawach światowych.

Trzeba też wspomnieć o pojęciu „porządku”, przewodniej idei całej encykliki. Jan XXIII zwrócił uwagę na to, że świat jest „porządkowany” kształtowany i regulowany przez różne rywalizujące siły. Przez jakie zasady to „porządkowanie” będzie się odbywało w dalszym ciągu? Przez brutalną siłę – polityczną, wojskową lub ekonomiczną? Gdzie na arenie międzynarodowej zasady moralne mogłyby działać jak zaczyn ku samoporządkowaniu się świata?

Pytania te są równie pilne dzisiaj, choć minęło sporo czasu od 1963 roku.

George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie

Tłum. MD