Czar, który prysł

Jerzy Szygiel

|

GN 30/2013

publikacja 25.07.2013 00:15

Jubileuszowa, setna edycja legendarnego Tour de France, podobnie jak wiele poprzednich, stała pod znakiem podejrzeń o niedozwolony doping.

Czar, który prysł Chris Froome, zwycięzca tegorocznego Tour de France, zaprzecza oskarżeniom o stosowanie dopingu Photosport Int /Rex Features/east news

Doping? Jaki doping? Najważniejsze, że zagranica słucha „Marsylianki”! – w latach 60. ub. wieku gen. de Gaulle raczej lekceważył coraz głośniejszą dyskusję na temat stosowania różnych pozasportowych środków, które ułatwiały zwycięstwo. Kolarze zresztą specjalnie się z tym nie kryli. Jacques Anquetil, w tamtych czasach wielokrotny zwycięzca wyścigu, bronił „optymalnego przygotowania”: „Dajcie mi spokój. Szprycuję się, bo wszyscy się szprycują. Często robię sobie zastrzyki, więc jeśli teraz ktoś mnie chce oskarżać o doping, ma łatwe zadanie, wystarczy spojrzeć – mój tyłek i uda są jak sito…”. A jednak lata 60. stanowiły przełom. W 1967 r. na alpejskim stoku Mont Ventoux, na którym wcześniej wielu kolarzy traciło przytomność z wysiłku, zmarł Tom Simpson, nafaszerowany wcześniej amfetaminą i koniakiem. Po prostu nagle padł, jadąc pod górę. Kiedy podbiegli do niego kibice, zdążył jeszcze powiedzieć: „Wsadźcie mnie na rower”. Ludzie umieścili Brytyjczyka na siodełku, ale było to już tylko bezwładne ciało. Dopiero po tej śmierci wydano oficjalną wojnę dopingowi. Już w roku 1903 r., w czasie pierwszej Wielkiej Pętli, były problemy z niedozwolonymi środkami. Dzisiaj mogą one wywołać uśmiech: mimo zakazu jedzenia i picia w trakcie wyścigu – uchylonego dopiero wiele lat później – kolarze ukrywali za pazuchą bagietki z suchą kiełbasą i zatrzymywali się przy studniach, by napić się wody.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.