W jądrze ciemności

Jerzy Szygiel

|

GN 29/2013

publikacja 18.07.2013 00:15

Kościół i międzynarodowe organizacje humanitarne apelują o natychmiastową pomoc dla Republiki Środkowoafrykańskiej. Ale podobnie jak w 1994 r. w przypadku Rwandy, światowe mocarstwa wolą poczekać.

Rebelianci z ugrupowania Seleka przejęli kontrolę w Republice Środkowoafrykańskiej. Mieszkańcy szybko się przekonali, że pogłoski o ich okrucieństwie nie są przesadzone Rebelianci z ugrupowania Seleka przejęli kontrolę w Republice Środkowoafrykańskiej. Mieszkańcy szybko się przekonali, że pogłoski o ich okrucieństwie nie są przesadzone
SIA KAMBOU /AFP PHOTO/east news

W 1994 r. ludobójstwo w Rwandzie mogło zostać zahamowane. Kościół alarmował USA, Wielką Brytanię, Belgię i Francję już kilka tygodni przed tragicznymi wydarzeniami o niezwykle napiętej sytuacji. Ale kiedy w kwietniu rozpoczęła się rzeź, mimo poruszenia przez Watykan wszystkich dostępnych kanałów dyplomatycznych, USA odmówiły interwencji. Nie zezwoliły na zakwalifikowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ ewidentnych wydarzeń jako ludobójstwa, bo wówczas, zgodnie z Konwencją w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, musiałyby interweniować (nie byłoby to trudne, bo oddziały amerykańskie stacjonowały w sąsiednim Burundi). Terminu „ludobójstwo” z tego samego powodu nie chciały użyć mocarstwa europejskie. Pierwszym, który nazwał rzeczy po imieniu, był Jan Paweł II – już 27 kwietnia 1994 r., w czasie audiencji generalnej. Dopiero trzy tygodnie później zgodziła się z nim dyplomacja francuska, co pod koniec czerwca zaowocowało mocno spóźnioną interwencją. Ale zginęły setki tysięcy ludzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.