Księża na telefon

Agata Puścikowska

|

GN 29/2013

publikacja 18.07.2013 00:15

Środek nocy. Dzwoni telefon. Lekarz Benedykt odbiera. Ale nie wsiada do karetki i nie pędzi do chorego. Długo rozmawia i modli się. A pacjenta mniej boli.

Ojciec Benedykt Pączka, kapucyn. To on wpadł na pomysł stworzenia telefonicznego Pogotowia Duchowego. Jest czynne przez całą dobę Ojciec Benedykt Pączka, kapucyn. To on wpadł na pomysł stworzenia telefonicznego Pogotowia Duchowego. Jest czynne przez całą dobę
miłosz kluba /gn

Na początku lipca w Krakowie odbyło się niezwykłe lekarskie konsylium. Każdy medyk w koloratce bądź habicie zamiast stetoskopu miał różaniec, a w kieszeni – komórkę, czyli niemal lekarstwo. Przez dwa dni rozmawiali o swoich pacjentach: jak im pomóc, jak leczyć. A inni profesjonaliści: psychiatrzy, terapeuci, uczyli ich, jak rozmawiać. Bo wiadomo, że pacjenci bywają różni, z różnymi dolegliwościami, więc i metody pomocy muszą być do nich dostosowane. Jedna pani cierpi, bo zakochała się w księdzu; młodego chłopaka boli, bo został odrzucony przez rodziców, a ktoś inny nie może się pozbierać po śmierci ukochanej babci. I wini za to Pana Boga… W spotkaniu wziął udział krakowski biskup pomocniczy Grzegorz Ryś. Pobłogosławił Pogotowiu Duchowemu, czyli blisko 50 księżom z Polski i Europy, którzy od roku, wolontaryjnie, w nowatorski sposób „leczą” dusze.

Proszę księdza, chcę się zabić

Zaczęło się od portalu społecznościowego. Do kapucyna o. Benedykta Pączki napisał nocą młody chłopak: „Chcę się zabić”. Rozpoczęła się rozmowa przez klawiaturę, potem przez telefon. Udało się pomóc. Chłopak żyje. Ta historia dała do myślenia: potrzeba księży, którzy nie tylko przyjmują w określonych godzinach, w kancelarii parafialnej, nie tylko katechizują czy oczekują w konfesjonałach. Potrzeba kapłanów, którzy będą dyżurować 24 godziny na dobę. Będą korzystać z nowoczesnych środków przekazu i tym sposobem otworzą się na ludzi, którzy ani do kancelarii by nie przyszli, ani do spowiedzi. – Doszedłem do wniosku, że kapłan musi być jak… Tesco. Otwarty na ludzi 24 godziny na dobę – śmieje się o. Benedykt. – Wtedy naprawdę mamy szansę stać się Kościołem otwartym, aktywnie poszukującym ludzi, śmiało wychodzącym z Ewangelią do potrzebujących. Ale początki nie były łatwe. Ojciec Benedykt pytał brać kapucyńską: „da się to zrobić?”. A brać odpowiadała konkretnie: „Ty zgłupiałeś”! Na szczęście ojciec prowincjał myślał inaczej i powiedział tylko: „Rób to, Benek”. Więc Benek zrobił.Nieco ponad rok temu oficjalnie rozpoczęło działalność Pogotowie Duchowe. Najpierw złożone z 7 „lekarzy” – księży diecezjalnych i ojców zakonnych. Szybko powstała strona internetowa (www.pogotowieduchowe.pl), na której podane są telefony do księży. A zielone lub czerwone ikonki, lampki, informują o „dostępności” konkretnego „lekarza”. Pali się zielona lampka – dzwoń. Pali się czerwona – dyżur ma ktoś inny. W ciągu roku przez Pogotowie przewinęło się ponad 60 kapłanów. Obecnie działa 47. Mieszkają w Polsce, ale również w większości krajów europejskich, w których pracują dla Polonii. – Zanim kapłan zacznie z nami współpracować, dokładnie sprawdzamy kandydata – musimy uważać, by ktoś poszukujący „przygód” nie podszywał się pod księży. Nasi księża nie pracują anonimowo: wiadomo, jak się nazywają, gdzie na co dzień pracują. Zasadą jest też, że podczas dyżuru (sami wybierają konkretny dzień tygodnia), są dostępni pod telefonem 24 godziny na dobę. Muszą też odbierać wszystkie telefony: nawet zastrzeżone. I powinni rozmawiać z każdym, niezależnie np. od kondycji psychicznej. Osoby chore psychicznie też mają prawo do rozmowy, a my mamy obowiązek ich wysłuchać – opowiada o. Benedykt.

Nocne czuwanie

– Zależy nam na nocach. Dużo poważnych rozmów odbywa się wtedy. A poza tym to jest dla nas jakiś trud i cierpienie, które można ofiarować za naszych rozmówców – mówi kapucyn. Czasami telefoniczne rozmowy, problemy, z którymi dzwonią potrzebujący, są wyjątkowo trudne.

Takich rozmów nie odbywa się w kancelarii parafialnej i rzadko nawet podczas spowiedzi. – Kiedyś zadzwoniła do mnie siostra zakonna. W zgromadzeniu od kilkunastu lat. Na pozór szczęśliwa i dobrze spełniająca swoje obowiązki. Jednak okazało się, że bardzo cierpi: wykorzystywana seksualnie w dzieciństwie przez bardzo bliską osobę nie potrafiła sobie z tym poradzić. Cięła się, a rany chowała głęboko pod habit… – wspomina o. Benedykt. – Wiele rozmów i konkretna pomoc, skierowanie do specjalistów, dały efekty. Niedawno otrzymałem od zakonnicy SMS: wychodzi na prostą. Pierwszy raz w życiu „przeżywa wiosnę”…

Ale są i takie rozmowy, które nie skończyły się happy endem. I które do tej pory powodują u „lekarza” bezsenne noce… Kiedyś zadzwoniła prostytutka. Prosiła tylko o modlitwę. Opowiedziała o swoim życiu: o gwałtach, których przez lata doświadczała od ojczyma. O poniżaniu. O strachu. I o tej ciąży, która się w wyniku gwałtu poczęła. Ojczym zrzucił dziewczynę z łóżka, gdy była pod koniec piątego miesiąca. Urodziła. Ojczym, a jednocześnie ojciec dziecka, po prostu je… zakopał. – Byłem wstrząśnięty. Z trudem mogłem cokolwiek powiedzieć. A dziewczyna płakała i mówiła: „On je zabił, a ja tak bardzo kochałam moje dziecko!”… Kobieta nie zgodziła się na spotkanie. Prosiła, by zostawić ją w spokoju. Kapucyn i jego współbracia modlą się za nią do dziś.

Oddział Irlandia

Ojcem, który pracuje w Pogotowiu poza Polską, jest m.in. werbista o. Bartłomiej Parys. Na Zielonej Wyspie jest misjonarzem i pracuje w publicznym radiu. Od roku również, raz w tygodniu, zamienia się w „duchowego lekarza”. – Mój rodzony brat, wcale nie ksiądz, przyjaźni się z Benkiem Pączką. I mnie wciągnęli do pracy – śmieje się. – Ale to dobra i potrzebna praca. Z każdym dyżurem widzę to coraz wyraźniej. Ojciec Bartłomiej zajmuje się też prowadzeniem profilu Pogotowia na portalu społecznościowym. Najpierw tylko wrzucał informacje na temat Pogotowia. Jednak szybko okazało się, że i drogą „pisaną” zgłaszają się potrzebujący. Opisują swoje problemy, pytają o zawiłości w nauczaniu Kościoła. Dzielą się też doświadczeniami duchowymi, często bardzo pięknymi, które jednak samodzielnie są trudne do zinterpretowania. – Moim zdaniem, w XXI w. kapłani muszą wychodzić do ludzi, korzystając z nowoczesnych mediów. W przeciwnym razie stracimy ludzi, nie będziemy w stanie do nich naprawdę dotrzeć – mówi o. Bartłomiej. – Dzięki rozmowom przez telefon i przez portal społecznościowy udało mi się rozmawiać z ludźmi, którzy być może nigdy nie przyszliby do kościoła, do spowiedzi. Często w swoich parafiach czują się obco, nie mają kontaktu z księżmi. A anonimowy telefon być może zachęcił ich do powrotu na drogę wiary. 

Ojciec Bartłomiej wspomina rozmowę, gdy o pomoc poprosiła osoba uwikłana w bardzo ciężki grzech. Jeden kontakt, drugi, kolejne. W końcu udało się znaleźć światełko w tunelu. I „podleczony” duchowo rozmówca odważył się na spowiedź. Już w realnym świecie. – Tak, czuwanie 24 godz. na dobę jest dla nas jakimś wyrzeczeniem. Ale warto. Z własnych pieniędzy płacimy też za ewentualne połączenia telefoniczne (oddzwaniamy, gdy nie możemy od razu odebrać telefonu). Ale Pan Bóg wynagrodzi – śmieje się o. Bartłomiej. – Mam nadzieję, że będzie nas coraz więcej. Tak naprawdę przydałoby się nas, księży, ok. 300. Takie są realne potrzeby. W zależności od miejsca i czasu, do jednego kapłana dzwoni nawet kilkanaście osób na dobę. Czekamy więc na kolejnych „lekarzy”!

Rozmowa kontrolowana

– Bardzo często, gdy ktoś do mnie dzwoni, przez cały czas trwania rozmowy, a także po niej, po prostu się za niego modlę – opowiada ks. Michał Misiak, wikary z parafii Matki Bożej Fatimskiej z Łodzi. Zajmuje się oazą, pracuje z młodzieżą. A raz w tygodniu, zamiast sutanny, zakłada duchowy, lekarski fartuch. – Gdy słyszę, że rozmówca ma poważny problem duchowy, klękam. Błogosławię telefon i modlę się na różańcu lub charyzmatycznie. Przecież nad tą rozmową ktoś czuwa, ktoś ją kontroluje. Więc oddaję „leczenie pacjenta” Panu Bogu – mówi ks. Michał. A te nocne rozmowy ani go nie nużą, ani denerwują. Bo kapłaństwo to powołanie. Powołanie działa całą dobę – nie kilka godzin dziennie.

Kiedyś zadzwonił do niego, w środku nocy, zapłakany mężczyzna. Mocno cierpiał. Został zdradzony przez ukochaną osobę. Nie wiedział, czy potrafi przebaczyć. Nie wiedział, jak dalej żyć. – Rozmawialiśmy, gdy nagle okazało się, że ten mężczyzna był zdradzony przez… innego mężczyznę. Zacząłem się w duchu modlić i prosić Ducha Świętego o pomoc. Z jednej strony wiedziałem, że muszę cierpiącego pocieszyć. Z drugiej, że muszę skierować go na właściwy tor. Poleciłem mu wspólnoty opiekujące się homoseksualnymi katolikami. Zapewniłem o modlitwie. Czułem, że właśnie taka rozmowa przynosi mu ulgę. Czy odmienił swoje życie? Nie wiem. Wierzę że tak: przecież wtedy, przez telefon, nie tylko ze mną rozmawiał…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.