Tajfun wokół arcybiskupa

Franciszek Kucharczak

Czego to my się nie dowiadujemy o arcybiskupie warszawsko-praskim! Ano właśnie – nie dowiadujemy się przede wszystkim prawdy.

Tajfun wokół arcybiskupa

Od kilku dni wokół abp. Henryka Hosera trwa istny tajfun złości, objawiającej się kolejnymi insynuacjami i ordynarnymi kłamstwami. Najpierw była fala „teologii” w wydaniu „Gazety Wyborczej”, która z furią zaatakowała przygotowywane rekolekcje na Stadionie Narodowym. Dziennikarze gazety pisali koszmarne idiotyzmy (np. twierdzili, że tylko Jezus miał prawo wskrzeszać ludzi), sugerując, że będzie to zjazd inwalidów i umierających, szukających cudowności. Wyszukiwali najgłupsze powody, dla których arcybiskup Hoser, „tak czuły na punkcie doktryny”, nie powinien był zapraszać o. Bashobory. Oczywiście nie brakło odniesień do stanowiska abp. Hosera ws. in vitro (które wynika po prostu z nauczania Kościoła) – to bowiem jest główny powód, dla którego gazeta go tak nienawidzi.

Potem „Newsweek” zasugerował, że biskup był współwinny ludobójstwa w Rwandzie. Gdy jasne się stało, że podane fakty są niezgodne z prawdą, nie było żadnych przeprosin, za to na portalu Tomasza Lisa NaTemat.pl pojawiły się kolejne skandaliczne teksty na ten sam temat i o podobnym stopniu rzetelności. Abp Hoser rzekomo „boi się pytań” ws. Rwandy, bo mu takowe zadał trzy lata temu „świetny reportażysta” Tochman i do dziś nie dostał odpowiedzi (tak, jakby biskup – lub ktokolwiek inny – miał obowiązek odpowiadać na pytania jakiegoś faceta, tylko dlatego, że go salon ceni). To w poniedziałek. We wtorek kolejna „rewelacja” pod tytułem „Kłamstwo rwandyjskie” (na głównej stronie zdjęcie maczety zestawionej z fotografią abp. Hosera). Tym razem „brytyjska dziennikarka śledcza”, zajmująca się ludobójstwem w Rwandzie, „była wstrząśnięta” wywiadem, jakiego abp Hoser udzielił KAI nt. Rwandy. A dlaczego? Otóż „nie zgadza się z H. Hoserem, że Kościół był jedynie ofiarą ludobójstwa” (na ten temat przeczytaj komentarz Andrzeja Grajewskiego Jeszcze o Rwandzie). I tak dalej.

Jednak najbardziej perfidny cios wymierzył arcybiskupowi nieposłuszny ksiądz, kapłan jego diecezji, który przyrzekał swojemu biskupowi cześć i posłuszeństwo. Oświadczenie ks. Lemańskiego, który oznajmił, że kocha Kościół i „nie da się z niego wypchnąć” zawierało w sobie (być może niezamierzoną) sugestię, że abp go molestował. Dzięki wyjaśnieniu Zbigniewa Nosowskiego wiemy, że tak nie było, ale błoto już się do arcybiskupa przykleiło. Wtorkowy „Fakt” pyta wielkim tytułem na pierwszej stronie: „Ksiądz oskarża arcybiskupa o molestowanie?”. Teraz można sobie prostować i wyjaśniać, ludzie już będą „wiedzieć swoje”.

Może się komuś wydawać dziwne, skąd akurat teraz tyle pomyj akurat na tego biskupa. Rwanda to sprawa sprzed wielu lat, czemu się więc teraz się nagle obudzili „odkrywcy”? Do tej pory byli przecież inni, bardziej wygodni, biskupi do bicia.

Cóż, jestem przekonany, że tu ludzkie tłumaczenie nie wystarcza. Powiedzmy sobie wprost: to, co zdarzyło się w sobotę na Stadionie Narodowym (a był to owoc inicjatywy abp. Hosera) wywołało furię diabła. Co chwilę ktoś mi mówi o swoim duchowym wzmocnieniu i doświadczeniu mocy wiary, jakiego był uczestnikiem tam, wśród tych 60 tysięcy ludzi wielbiących Boga.

Nic dziwnego, że diabeł teraz miesza ile może. Ale bądźmy spokojni – niewiele może. To nędzny szmaciarz, który umie tylko kłamać, opluwać i psuć, a i to w ograniczonym zakresie. To dolegliwe, ale na dalszą metę – jeśli człowiek przetrwa atak, trwając przy Bogu – wzmacnia i pozwala zobaczyć prawdziwą wartość rzeczy tego świata. Głowa szatana już została zmiażdżona.