O śmiertelnej chorobie, lęku i miłości płynącej z krzyża z Bogusławą Wojtyniak rozmawia Monika Augustyniak.
Bogusława Wojtyniak dziękuje Bogu za chorobę, bo dzięki niej wróciła do Boga
Monika Augustyniak /GN
Monika Augustyniak: Wiem, że pomimo ciężkiej choroby od kilkunastu lat jest Pani we wspólnocie parafialnej, posługuje modlitwą wstawienniczą, bierze aktywny udział w modlitwach o uzdrowienie. Czy zawsze była Pani tak bardzo zaangażowana w życie parafii?
Bogusława Wojtyniak: Nie zawsze tak było. Pomimo że rodzice wychowywali mnie w wierze katolickiej, przystąpiłam do sakramentów świętych i chodziłam w miarę regularnie do kościoła, Bóg niewiele dla mnie znaczył i po prostu Go nie znałam. Uważałam, że jest gdzieś daleko i wysoko i na pewno nie obchodzę Go ani ja, ani moje problemy. Dlatego, kiedy urodziłam dzieci i byłam mocno zabiegana, zaczęłam odchodzić od Kościoła.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.