Hutu i Tutsi, 
czyli mowa o nienawiści

Andrzej Nowak

|

GN 28/2013

Problem mowy nienawiści rzeczywiście istnieje. Przywołane tu cytaty dramatycznie ten problem ilustrują.


Hutu i Tutsi, 
czyli mowa o nienawiści

Kilka przykładów z ostatnich dni. Najpierw cytat z polityka wypowiadającego się na portalu Tomasza Lisa: „Są jak pluskwy: poukrywani, pochowani, ale jeśli dać im żer, wyłażą z tych swoich szpar i nagle jest ich pełno. […] Sfotografujemy mordę za mordą. […] Będziemy na nich pluć, wsadzać do więzienia, gnębić w miejscu pracy. Niech czują się słabi, niech się boją.” To są słowa lidera trzeciej co do wielkości partii w polskim parlamencie. Słowa wypowiedziane pod adresem współobywateli, którzy reprezentują tradycję narodową. 


Dalej artykuł z „Gazety Wyborczej”, biorący w obronę gest publicznego wsadzania polskiej flagi narodowej w psie odchody: „Taka już nasza narodowa tradycja: śmierdząca, obrzydliwa, niezdrowa”… W tej samej „Gazecie” obszerna rozmowa redaktora naczelnego i jego zastępcy z premierem Donaldem Tuskiem: jeden obraz grozy, jaka czeka Polskę, jeśli demokratyczna większość współobywateli wybierze nie Donalda Tuska i nie politycznych przyjaciół redaktorów „Gazety”, ale ich politycznych adwersarzy. Obraz podsumowują słowa obecnego premiera o jego poprzedniku, rysujące zarazem przejrzysty obraz tej części społeczeństwa, która zdecydowałaby się głosować na PiS: „Łysi […] katujący dzieci w Białymstoku, kibole, radykalni narodowcy [...] to – chciane albo nie – dzieci Kaczyńskiego”.

Odnajdujecie się Państwo w tej charakterystyce? 
Ta sama „Gazeta” ma także, piórem swojego redaktora naczelnego, „dobre słowo” dla tych, którzy różnią się od niego w ocenie generała Wojciecha Jaruzelskiego. Redaktor pisze bez ogródek: „Wbrew kalumniom głupich i podłych pismaków powiadam jasno: to jest biografia polskiego patrioty. Patriotyzm generała jawi mi się jako mieszanina idei Polski ››szklanych domów‹‹ rodem z Żeromskiego z przekonaniem zrodzonym z wojny, że tylko Polska prosowiecka ma szansę istnieć na mapie Europy”. Kto nie akceptuje tego werdyktu i ośmiela się inaczej pamiętać choćby rolę gen. Jaruzelskiego w czystce antysemickiej w LWP w 1967–1968, w inwazji na Czechosłowację w 1968, w krwawym stłumieniu powstania robotników na Wybrzeżu w Grudniu 1970, w egzekucji zalecanego przez Moskwę stanu wojennego w 1981–1982 – ten jest po prostu: „głupi i podły”. 


Ostatni przykład: obszerny artykuł tygodnika „Newsweek” poświęcony arcybiskupowi metropolicie warszawsko‑praskiemu, arcybiskupowi Henrykowi Hoserowi. Ponieważ arcybiskup Hoser, z wykształcenia nie tylko teolog, ale i lekarz, krytykuje metodę in vitro – należy go potępić. Jak? Bardzo prosto: można go oskarżyć o ludobójstwo… I tak właśnie robi redaktorka tygodnika: wbrew najbardziej elementarnym faktom nazywa arcybiskupa Hosera nuncjuszem apostolskim w Rwandzie w czasie dokonującego się tam plemiennego ludobójstwa.

Choć nuncjuszem był ktoś inny, a ksiądz Hoser został wysłany do Rwandy, by odbudowywać Kościół po tragedii rzezi Hutu na Tutsich, to jednak dla odczłowieczenia kogoś, z kim redakcja „Newsweeka” się nie zgadza – można mu przypisać współudział w największej z możliwych zbrodni…


„Pluskwy”, „mordy”, „głupi i podli”, „katujący dzieci” skini i „kibole”, „śmierdząca i obrzydliwa” narodowa tradycja, wreszcie: LUDOBÓJCA! Tych słów nie wypowiadają anonimowe internetowe „trolle”, ale tak mówi premier, tak mówi lider trzeciej siły w polskim parlamencie, tak mówi redaktor naczelny najbardziej opiniotwórczej gazety i redaktorzy innych, wpływowych pism. Ci sami, którzy z troską pochylają się nad problemem „mowy nienawiści”. Problem ten odnajdują wyłącznie po stronie tej części społeczeństwa, współobywateli, których piętnują, najczęściej nadając im jeden wspólny mianownik: „narodowcy”, „patrioci”, a czasem – bo to przecież jedno i to samo – „faszyści”. I korzystając ze swojej miażdżącej przewagi w wielkich mediach elektronicznych (telewizjach) czy instytucjach państwowych, chcą z tym problemem walczyć: telewizyjną albo policyjną pałką.


Problem mowy nienawiści rzeczywiście istnieje. Przywołane tu cytaty dramatycznie ten problem ilustrują. Nie ogranicza się on jednak na pewno tylko do „nacjonalizmu” i walka z „nacjonalizmem/patriotyzmem/polską tradycją (oczywiście „śmierdzącą i obrzydliwą”) go nie rozwiąże. Coraz bardziej widoczne, nie tylko w Polsce, staje się zjawisko nienawiści sankcjonowanej autorytetem państwa i medialnych „gwiazd”, kierowanej nie przeciwko innym narodowościom, ale przeciwko części społeczeństwa, z którym dzieli się język, państwo, sporą część instytucji. 


To nie jest zjawisko nowe, choć jego skala staje się dziś może wyjątkowo niebezpieczna. Proces ten zaczął się gdzieś w czasach oświecenia, kiedy dążąca do modernizacji (w jedynie słusznym, czyli uznanym przez siebie wariancie) elita z narastającą pogardą i nienawiścią zaczęła odnosić się do „masy” własnego społeczeństwa, która „nie nadąża” za „postępem”, tkwi beznadziejnie w „Ciemnogrodzie”. Potem przyszli nowi przedstawiciele tej samej postawy, którzy byli już gotowi nie tylko słowem „Monitora” czy szyderczej sztuki, ale wprost – „sowieckimi kolbami” – wybić z „ciemnych” głów ich „alienację”.


Zjawisko narastającej agresji, rozbijającej wspólnotę państwową i resztki społecznej solidarności, zasługuje na poważną odpowiedź. Nie może nią być nienawiść. Albo podzielimy się ostatecznie na dwa wrogie sobie plemiona – i wtedy trzeba by dokonać jakiegoś rozgraniczenia terytorium, instytucji i dóbr państwowych, żebyśmy żyli bezpiecznie (czyli osobno). Albo będziemy się starali mowę nienawiści hamować, powstrzymywać przed użyciem określeń, którymi odczłowieczamy naszych politycznych czy ideowych konkurentów. Wtedy będziemy mogli jeszcze rozmawiać o przyszłości naszej wspólnoty. I może nawet ją jeszcze odbudować?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.