Drogie dzieci

Franciszek Kucharczak

|

GN 27/2013

publikacja 04.07.2013 00:15

Dzieci są skarbem, a traktuje się je jak sprawców utraty skarbów.

Drogie dzieci rysunek Franciszek Kucharczak

Jak wynika z najnowszych danych GUS, w tym roku Polska będzie miała rekordowy spadek przyrostu naturalnego. Wynika to z faktu, że od stycznia do kwietnia tego roku urodziło się tylko 121 tys. Polaków, a w tym samym czasie zmarło ich 142 tys. Znaczy to, że tylko w ciągu czterech miesięcy ubyło nas przeszło 21 tys. Tak źle było tylko w czasie II wojny światowej. „Ale wtedy ludzi mordowano, dziś natomiast Polacy nie chcą mieć dzieci” – zauważył komentujący to dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Zwykle po takim stwierdzeniu odzywa się chór sprzeciwu: – Jak to nie chcą? Chcą, tylko ich nie stać, polityka prorodzinna do bani, a dzieci kosztują, nie można nieodpowiedzialnie powoływać do życia ludzi, którym się nie zapewni godnych warunków, bla, bla, bla.

Właśnie tak – bla, bla, bla. To wszystko są wymówki, pokrywające fakt, że dzieci stały się sprzętem domowym, inwestycją, którą planuje się jak zakup samochodu, ale zazwyczaj po samochodzie, bo są jeszcze kosztowniejsze.

Nie tak było przez całą historię, a i prehistorię: dzieci nie były wliczane w koszta, choćby dlatego, że się ich za bardzo przewidzieć nie dało. Nie było antykoncepcji – tego największego niszczyciela miłości i bezinteresowności, tego rozsadnika egoizmu i bożka kultu niepłodności.

Szkody, jakie w mentalności społeczeństw wywołała antykoncepcja, są potworne, ale dopiero zaczynamy widzieć ich przeklęte skutki. Człowiek chce mieć wszystko planowane, a ponieważ tak naprawdę nie panuje nad niczym, nawet nad sekundą swojego życia, pogrąża się w bagnie fałszu. Wydaje mu się, że jest pępkiem świata, że jest panem wszystkiego i o wszystkim decyduje. I dlatego należy mu się życie „godne”, czyli wygodne. I taką samą miarę przykłada do swoich ewentualnych potomków: oni też muszą mieć wygodnie, żeby mieli godnie. Tak jakby samo zaistnienie człowieka nie było darem daleko większym niż wszystko, co może on otrzymać od ludzi. Tak jakby ten obraz Boży, jakim jest człowiek, nie był wartością samą w sobie, której nie może przeważyć nic – ani doczesne cierpienie, ani bieda, ani kalectwo, ani nędzny status społeczny.

Te wszystkie rzeczy okażą się niczym, gdy wejdziemy do życia wiecznego. „Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić” – pisze św. Paweł (Rz 8,18). A to przecież jest życie właściwe, przy którym nasze obecne bytowanie okaże się tylko mgnieniem oka.

Niech się więc przynajmniej katolicy łaskawie zdecydują, jakiej rzeczywistości oczekują: ziemskiej wegetacji zakończonej nicością, czy wieczności, wobec której wszelkie ziemskie niedogodności są tylko testem wierności i szansą wzrostu. I niech przynajmniej katolicy nie ględzą: „nas nie stać”.

Nikogo nie stać, kto zacznie kalkulować. To dlatego Bóg w Starym Testamencie zakazał Izraelitom sprawdzać, ilu ich jest. Mieli liczyć na Boga, a nie na własne siły. Znając swą liczbę, mogli albo wpaść w pychę, albo w przerażenie. Teraz ten sam błąd popełniają ci, co obliczają, ile też kosztuje dziecko. Zawsze wtedy okazuje się, że za dużo.

Seks-informatorzy

Portal T. Lisa „Na Temat” przyszedł z pomocą „edukatorom seksualnym”, których „pomawia się” o działania przestępcze (np. namawianie dzieci poniżej 15. roku życia do stosowania antykoncepcji). Na stronie ukazał się wywiad z działaczką „Pontonu”, która „stanowczo dementuje”, jakoby jej grupa namawiała młodych do aktywności seksualnej albo do stosowania antykoncepcji, bo oni tylko „informują”. „W Polsce antykoncepcja nie jest wcale zakazana dla osób poniżej 15. roku życia. Niezgodne z prawem są tylko kontakty seksualne z takimi osobami” – orzekła pontoniarka. A pewnie, wiadomo, że małolaty uwielbiają robić z pigułek koraliki albo pociski do procy. Prezerwatywy też im się przydadzą na fajne baloniki. Pontoniarka stwierdziła też, że jej organizacja „chętnie odniosłaby się do wszelkich uwag rodziców”, jednak rodzice takowych im nie przysyłają. „Absolutnie nie mamy takich zgłoszeń” – oznajmiła. To jeszcze rodzice mają was prosić, żebyście nie demoralizowali im dzieci? Z wami można rozmawiać, owszem, ale wyłącznie na sali sądowej.

Drastyczność prawdy

„Wprost” przeprowadził wywiad z Alicją Tysiąc. Motywem przewodnim był proces, jaki wytoczyła Tomaszowi Terlikowskiemu o „naruszenie dóbr osobistych”. Żąda od publicysty 130 tys. zł m.in. za to, że jej publicznie prezentowane roszczenia ws. niedoszłej aborcji córki nazwał moralną obrzydliwością. Tygodnik kwituje to stwierdzeniem, że Alicja Tysiąc „znalazła sposób na życie”. Wynika to z treści wywiadu, w którym np. wyraża nadzieję, że ktoś napisze o niej drastyczną książkę i nakręci film, w czym upatruje okazji do zarobienia. No cóż, drastyczna książka o pani Tysiąc to rzecz prosta. Wystarczy napisać prawdę, a potem uiścić za to grzywnę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.