Chadecy to fajne chłopaki

Jacek Dziedzina

Socjaliści mówią, że chrześcijańscy demokraci nie mają w swoim gronie wyrazistych liderów. I niestety mają rację.

Chadecy to fajne chłopaki

Europejscy chadecy próbują znaleźć w swoim gronie kandydata na szefa Komisji Europejskiej. Faworytem socjalistów jest obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schultz. Postać na tyle charakterystyczna i wyrazista, że socjaliści właściwie mogą spać spokojnie.

Chadekom będzie raczej trudno znaleźć kogoś równie charyzmatycznego po swojej stronie. Dlaczego? Z prostego powodu: socjaliści nie mają kompleksów, by na forum zarówno Parlamentu Europejskiego, jak i całej UE forsować swoją wizję społeczeństwa, polityki i moralności. Chadecy – w najlepszym wypadku pozostają biernymi obserwatorami, w najgorszym – głosują podobnie jak socjaliści. A w każdym razie w większości przypadków przejęli język poprawnej politycznie nowomowy unijnej, od której robi się coraz duszniej w Europie.

Oczywiście, wśród chadeków w PE są również tacy arystokraci polityki (na wszelki wypadek wyjaśnię, że to jednak komplement), jak Mario Mauro z Włoch czy Jan Olbrycht z Polski. Ale to nie oni, niestety, są twarzami pogrążonej w coraz większym kryzysie tożsamościowym chadecji. Twarzą chadeków jest ich szef, Joseph Daul. Miałem okazję rozmawiać z nim dwa tygodnie temu (wywiad w najnowszym GN: http://gosc.pl/doc/1608279.Brakuje-naturalnych-odruchow). Po moim teście „Chrześcijańska demokracja. Koniec historii?” (http://gosc.pl/doc/1555067.Chrzescijanska-demokracja-Koniec-historii) otrzymałem kilka głosów ze strony chadeków, że to jednak nie do końca tak czarno wygląda. Owszem, miałem w pamięci mój dawny wywiad z Janem Olbrychtem, który udowodnił, że wiele spraw udaje się chadekom wygrać (http://gosc.pl/doc/883888.Europosel-pod-obstrzalem). Jednak to nie Olbrycht, ani Mauro zostali szefami swojej grupy parlamentarnej czy szefami Parlamentu Europejskiego. Tym drugim mógł zostać akceptowalny przez socjalistów Jerzy Buzek. Gdy zapytałem go kiedyś, czy prawdą jest to, co mówiła o nim Joanna Senyszyn – „Jaki tam z niego chadek, socjalista pełną parą, obiecał popierać nasze postulaty” – jedyną odpowiedzią, na jaką się zdobył, było stwierdzenie, że „nie spodziewał się”, że w GN ktoś będzie powoływał się na wypowiedź pani Senyszyn… (cały wywiad z J. Buzkiem tutaj: http://gosc.pl/doc/809230.Nie-potrzasam-szabelka).

Po wspomnianej wyżej rozmowie z Josephem Daulem uznałem, że jest jeszcze gorzej niż napisałem to w tekście, który wywołał reakcję chadeków. Daul miał okazję pokazać, że jeszcze chadecja nie umarła. A tymczasem pokazał, że umarła już dawno.

Ja wiem, że Jerzy Buzek i Joseph Daul to prywatnie sympatyczni panowie. Bez cienia ironii. Jeżdżą na pielgrzymki, o wartościach coś tam nawet czasem wspomną. Daul nawet swoją grupę zabiera na wycieczki, sanktuaria odwiedzają, mówił, że bya adoracja i śpiewy, jakieś drzewko przy parafii sadzili… Ale sprawiają wrażenie, że albo nie widzą, albo udają, że nie widzą, tego, co się wokół dzieje. I na tym polega różnica między wyrazistymi, pozbawionymi kompleksów socjalistami, a radośnie pogodzonymi z polityczną poprawnością chadekami. Martin Schultz nie ma obciachu, gdy pomstuje na takie kraje jak Polska i forsuje rezolucje potępiające nas za mityczną homofobię. Natomiast Daul zdziwił się w wywiadzie, gdy zapytałem go, czy chadecy zamierzają zareagować na jawne łamanie praw człowieka w jego kraju, Francji, w której przyjęto ustawę nie tylko zmieniającą definicję małżeństwa, ale też oddającą dzieci w ręce par homoseksualnych. A policja brytalnie potraktowała tych Francuzów, którzy wyszi na ulice w obronie zdrowego rozsądku. Daul powiedział mi z rozbrajającą szczerością, że… jeszcze nikt u nie zwrócił uwagi na ten problem.

A zatem chadecy to fajne chłopaki. Tyle tylko, że fajne chłopaki nie wygrywają męskich rozgrywek.