Przygoda ze świętym Pawłem

Katarzyna Buganik

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 26/2013

publikacja 27.06.2013 00:15

Dariusz Trętowicz z Gubina. Z wykształcenia teolog, filmowiec, dźwiękowiec, członek Wspólnoty św. Tymoteusza. Producent filmu „Paweł z Tarsu. Pojednanie światów”, który zmienił na zawsze jego życie.

Ekipa filmowa to pięć osób: od lewej: dźwiękowiec Rafał, operator i drugi reżyser Maciej, producent Dariusz Trętowicz, reżyser Grzegorz Misiewicz oraz Krzysztof Ponarski Ekipa filmowa to pięć osób: od lewej: dźwiękowiec Rafał, operator i drugi reżyser Maciej, producent Dariusz Trętowicz, reżyser Grzegorz Misiewicz oraz Krzysztof Ponarski
Dariusz Trętowicz

Zafascynowanie św. Pawłem zrodziło się przy okazji powstawania filmu o Apostole Narodów. – Pracowałem w reklamie i świecie filmowym. Przy tworzeniu nowych wersji językowych filmu „Jezus” i przy innych projektach poznałem Grzegorza Misiewicza, „świeckiego misjonarza”, przewodnika po Ziemi Świętej i reżysera filmu „Paweł z Tarsu” – mówi Dariusz Trętowicz. – W Roku św. Pawła chcieliśmy zrobić krótki film o tym apostole, ale później zdecydowaliśmy się na cykl filmowy. Przymiarką do całości był odcinek pilotażowy w Tarsie. Tak zaczęła się moja przygoda ze św. Pawłem – dodaje producent.

Pytania o sens życia

– Równocześnie z powstawaniem filmu rozwijała się moja droga powrotu do Pana Boga. Praca w mediach wiąże się z tym, że ma się mało czasu na istotne i wartościowe rzeczy. Do zrobienia materiału o św. Pawle potrzebna była wiedza, zacząłem więc czytać Pismo Święte, dowiadywałem się, jak św. Paweł żył, jakim był człowiekiem. Potrzebowałem tego, by rzetelnie opisać tę postać i rzeczywistość, w której żył – wyjaśnia D. Trętowicz. – Żyłem w świecie, gdzie pytania o sens życia, o wiarę czy Boga były drugorzędne. Byłem zabiegany, zajęty zarabianiem pieniędzy, ciągle w pośpiechu. Ten film bardzo zmienił moje życie – dodaje.

Na planie filmowym

Praca nad filmem zajęła dwa lata. Ekipa filmowa przemierzyła 70 tys. km. Była w 80 miejscach i w 8 krajach. Dariusz Trętowicz nie jest tylko producentem filmu. W 12 odcinkach zagrał rolę św. Pawła. – Realizacja filmu poza granicami Polski nie jest łatwa. Okazuje się, że nawet jak ma się pozwolenia i dokonane opłaty, to nie jest jeszcze pewne, że uda się zrealizować materiał. To również nieustanna walka z czasem, z klimatem i niespodziewanymi przeciwnościami losu – mówi producent. – To niesamowita przygoda na dwóch płaszczyznach. Pierwsza turystyczna i podróżnicza, odkrywcza, druga to dotykanie starożytności, dróg świętych Piotra i Pawła. W szumie wiatru, kamieniach, ruinach, zabytkowych miejscach czuć tego ducha. To skłania do refleksji – dodaje. Podróż i praca zaczęła się od Tarsu i Efezu w Turcji. Później była Grecja. Następnie Damaszek w Syrii, Izrael, Rzym, Cypr, Sycylia i Malta. – Przełomowa była dla mnie wizyta w Syrii. Mieszkaliśmy pod Damaszkiem, w miejscu nawrócenia św. Pawła. Nieświadomie wjechaliśmy na część poligonu, bo chcieliśmy nagrać ośnieżone szczyty Gór Libanu i za to aresztowała nas armia syryjska. Do dziś pamiętam zapach nabitej, nasmarowanej broni i krzyki żołnierzy. Przesłuchiwano nas kilka godzin. To był naprawdę trudny czas – wspomina Dariusz Trętowicz. – Innym razem zepsuł się nam samochód. Kamień dostał się między dwa koła. Przejeżdżający obok nas rowerem człowiek zapytał, czy jesteśmy chrześcijanami. Po krótkim czasie przyjechał samochodem i pomógł nam tylko dlatego, że wierzyliśmy w Jezusa – dodaje.

Prostolinijny znak krzyża

Praca nad filmem była dla Dariusza Trętowicza życiowym przedsięwzięciem, ale i czasem osobistej przemiany oraz refleksji nad życiem. – Na jednej z ulic Damaszku zobaczyłem dziewczynę w burce i chłopaka, a za nimi szli ich rówieśnicy. W pewnym momencie chłopak ukłonił się, zrobił znak krzyża i poszli dalej. To było dla mnie duże doświadczenie, bo przyznanie się do znaku krzyża jest poważnym wyzwaniem. To mnie urzekło, że ci ludzie, właśnie tam, w Syrii, czy to chrześcijanie, czy muzułmanie, żyją wiarą – mówi producent. – Wielokrotnie w pracy jeździłem na spotkania biznesowe i kiedy przechodziłem koło kościoła np. z dyrektorem banku, wiele razy zastanawiałem się, czy ten znak będzie oznaczał moje popisywanie się, czy moją autentyczną wiarę. Od tamtego momentu w Damaszku marzę, by w moim życiu to było prostolinijne. O to się modlę – wyznaje. W pracy nad filmem nie zabrakło też kryzysowych chwil. – Po realizacji zdjęć w Rzymie ukradziono nam sprzęt, który był w samochodzie. To była niedziela i w tym czasie poszliśmy się pomodlić do bazyliki św. Pawła. Po kradzieży musieliśmy wypożyczyć sprzęt w Rzymie, bo dalej jechaliśmy na Sycylię i Maltę, a później znów wróciliśmy do Rzymu, by powtórzyć zdjęcia. Z pomocą Bożą udało się jednak ukończyć materiał i zrealizować film – mówi Dariusz Trętowicz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.