Brazylia do reformy

PAP

publikacja 22.06.2013 09:00

Prezydent Brazylii Dilma Rousseff oświadczyła w wygłoszonym w piątek przemówieniu telewizyjnym, że pokojowe demonstracje są elementem zdrowej demokracji, ale akty przemocy nie mogą być tolerowane. Zapowiedziała poprawę transportu publicznego, systemu oświaty i opieki zdrowotnej.

Brazylia do reformy Demonstranci na ulicach Rio de Janeiro PAP/EPA/TOMAZSILVA/ABR / HANDOUT

Pani prezydent podkreśliła, że jej rząd opowiada się za przemianami społecznymi oraz, że jako głowa państwa ma obowiązek słuchania głosu ulicy i rozmawiania ze wszystkimi stronami konfliktów.

"Musimy odświeżyć nasz system polityczny i uczynić go bardziej przejrzystym i odpornym na działania przestępcze" - przyznała Rousseff. Dodała, że zdaje sobie sprawę, iż wiele problemów można rozwiązać "szybciej i lepiej", ale rząd nie może tolerować przemocy stosowanej przez "mniejszość protestujących".

Rousseff zapowiedziała szereg istotnych reform, w tym opracowanie planu usprawnienia transportu publicznego, przeznaczenie zysków z eksportu ropy na poprawę systemu oświaty oraz podjęcie działań zmierzających do ściągnięcia do Brazylii lekarzy z zagranicy w celu usprawnienia systemu opieki zdrowotnej.

Pani prezydent obiecała spotkać się z przywódcami protestów, ale tylko tych, które miały charakter pokojowy. "Potrzebuję ich udziału, ich energii i ich zdolności" - powiedziała.

W swym - jak podkreślają komentatorzy - pojednawczym przemówieniu Rousseff broniła też decyzji przeprowadzenia w przyszłym roku w Brazylii mistrzostw świata w piłce nożnej. Podkreśliła, że będą one finansowane przez firmy wykorzystujące areny sportowe a nie przez podatników.

Podkreśliła, że Brazylia "stoczyła ciężka walkę" aby stać się państwem demokratycznym co - zdaniem analityków - było nawiązaniem do ofiar, jakie poniosło jej pokolenie w walce z dyktaturą wojskową z lat 1964-85. Rousseff, była rebeliantka marksistowska, aktywnie uczestniczyła w tej walce płacąc za to trzema latami spędzonymi w więzieniu, gdzie była poddawana torturom.

Demonstracje, które rozpoczęły się od protestu przeciwko 20-procentowej podwyżce cen biletów komunikacji przerodziły się w największy od dziesięcioleci wybuch niezadowolenia prawie ze wszystkiego poczynając od złego stanu oświaty, służby zdrowia i innych służb publicznych a kończąc na olbrzymich kosztach zbliżającego się mundialu i olimpiady w Brazylii.

Analitycy wskazują, że brak organizacji i sprecyzowanych żądań utrudnia jednolitą reakcję rządu. I chociaż w kilku miastach odwołano podwyżki cen biletów, upust niezadowolenia społecznego jedynie przybrał na sile.

Agencja Associated Press zauważa, że masowe protesty w 190-milionowej Brazylii odbywały się rzadko w ostatnich latach i zaskoczyły przedstawicieli rządu. Ale pomimo energii wykazywanej na ulicach wielu protestujących nie ma pewności, czy całemu ruchowi społecznemu uda się uzyskać jakiekolwiek realne koncesje polityczne.

W piątek demonstracje były kontynuowane. Tylko w Rio de Janeiro ulicami przeszło ok. 1000 osób, które wdarły się do budowanego od kilku lat centrum sztuki. Inwestycja pochłonęła już 250 mln dolarów a centrum nadal stoi puste. Podczas demonstracji dochodziło do grabieży i podpalania sklepów. Doszło do starć z policją, która użyła gazu łzawiącego.