Waszyngton patrzy

Karol Kloc

|

GN 25/2013

publikacja 20.06.2013 00:15

Korzystając w internecie z usług amerykańskich firm, dajemy rządowi USA możliwość inwigilacji na wielką skalę.

Gen. Keith Alexander (pierwszy z lewej), szef Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) musiał tłumaczyć się przed Senatem USA  z powodu oskarżeń o nielegalną inwigilację Gen. Keith Alexander (pierwszy z lewej), szef Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) musiał tłumaczyć się przed Senatem USA z powodu oskarżeń o nielegalną inwigilację
pap/EPA/MICHAEL REYNOLDS

Korzystając z poczty elektronicznej, portali społecznościowych czy Skype'a umieszczamy w internecie informacje, które nas dotyczą. Na podstawie danych ze wszystkich tych usług można dowiedzieć się o użytkownikach niemal wszystkiego. Nic dziwnego, że specsłużby chcą korzystać z takich informacji bez ograniczeń. Ujawnienie przez „The Washington Post” i brytyjski „The Guardian” programu PRISM pokazało, że w USA ten dostęp był niemal niczym nieskrępowany.

(Nie)Zakazany owoc

Publikacje obydwu gazet ujawniają to, o czym spekuluje się od dawna. Amerykańskie specsłużby korzystają z danych, które gromadzą na nasz temat giganci internetu, tacy jak Google, Microsoft czy Facebook. Służby koncentrowały się oczywiście na cudzoziemcach, argumentując to wojną z terroryzmem. Inwigilacja Amerykanów podlega zresztą rygorystycznym przepisom prawnym. – Osobiście jestem zaskoczony jedynie szerokim dostępem do danych, jaki mogły uzyskać służby – mówi GN minister Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Kiedyś, by zdobyć szczegółowe informacje na czyjś temat, służby musiały obserwować jego dom, podsłuchiwać rozmowy telefoniczne, kontrolować pocztę czy nawet grzebać w śmieciach. Dziś wystarczy inwigilować przez internet. Na przykład analiza klikania na facebookowy przycisk „lubię to”, zdaniem naukowców z Uniwersytetu Cambridge, pozwala na określenie z dużym prawdopodobieństwem nie tylko płci, wieku oraz rasy użytkownika, ale także jego ilorazu inteligencji, poglądów politycznych, orientacji seksualnej czy wyznania. A dysponując większą ilością danych, można wyciągnąć znacznie więcej wniosków.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.