Polak Węgier dwa...

Tomasz Rożek

|

GN 24/2013

publikacja 13.06.2013 00:15

...a właściwie dwie – przeciwności. Gospodarka Węgier wychodzi z ostrego zakrętu. Nasza, choć jeszcze trzy lata temu była w nieporównywalnie lepszym stanie, zaczyna tracić równowagę. Co się stało?

Premier Orbán odrzucił warunki, na jakich Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisja Europejska chciały ratować węgierską gospodarkę. Wprowadził własne reformy. Dzisiaj Węgry to – jak na europejskie standardy – kwitnąca gospodarka Premier Orbán odrzucił warunki, na jakich Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisja Europejska chciały ratować węgierską gospodarkę. Wprowadził własne reformy. Dzisiaj Węgry to – jak na europejskie standardy – kwitnąca gospodarka
Radek Pietruszka /PAP

Odpowiedź jest prosta. Tam reformowano, tutaj nie. Jaki jest tego efekt? Może warto najpierw powiedzieć, jak wyglądała ekonomia Warszawy i Budapesztu trzy lata temu.

Fatalne wiano

Viktor Orbán przejął rządy po skompromitowanej ekipie lewicowej trzy lata temu, w 2010 roku. Stan węgierskiej gospodarki był wtedy bardziej niż fatalny. Wzrost gospodarczy był ujemny, deficyt finansów publicznych i dług publiczny tak wysoki, że kraj stał na skraju bankructwa. Już w 2008 roku węgierską gospodarką właściwie przestał rządzić rząd w Budapeszcie, a zaczął Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Instytucja, która w teorii pomaga krajom w kłopocie, w praktyce raczej je uzależnia i wpędza w spiralę zadłużenia. Węgrom wieszczono taką samą przyszłość jak Grecji. Zresztą w wyniku pakietów pomocowych Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej zadłużenie Aten wzrasta, zamiast spadać. Wracając jednak do naszych bratanków Węgrów. Jedną z pierwszych decyzji nowego premiera, Viktora Orbána, było odzyskanie kontroli nad gospodarką. Orbán odrzucił warunki, na jakich Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisja Europejska chciały kontynuować program pomocowy. I rozpętała się międzynarodowa awantura. W historii tych instytucji nigdy nie zdarzyło się, by jakikolwiek kraj tak jasno formułował swoje stanowisko. Dotychczas funkcjonowała raczej zasada: płacimy – żądamy. Brukselscy urzędnicy nie potrafili zrozumieć, że premier rządu, który potrzebuje pomocy, stawia jakiekolwiek warunki. A Orbán stawiał. W przekazie publicznym głośno krytykowano reformy strukturalne wprowadzane przez niego na Węgrzech. Mówiono o faszystowskich sposobach, a na niektóre mniej formalne spotkania głów państw Orbána przestano zapraszać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.