W drodze

Karina Grytz-Jurkowska

|

Gość Opolski 24/2013

publikacja 13.06.2013 00:00

Annogórskie sanktuarium z niezwykłą mocą przyciąga pielgrzymów.

Osiągnięciem dla Franciszka Klosy było przejście szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela, ale sentymentem darzy Górę Świętej Anny Osiągnięciem dla Franciszka Klosy było przejście szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela, ale sentymentem darzy Górę Świętej Anny
Karina Grytz-Jurkowska

Franciszek Klosa intonuje: „Niech się co chce ze mną dzieje, w Tobie, święta Anno mam nadzieję”. I dodaje: – Tak zawsze śpiewała moja mama, babcia i ja też. Dlatego nie boję się pielgrzymować sam – mówi siedemdziesięcioczterolatek. Mieszka na stałe za granicą, ale dwa razy w roku przyjeżdża do rodzinnej Ligoty Prószkowskiej, by wędrować na Górę Świętej Anny.

Góra bliska sercu

– Na Annaberg jeździłem od zawsze. Moja babcia i mama nosiły imię Anna, więc zawsze na odpusty namawiały ojca, by udać się tam z pielgrzymką. Ojciec szykował wtedy wóz, tzw. baloniok, zaprzęgał do niego dwa konie i o wpół do trzeciej nad ranem wyjeżdżaliśmy – wspomina pan Franciszek. U celu była Msza św. i przejście drogami kalwaryjskimi. Odkąd jego kuzyn, też z Ligoty, o. Fidelis Klosa został tam franciszkaninem, był kolejny powód do odwiedzin. Potem jeździł tam rowerem jako ministrant, a z czasem samochodem, zabierając mamę, babcię czy ciotki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.