Jak pomóc homo-katolikom?

Wojciech Teister

publikacja 07.06.2013 11:56

Środowisko homoseksualnych katolików to hermetycznie zamknięta puszka, z której samodzielne wyjście nie jest możliwe. Wiele zależy od tego, jaki stosunek przyjmą bracia i siostry we wspólnocie.

Jak pomóc homo-katolikom? Osoby o skłonnościach homoseksualnych to nie tylko aktywiści LGBT, ale też anonimowi ludzie, którzy chcą żyć w zgodzie ze swoim sumieniem Malene / CC-SA 3.0

Jakiś czas temu ogromne poruszenie wywołał tekst ks. Dariusza Oko o homomafii w Kościele katolickim („Z papieżem przeciw homoherezji”, Fronda nr 63). Autor przedstawia w nim bolesny problem Kościoła – homoseksualne struktury w hierarchii kościelnej. Temat bardzo trudny i często przemilczany. Niemniej jednak problem domagający się jakiegoś rozwiązania.

Można odnieść wrażenie, że problem homoseksualizmu w Kościele jest rozwiązany. Teoretycznie zasada jest prosta: potępiamy grzech, nigdy nie potępiamy grzesznika. Praktyka jednak okazuje się znacznie bardziej skomplikowana i trudno to zastosować w codzienności. Samo środowisko homoseksualne w Kościele jest niezwykle zwartą i hermetyczną grupą, takim eklezjalnym undergroundem. Postanowiliśmy dotrzeć do tych ludzi i przynajmniej w niewielkim stopniu zbadać sytuację.

Nie jest to proste zadanie. Środowisko jest szczelne jak dobrej marki termos, niezwykle trudno do niego przeniknąć. Jeszcze trudniej zdobyć zaufanie tak duże, by przeprowadzić szczerą rozmowę o przyczynach problemu. Aby to zrobić, konieczna była prowokacja – trzeba było zdobyć kontakty, a następnie budować zaufanie, przedstawiając się jako „swój”.  Metoda była ryzykowna i wymagała kilku tygodni przygotowań, zapoznania się ze sposobami i „poetyką” komunikacji środowiska gejowskiego. W niektórych, internetowych rozmowach, aby uzyskać dalsze kontakty, musiałem posłużyć się tym sposobem rozmowy, wcielając się w rolę geja, poruszając także zagadnienia z tematyki erotycznej.

Uwiarygodnienie się jest ryzykowne. Przekonałem się o tym, gdy podczas jednej z rozmów trafiłem na użytkownika o fałszywym nicku, podszywającego się pod wierzącego homoseksualistę, który w rzeczywistości w sieci funkcjonuje w celu tropienia księży-homoseksualistów tylko po to, aby zebrać o nich dane i je upublicznić. Jak sam przyznał, robi to w celu zaatakowania Kościoła. Gdy powiedziałem mu o prowokacji postanowił szantażować mnie wcześniejszym przebiegiem rozmowy. Kosztowało mnie to kilka nieprzespanych nocy i ogromny stres. Dotarłem na granice obłędu. Ewidentnie w tym temacie siedzi jakieś diabelstwo.

W wielu sytuacjach jednak kontynuowanie dyskusji również wtedy, gdy wkroczyła w tematykę erotyczną, było konieczne dla uwiarygodnienia. Dopiero wtedy pojawiała się szansa na szczerą rozmowę. Ale nawet wtedy, gdy odsłaniałem intencje, większość rozmówców mnie zbywało, niekoniecznie życząc mi „wszystkiego dobrego”. Wszelkie inne próby kończyły się powierzchownymi sloganami.

Jeszcze trudniejsze było wytypowanie homoseksualistów, którzy jednocześnie byliby osobami wierzącymi i pragnącymi trwać w Kościele. Nie wszystko się udało, jednak na skutek tych działań dotarłem do kilku osób – świeckich i duchownego, którzy zgodzili się mówić. Trafiłem też na osoby podszywające się i wiele agresywnych przypadków.

Rafał* jest księdzem od kilku lat. Formację seminaryjną rozpoczął w jednym z seminariów na południu Polski. Po trzecim roku wyjechał do Czech. Tam też posługuje jako ksiądz. Nigdy nie zgodził się na swoje skłonności. Postanowił walczyć. Gdy po kilku dniach internetowego kontaktu dowiaduje się, że „padł ofiarą” prowokacji i nawiązałem z nim kontakt celem przeprowadzenia rozmowy do reportażu, chce początkowo uciec. Zresztą urwaniem kontaktu zakończyło się kilka innych rozmów. Po jakimś czasie jednak Rafał daje się namówić. Dla mnie, po kilku niepowodzeniach, to wielka ulga.

– Najtrudniejsze było dla mnie znalezienie wsparcia. – mówi – Kiedy walczysz z jakimś grzechem czy słabością, wtedy bijesz się trochę sam ze sobą. Potrzebujesz wsparcia. Cholernie potrzebujesz. Jakiejś wspólnoty ludzi, na których możesz liczyć i wiesz, że cię nie opuszczą dlatego, że jesteś taki. Ale w tej słabości najgorszy jest brak zrozumienia. Fakt, że na ogół walczysz sam, w ukryciu. Boisz się komukolwiek przyznać, bo wiesz, że to może być twój koniec.

– Dlatego szukasz gejów przez internet? – pytam.

– Dlatego. Tutaj są ludzie, którzy znają ten problem z własnego doświadczenia. Jest też niestety wielu, w zasadzie spora większość, cwaniaków, którym zależy głównie na seksie.

Wcześniej, jeszcze w ramach prowokacji, zachęcony słowami prowokatora, Rafał przyznał, że sam również kilka razy spotkał się „na seks”. Miał po tym ogromne wyrzuty sumienia.

– Tak naprawdę obiecują ci, że będzie ci lepiej, że jeśli się rozładujesz, napięcie zejdzie. Bzdura. Popadasz wtedy w depresję. Nie możesz patrzeć w lustro. Tęsknisz do tego, żeby obudzić się w czyichś ramionach, ale kiedy to się dzieje, diabeł cię opuszcza i zostajesz sam z ogromnym poczuciem winy.

– Co jest dla ciebie największym problemem w walce z homoseksualnością? – pytam.

Brak wsparcia i akceptacji mnie jako człowieka ze strony normalnych ludzi. Konieczność udawania.

– Wiesz przecież, że Kościół nie akceptuje zachowań homoseksualnych?

– Nie chodzi o akceptację homoseksualizmu. Chodzi o mnie. Słucham czasami niektórych wypowiedzi na temat gejów i czuję, że ich autorzy prawdopodobnie myślą tak również o mnie. A mi naprawdę daleko do kolesi z kolorowych parad. Żyję między młotem a kowadłem. Czuję się jak człowiek drugiej kategorii.

– Pomagacie sobie nawzajem?

– Staramy się. Ale nie zawsze działa. Część tego środowiska wcale nie chce walczyć. Zwyczajnie się ustawia. Tak jest wygodnie. Jeśli nie wierzysz.

*imiona i dane osób występujących w artykule zostały zmienione.

Inną osobą, która zgodziła się na rozmowę, jest Robert*. Animator młodzieżowej wspólnoty z Małopolski. Swoje skłonności odkrył w gimnazjum. Wtedy pojawiły się pierwsze zauroczenia, pierwsze doświadczenia seksualne. Zaraz za nimi przyszła depresja i myśli samobójcze. Długo nie mógł zgodzić się na to, jaki jest. W wieku 18 lat powiedział rodzicom. Ojciec wrzeszczał, mama płakała. Ale w końcu to przyjęli. Było łatwiej, bo Robert zaznaczył, że nie chce wiązać się z żadnym chłopakiem i chce z tym walczyć. Rodzice postanowili synowi pomóc. Trafił na terapię. Trwała kilka lat.

Robertowi na ogół udaje się trwać w czystości. Nie utrzymuje kontaktów seksualnych. Niekiedy tylko zdarza mu się wejść na czat i poflirtować. Zawsze ma po tym ogromne poczucie winy. Na szczęście ma dobrego, stałego spowiednika, który pomaga mu w walce.

Generalnie mówi, że jest dobrze. Nie łatwo. Dobrze. Nie byłoby tak, gdyby nie wsparcie przyjaciół ze wspólnoty. Kilkoro z nich wie o problemie Roberta. I nie odrzuciło go, nie traktuje gorzej, ale wspiera i mobilizuje w trudnych sytuacjach.

– Dzięki nim udaje mi się utrzymać w pionie. Ale flirty też mi się zdarzały. Tęsknota za zwykłą, ludzką bliskością, jest strasznie silna. Skumulowana prowadzi do rozmów i fantazjowania o seksie, a następnie do masturbacji. Kiedy nie masz z kim podzielić się tymi problemami, kółko się zamyka. I wybucha.

Robert swoje skłonności traktuje jako krzyż. Wie, że w środowisku homoselsualnym nie dałby sobie rady. Pokusy byłyby zbyt wielkie. Potrzebne jest wsparcie w codziennym środowisku, budowanie zdrowych relacji. Rozwijanie swojej osobowości, bo człowiek to nie tylko seksualność.

Sytuacja homoseksualnych katolików jest skomplikowana. Hermetyczne środowisko szczelnie broni dostępu do siebie. Nie jest jednak jednorodne. Z jednej strony są tam cynicy, którzy po prostu się ustawiają. Z drugiej uczciwi ludzie, dla których ich skłonność jest dramatem, na który nie chcą się zgodzić. Przeżywają go jednak w samotności lub we własnym środowisku, ukrywając przed znajomymi swój problem w obawie przed odrzuceniem. Kongregacja Nauki Wiary w „Liście o duszpasterstwie osób homoseksualnych” podaje, że „całościowa wizja [człowieka] uwzględnia złożoną rzeczywistość osoby ludzkiej, która w swoim wymiarze duchowym i cielesnym została stworzona przez Boga i otrzymała łaskę wezwania do udziału w dziedzictwie życia wiecznego. I tylko w tym kontekście, tylko z tej perspektywy możemy właściwie spojrzeć na osoby o zaburzonej orientacji seksualnej. Dostrzegając w nich pełnowartościową osobę stworzoną na obraz i podobieństwo Boga. Osobę zranioną, ale ukochaną przez Boga. Jeśli celem jest udział w życiu wiecznym, to nie bez znaczenia jest też nasza troska o zbawienie tych braci i sióstr.

Nie wystarczy jasno podkreślać, że homoseksualizm sam w sobie jest zaburzeniem. Trzeba również stworzyć możliwości do walki z tym problemem. Tymczasem wielokrotnie osoby o skłonnościach homoseksualnych, pragnące jednak trwać w jedności wiary z Kościołem, żyją między młotem a kowadłem. Często dociera do nich jedynie przekaz oceny moralnej samego aktu homoseksualnego, brakuje jednak doświadczenia wsparcia wspólnoty. Praktyka potępienia grzechu przy równoczesnym przyjęciu grzesznika nie jest łatwa. Szczególnie w świecie, który próbuje wmówić społeczeństwu, że homoseksualizm sam w sobie nie jest zaburzeniem. Niewiele jest grup wsparcia takich jak lubelska „Odwaga” czy działająca w kilku miastach kraju  „Pascha”. A nawet teraz w sieci niektórzy aktywiści pod fałszywymi nickami próbują rzucać oszczerstwa pod adresem tych wspólnot. Spotkałem się również z takim przypadkiem. Tymczasem istnieje potrzeba tworzenia tego typu miejsc. Warto być ostrożnym, aby w narracji o homoseksualizmie (koniecznej z perspektywy oceny moralnej) tak dobierać słowa, by jednocześnie nie ranić dodatkowo tych, którzy swojego problemu nie akceptują. Tworzyć atmosferę wsparcia w walce. Pozwolić odczuć, że są pełnowartościowymi członkami Kościoła. Nie kosztem treści nauczania. Ale w ramach jej. Zaakceptowanie człowieka, pomimo grzeszności i wsparcie go na drodze do wyzwolenia. Zadanie niebywale trudne. Ale chyba konieczne. „Jedni drugich brzemiona noście”.

Post Scriptum: Temat problemów osób wierzących o skłonnościach homoseksualnych będzie kontynuowany. Być może czytasz ten tekst i wiesz, że sprawa dotyczy też Ciebie. Jeśli chciałbyś podzielić się Twoim przeżywaniem tego problemu w kontekście wiary napisz do nas na gosc@gosc.pl

*imiona i dane osób występujących w artykule zostały zmienione.

Przeczytaj też: