Ojciec mnie zostawił, gdy miałam 3 lata. Pan Bóg dał mi jednak innego ojca...

publikacja 03.06.2013 11:00

Skontaktował się ze mną, bo robił drzewo genealogiczne naszej rodziny.

Ojciec mnie zostawił, gdy miałam 3 lata. Pan Bóg dał mi jednak innego ojca...

Mam 30 lat i dostałam dziś pierwsze w życiu życzenia na dzień dziecka od „taty”.

Mój biologiczny tato zoastawił nas gdy miałam 3 lata. Wyjechał za granicę na kilka lat. Wrócił, gdy przystępowałam do Pierwszej Komunii Świętej. Ja i brat z mamą wyprowadziliśmy się do dziadków. Tam mieszkałam do szkoły średniej. Wychowywał mnie mój dziadek. Ojciec, mimo że wrócił, nie utrzymywał z nami kontaktu. W moich ustach nigdy nie zabrzmiało słowo tata, tato czy nawet ojciec. Mama starała się, jak mogła by wychowac nas dobrze, po katolicku - choć zawsze miała pod górę – straciła nawet pracę przez to, że byłam chorowita i często musiała brać wolne. W tym czasie nie ominęły nas z bratem bunty młodzieńcze – pełne grzechu odejścia od Boga .

Rok wcześniej, a może i więcej dostałam wiadomosć  na komunikatorze internetowym  z zapytaniem czy mam na nazwisko H? Odpowiedziałam, że tak – moje nazwisko jest rzadkie więc osoba, która pisała do mnie powiedziała mi, że musimy być rodziną. Podał mi swoje imię i powiedział bym odnalazła informacje o nim. Przyznam szczerze, że rodziną ojca nigdy się nie interesowałam. Jakie było moje zdziwienie, gdy wpisałam imię wujka i swoje nazwisko i okazało się, że wujek nie dość, że jest księdzem to jeszcze franciszkaninem, „ojcem”. Jakiś czas popisaliśmy, ale ponieważ mialam w głowie uraz do mojego taty to i relacje z jego rodziną mnie drażniły. Wujek nadmienił, że tworzy drzewo genealogiczne i zbiera dane o rodzinie, te o moich najbliższych mu podałam i kontakt nam się urwał

Pamiętam dzień kiedy zapłakałam w kościele - coś we mnie pękło – powiedziałam do Boga, że nie chce tak żyć, że chce wszystko zmienić  - było Boże Narodzenie. Następnego dnia odcięłam się od grzechów, które mną zawładnęły - poszłam do spowiedzi. Tylko, że ja już należałam do kogoś i ten ktoś się bardzo zdenerwował, że mnie zaczął tracić i właśnie wtedy zaczęły się schody… Pojawiły się dręczenia nocne, koszmary, uczucie złej obecności, niemożność modlitwy - każda noc była nieprzespana - byłam wrakiem. Myślałam, że odchodzę od zmysłów. Bałam się spojrzeć na Matkę Bożą  czy obrazek święty. Różaniec palił mnie w ręce. Bałam się modlić. Po  kolędzie bałam się wejść do pokoju, w którym stał krzyżyk.

Opowiedziałam o tym mojemu bratu i przyjaciółce. Ona poradziła mi bym przyjechała do niej do Wrocławia i poszła do księdza, który przygotowywał ją do sakramentu małżeństwa. Tak zrobiłam. Z wielkimi przeszkodami  dotarłam do niego. Modlił się nade mną i wyspowiadałam się - powiedział, że to wszystko dopiero się zacznie i jeszcze będę potrzebowała pomocy księdza.

Wróciłam do domu późno w nocy. Włączyłam gg, a tam wiadomosć od wujka księdza. Co u Ciebie -pytał.  Pomyślałam sobie wtedy: "Co u mnie? To ja Ci powiem Co u mnie!"

Pisaliśmy prawie do rana - wujek pytał mnie o wszystko. Powiedział, że mi pomoże i żebym się nic nie bała. Odprawiał za mnie Mszę, modlił się na różańcu za mnie, był pod telefonem nawet w nocy.

Pamiętam noc- pierwszą, którą przespałam. Byłam w szoku, że w końcu spałam spokojnie. Rano napisałam wujkowi.

J: Dziękuje wujek.
W: Za co mi dziękujesz?
 J: Ty wiesz za co.
W:  Proszę powiedz mi za co?
J:  Za to że się za mnie modliłeś, bo w końcu spokojnie przespałam noc.
W:  Tak modliłem się na różańcu za ciebie do późna.

Czułam ochronę tej modlitwy na sobie. To jest niesamowite!

Wujek mieszka daleko - na drugim końcu Polski. Powiedział mi, że z jego rozeznania potrzebuję pomocy specjalisty - egzorcysty. Szukał takiego księdza w mojej diecezji, dzwonił do kurii, ale w między czasie dostałam pracę w innym mieście tam z dnia na dzień wyjechałam.

Poznałam przez internet pewnego chłopaka z tego miasta, który powiedział mi o  Mszach o uwolnienie, które prowadzi ksiądz egzorcysta i o tym, że w sierpniu przyjeżdza do naszego miasta na zaproszenie tego księdza o. John Bashobora. Powiedziałam o tym bratu, który przyjechał do mnie na tę Mszę. Nadmienię, że brat między innymi pod wpływem moich historii i dzięki wujkowi wyspowiadał się po latach i powrócił do Boga i Kościoła.

Na koniec Mszy Świętej można było podejść do księdza Johna, a on modlił się nad każdym indywidualnie. Ja się wykręcałam mówiąc do brata, że po co mam iść, że ja nie jestem chora, że tu ludzie na wózkach, że nie będę miejsca zajmowała itd. Brat uparcie kazał mi czekać. Staliśmy w rzędzie i o. John podchodził do każdego i nakładał ręce - gdy podszedł do mnie - powiedział : "You must go inside". Tzn miałam wejśc do  zakrystii, bo potrzebowałam dodatkowej modlitwy. Weszłam tam i zaczęłam się cała trząść i pocić, a serce mi waliło. Czekałam na ojca Johna. Gdy podszedł do mnie upadłam na ziemie wiłam się i płakałam (własciwie szlochałam), a on trzymał mnie za nogi i mówił "Zostaw ją! Nie dręcz jej! Byś się wstydził! Ona jest dzieckiem Bożym!"  Pamietam każde jego słowo. Po modlitwie nade mną powiedział mi, że ja i moja mama bardzo się wycierpiałyśmy, bo ktoś nas przeklął – mówił do mnie – całe życie wiele cierpiałaś, ale już będzie dobrze! Mamy nie było przy mnie – ale odczuła modlitwę na odległość- mówiła że serce jej waliło, że nie wiedziała co jej jest.

Opowiedziałam historię wujkowi, przyjechał do mnie. Poświęcił mi mieszkanie, modlił się nade mną modlitwą dziękczynienia za moje życie. I jak prawdopodobnie to ojciec mnie przeklął tak on mój nowy ojciec  duchowy mnie błogosławił. Powiedział, że ma prośbę bym wpisała go w telefonie pod hasłem "ojciec" i żebym dzwoniła jak tylko będę go potrzebowała.

Pan Bóg jest niesamowity nie ma takiego zła, z którego po trzykroć większego dobra nie wyprowadzi. To takie niesamowite, że wujek teraz daje mi wszystko to, czego nie miałam od ojca mojego. Jestem szczęśliwa i dumna, że go mam. Więc dostałam od Boga prezent – nowego tatę, który nawet nosi moje nazwisko.

Tato pobłogosławił małżeństwo mojego brata i żyjemy sobie dobrze z nim. Fajnie, że go mamy.

 Dziś podczas Mszy Świętej poczułam, że powinnam o tym napisać.

Dorota,

TAGI: