Widzenie nawrócone

Franciszek Kucharczak

|

GN 22/2013

publikacja 29.05.2013 00:15

Nie trzeba się przekonać do nawrócenia, trzeba nawrócenia, żeby się przekonać.

Widzenie nawrócone rysunek franciszek kucharczak

Ludzie wciąż przysyłają do redakcji swoje świadectwa. Na stronie gosc.pl jest ich już, jak mawia mój znajomy, „około mnóstwo” (zobacz TUTAJ). Raz za razem powtarza się tam ten sam schemat: byłem (byłam) zniewolony, nieszczęśliwy, przekonany, że jestem skreślony, a tu nagle… I potem wszystko się radykalnie zmienia, jakby z człowieka opadła jakaś ciężka, zimna i oślizgła skorupa, która krępowała ruchy. I jakby z oczu spadły różowe okulary. Tak – różowe, bo diabeł, który trzyma człowieka w tej paskudnej skorupie, pokazuje mu jednocześnie fałszywy obraz rzeczywistości (więc i tej skorupy).

Gdzie taki uwięziony delikwent nie spojrzy – wszędzie ma różowo, jak na warszawskiej imprezie z czekoladowym orłem 2 maja. No i to też sprawia, że z przekonaniem głosi, jaka to wolność być uwięzionym, jak to fajnie być niewolnikiem seksu, jak to się dobrze masturbować, zmieniać kobiety albo facetów i jakie to palanty ci, co słuchają „biskupów” (tak się teraz określa naukę Ewangelii). Jest udręczony – bo życie wbrew przepisowi Boga zawsze powoduje bolesną destrukcję – ale deklaruje co innego, bo przecież „widzi”, że jest różowo. Do tego ma jeszcze słuchawki na uszach, przez które sączy się bezustannie komunikat: masz prawo do szczęścia, bądź sobą, bądź wolny. I dzieje się jak przy narkotykach – czujesz, że jest coraz gorzej, ale bierzesz, bo jest coraz gorzej. To coś takiego, jakbyś dla higieny psychicznej i poprawy moralnego kręgosłupa cały czas czytał „Wyborczą”.

To jest przyczyna, dla której „dialog społeczny” to puste hasło. Co z tego, że obie strony mówią „wolność, miłość, prawda”, skoro te same słowa dla jednych znaczą coś całkiem innego niż dla drugich. W świadectwach widać, jaką drogą dokonuje się prawdziwe uwolnienie i zmiana myślenia: drogą realnej ingerencji Boga. A dzieje się to najczęściej – jak widać – w kontekście wspólnot żyjących duchem Ewangelii.

To powtarza się tak często, że powinno dać do myślenia uczciwym sceptykom: ludzie nawracają się radykalnie i trwale dlatego, że byli na spotkaniu modlitewnym i widzieli autentyczną radość, że pomodlili się nad nimi ludzie z jakiejś wspólnoty i wszystko nagle się poukładało, że ksiądz na spotkaniu coś powiedział, a oni wiedzieli, że to od Boga dla nich. I wtedy nie trzeba tych ludzi przekonywać, toczyć sporów, udowadniać, że Kościół nie jest „winien milionów ofiar”, a księża to nie synonim pedofilów itepe. Oni to już WIDZĄ. I nie trzeba narzekać, że nie chodzą do kościoła – oni już chodzą.

Niedawno powiedziała mi kobieta z naszej wspólnoty, jak została uwolniona z nałogu palenia. Wcześniej próbowała rzucić tym wiele razy – ale pewnego wieczoru poprosiła księdza, żeby się nad nią pomodlił. W nocy obudziła się zlana potem, czując pieczenie w ustach. I usłyszała kobiecy głos: „Przestań wreszcie palić!”. Rano znajoma poczęstowała ją papierosem. Ona odmówiła – nie ciągnęło jej. I tak już zostało.

Takich znaków Bożej mocy zdarza się wiele – bo Jezus żyje. I to On zmienia wszystko.

Gwałciciele pouczeni

W połowie maja Warszawę zaszczyciły szmaty. Takie panie. Szły roznegliżowane (niektóre wyeksponowały gołe piersi) pod hasłem „Marsz Szmat” i stosownie do hasła zachowywały się ordynarnie i wulgarnie. Ponoć chodziło o to, żeby ich chłopy nie gwałciły. Że niby kobieta ma prawo ubrać się jak chce i nie można jej stroju (czy też jego braku) traktować jako elementu prowokującego gwałciciela. O, to się gwałciciele teraz przejmą, bo to przecież refleksyjni, wrażliwi, inteligentni ludzie – na pewno zrozumieli i już nie będą gwałcić pań w wyzywającym stroju. Odtąd będą się zasadzać specjalnie na panie w strojach „pruderyjnych”.

Krystynę powiesili

Jeśli ktoś uważa, że nie było w mediach stosownej reakcji oburzenia na nieobyczajność i obrazę moralności publicznej w nawiązaniu do wspomnianego wyżej „Marszu Szmat”, to się myli. Przez wszystkie „wiodące media” przetoczyła się fala oburzenia na prof. Krystynę Pawłowicz. Bo pani poseł powiedziała do kamery TVN24, że „ulica nie należy do k… i alfonsów”. Jak ona mogła! Przecież wszyscy widzieli, że należy.

Dziś bohater...

20-letni mężczyzna chciał popełnić samobójstwo, próbując skoczyć z mostu. W ostatniej chwili złapał go policjant, który pełnił w tym czasie służbę. Ma on już na koncie uratowanie życia 18-letniej dziewczynie, którą przekonał, żeby zrezygnowała ze skoku z 7. piętra wieżowca w Gdańsku. Media nazywają go bohaterem. Kto go będzie naśladował za jakieś 20 lat, pójdzie siedzieć. No przecież jak można przeszkadzać ludziom w egzekwowaniu ich prawa do swobodnego wyboru metody eutanazji!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.