Rewolucja w szklance wody

Bogumił Łoziński

|

GOSC.PL

Określenie przez ministra pracy rocznych płatnych urlopów rodzicielskich mianem „rozwiązania rewolucyjnego” to gruba przesada.

Rewolucja w szklance wody

We wtorek sejm zajmował się czterema projektami zmian w kodeksie pracy, które przewidują wprowadzenie rocznych, płatnych urlopów macierzyńskich. Wszystkie trafiły do dalszych prac do sejmowej komisji. Prezentując projekt rządowy minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że „roczne, płatne urlopy rodzicielskie to rozwiązanie rewolucyjne w polskiej polityce rodzinnej po 1989 r.”.

Chciałoby się powiedzieć – „jaki rząd, taka rewolucja”, bowiem zmiany zaproponowane przez rząd są korzystne dla rodzin z dziećmi przez pierwszy rok po ich urodzeniu, ale żadną rewolucją nie są, co najwyższej krokiem, i to niezbyt dużym, w dobrym kierunku. O rewolucji można by mówić, gdyby za płatnym urlopem rodzicielskim szły inne rozwiązania prorodzinne, istniejące w wielu krajach europejskich. Ich katalog jest bardzo szeroki. Na przykład: opieka państwa dla dzieci do drugiego roku życia poprzez wprowadzenie bonu wychowawczego, dzięki któremu matka mogłaby sama opiekować się maluchem, a nie iść do pracy i wynajmować opiekunkę; wprowadzenie bonu szkolnego, z którego można by opłacić szkołę, którą wybierze rodzina – co zmusiłby system edukacji do podniesienia poziomu kształcenia, albo doprowadziło do upadku szkół, które nie zasługują na istnienie; system ulg dla rodzin wielodzietnych, np. zniżki do teatru czy na basen, albo bezpłatne przejazdy komunikacją miejską itd. Wachlarz rozwiązań jest bardzo duży, trzeba tylko wybrać adekwatne do sytuacji w Polsce. Tymczasem określanie przez rząd wprowadzenie jednego elementu mianem rewolucji trudno określić inaczej niż propaganda.