Jeszcze nie zginęła

Andrzej Nowak

|

GN 20/2013

Najsilniejsze media codzienne robią wszystko, byśmy nie widzieli świata, jakim jest, i zapomnieli, co znaczy sprawiedliwość.

Jeszcze nie zginęła

Znaczenie słowa „kultura” w naszym języku zostało zapożyczone z łaciny. „Słownik języka polskiego” (tzw. wileński) z roku 1861 informuje, że kultura w pierwotnym swym znaczeniu oznacza „chodzenie koło roli”, przenośnie natomiast jest to także „uprawa umysłowa, kształcenie umysłu, obyczajów”. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, wokół jakiej roli chodzą ci, którzy współcześnie swą przynależność do „elity kulturalnej” zaznaczyć potrafią już tylko najwulgarniejszym chamstwem.

Teraz chcę zwrócić uwagę Czytelników na to, że wciąż możliwa jest inna rola, inna uprawa polskiej kultury – że jeszcze ona nie zginęła. Wspaniale żyje i odżywia nas wciąż nowa polska poezja. Umarli Miłosz, Herbert, zginęli Baczyński i Gajcy, ale poruszają nas Rymkiewicz, Wencel, Koehler, wstrząsa ożywczo fala poezji wywołana 10 kwietnia 2010 r. Mniej pewni byliśmy losu prozy. Kto opisze nasz świat, naszą złość i miłość, codzienność, pokraczność i cudowność życia nad Wisłą po czasie wielkiej najpierw, a potem małej apokalipsy? Bez udawania, bez pisania pod dyktando unijnego stypendium, pod werdykty salonowych jurorów. Jest z nami wierna rzeczywistości proza mistrzów – Orłosia, Nowakowskiego. Są ambitne próby Wildsteina, Holewińskiego, Ziemkiewicza... I nagle, niemal w ciągu tygodnia, dotarły do mnie trzy nowe znaki nadziei na trwanie polskiej kultury, znaki zapisane w powieści. Najpierw Eustachego Rylskiego „Obok Julii”.

Rylski, to nie nowina, pisać potrafi w sposób wciągający czytelnika bez reszty w zimny świat męskich emocji. Angażując się w ostatnich latach w różne wątpliwe akcje „salonowej” kultury III RP, nie zatracił jednak ostrości spojrzenia na rzeczywistość prowadzącą od PRL do III RP właśnie. To jest oś czasowa jego ostatniej powieści, w której zakochany w sobie „piękny dwudziestoletni” z epoki wczesnego Gomułki musi odnaleźć się (razem ze swą przeszłością, naznaczoną przez opiekę tajemniczego kapitana ze „służb”) w nowym światku, w którym rządzi biuro maklerskie „Kant”. To nie jest powieść polityczna, autora interesują raczej sprawy życia i śmierci, jego bohater jest Orfeuszem poszukującym Eurydyki.

Poszukiwania prowadzone są jednak w scenerii zbudowanej przez Armię Czerwoną i jej pomagierów. Dobra sceneria, by opisać realistycznie, jak dojrzewa wiek męski – wiek klęski. Powieść Barbary Toporskiej „Spójrz wstecz, Ajonie!”. Toporska, wierna towarzyszka życia i pisarskiego losu Józefa Mackiewicza, zmarła w 1985 r. Jej powieść ukazała się w pierwszej edycji w roku 1981. Cóż więc nowego w tej starej powieści? Właściwie teraz dopiero mamy okazję odkrywać tę twórczość. W 1981 r. (i w następnych) było „zapotrzebowanie” na Mackiewicza, o Toporskiej mało kto słyszał. W ostatnich kilku latach Toporska wraca do czytelników w Polsce. Wraca wszystkimi swymi powieściami, mistrzowską publicystyką, poezją. „Spójrz wstecz, Ajonie!” to epopeja polskiego losu oraz fascynująco różnorodnej (etnicznie, wyznaniowo, społecznie, politycznie) rzeczywistości II RP i jej zniszczenia. Między warszawską kamienicą a kresowym dworkiem, między Teresą a Sabiną, dorastającą córką „wysadzonego z siodła” ziemianina a jego służącą rozgrywa się ta historia.

Mistrzostwo psychologicznego portretu, zwięzła trafność każdego opisu, życiowa mądrość tej książki uderzają strona po stronie.Jak to możliwe, że literatura tej miary, przy której nie tylko dzisiejsze diwy z parnasu gazetowej „Nike”, ale nawet Nałkowska czy Dąbrowska okazują się nieprecyzyjne, miejscami pretensjonalne – że taka literatura jest wciąż niedoceniona? A więc mamy wciąż takie skarby kultury – nierozpoznane? Na koniec tygodnia znalazłem w księgarni powieść Jana Polkowskiego „Ślady krwi”. Polkowski, uznany poeta, tu okazuje się autorem najbardziej porywającej (mnie przynajmniej) powieściowej rozprawy z dziedzictwem komunizmu w Polsce. W centrum opisanego doświadczenia jest stan wojenny, „internat”, ale geneza jest znacznie głębsza, demoniczna, sięgająca DNA komunistycznej perwersji. Wypełniona językiem poetyckich metafor, poszerzających nasze widzenie świata, proza Polkowskiego jednocześnie trzyma się ściśle opisywanej rzeczywistości.

Pozwala nam ją lepiej zrozumieć dzięki kolejnym, wkładanym w usta bohaterów tyradom, które nicują propagandową nadrzeczywistość – czasów Stalina, Gierka, Urbana, Jaruzela, Putina i jego dzisiejszych plenipotentów z WSI. Ton tych tyrad niekiedy wpada wręcz w brawurę rozpraw Wieniczki Jerofiejewa z „Moskwy-Pietuszek”, ale prowadzi je konsekwentny zamysł historii bohatera Polkowskiego: powrót do korzeni. Trzeba do nich dotrzeć, żeby być kimś. Droga jest trudna, poplątana, tyle w niej mylnych tropów, poustawianych przez specjalistów od pijaru. Dużo na tej drodze tytułowych „śladów krwi” zgwałconych, zabitych, wypędzonych, wydrążonych przez komunistyczne zło. Ale są też – i to wyróżnia powieść Polkowskiego – ślady dobra, prowadzące przez ludzi do Boga. To jest cultura animae. Uprawa ducha. Praca wierna rzeczywistości, nie rezygnująca z nadziei.

Znajduję ją w powieściach, które „oddają sprawiedliwość widzialnemu światu” w czasie, kiedy najsilniejsze media codzienne robią wszystko, byśmy nie widzieli świata, jakim jest, i zapomnieli, co znaczy sprawiedliwość. Słyszę poruszające świadectwo tej samej pracy także na świeżo wydanej płycie znanego rapera Tadka „Niewygodna prawda”. Syn Polkowskiego innym niż ojciec językiem, choć z równą siłą wyrazu, śpiewa, a raczej krzyczy z gniewem o drodze do tej prawdy, bez której nie można żyć w postawie wyprostowanej. Dokonuje się zmiana pokoleń i narzędzi w pracy na roli polskiej kultury. Ale rola się nie zmienia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.