Dziwne dzieje pewnej koalicji

Piotr Semka

|

GN 19/2013

publikacja 09.05.2013 00:15

Jak to możliwe, że duża, ogólnopolska partia ulegała przez ponad trzy lata małemu ugrupowaniu, które chciało wykopać mentalny rów między Śląskiem a resztą Polski?

Spektakularne manifestacje organizowane przez RAŚ sprawiły, że poza Śląskiem przeceniano siłę tej organizacji Spektakularne manifestacje organizowane przez RAŚ sprawiły, że poza Śląskiem przeceniano siłę tej organizacji
Roman Koszowski

Koniec koalicji Platformy Obywatelskiej z Ruchem Autonomii Śląska w Sejmiku Województwa Śląskiego nie przykuł specjalnej uwagi mediów. A szkoda, bo ten przedziwny sojusz zapisać się winien w annałach polskiej polityki. Dlaczego tak długa passa RAŚ i jej lidera Jerzego Gorzelika była w ogóle możliwa i dlaczego tak nagle się skończyła?

Mały w roli dużego

W listopadzie 2010 roku mieszkańcy województwa śląskiego wybrali nowy sejmik. Wybory wygrała PO, zdobywając 33,7 proc. głosów i 22 mandaty. Dopiero na piątym miejscu znalazł się RAŚ, który osiągnął wynik 8,5 proc., zdobywając tylko trzy mandaty (później, wskutek roszad klubowych, miał ich cztery). A jednak wielka Platforma wybrała do roli koalicjanta właśnie niewielki RAŚ. Skąd taki pomysł? W światku śląskiej polityki mówiono wówczas, że platformersi byli znużeni łapczywością Sojuszu Lewicy Demokratycznej – koalicjanta PO w poprzednim sejmiku. Sięgnięcie po ruch Gorzelika było inicjatywą lidera Platformy na Śląsku – Tomasza Tomczykiewicza, który miał przekonywać kolegów z partii, że niedoświadczony RAŚ będzie znacznie mniej wymagającym partnerem niż postkomuniści. Nie był to zresztą nowy flirt. Już w wyborach w 2006 r., gdy możliwe było blokowanie list, Platforma była zblokowana z UPR i właśnie z RAŚ, ale autonomiści nie przekroczyli wtedy progu wyborczego. Jerzy Gorzelik został członkiem zarządu województwa odpowiedzialnym za kulturę i edukację. Tomczykiewicz miał ręczyć za to, że ruch się ucywilizował i będzie unikał kontrowersji. Jak czas pokazał, były to tylko pobożne życzenia. Gorzelik już wcześniej bulwersował Ślązaków powtarzaniem opinii Lloyda George’a, brytyjskiego premiera z lat kongresu wersalskiego, że oddanie Śląska Polsce było jak „obdarowanie małpy zegarkiem”. Jeszcze bardziej wyzywająca była deklaracja Gorzelika: „Jestem Ślązakiem, nie Polakiem. Moja ojczyzna to Górny Śląsk.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.