Kamień z serca

Marcin Jakimowicz

|

GN 18/2013

publikacja 02.05.2013 00:15

„Przebacz”. Łatwo powiedzieć. Ale jak? Wystarczy raz, a dobrze? Czy powtarzanie każdego dnia słowa „przebaczam” ma jakiś sens? A co, jeśli nie czuję przy tym żadnej ulgi i wcale nie mam ochoty rzucić się krzywdzicielowi na szyję?

Kamień z serca Serce Jezusa, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia – wzywamy w Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Gdy Jezus umierał na krzyżu, przebaczył tym, którzy o przebaczenie wcale Go nie prosili. Nawet nie żałowali zła, które Mu uczynili istock

Przebaczyłem – piszą często czytelnicy. I dalej nic nie czuję. Żadnych pozytywnych emocji. To normalne? Czy nieodzowne jest emocjonalne przeżywanie aktu przebaczenia? Skąd wiadomo, że przebaczyłem, skoro dalej omijam osobę, która mnie zraniła, szerokim łukiem? Dlaczego Bóg często uzależnia nasze uzdrowienie od tego, czy przebaczymy? Przez lata słyszałem setki podobnych pytań. Zamiast teoretycznych rozważań proponuję opowieści ludzi, którzy przerobili przebaczenie na własnej skórze i doskonale wiedzą, jak smakują jego owoce.

Kropla po kropli

– Przebaczenie to nie rodzaj magii – to działanie Pana Boga. On w bardzo powolnym procesie, kropla po kropli, wlewa w nas pokój – opowiada Tim Guenard, mistrz bokserski. Tim jako dziecko został pozostawiony przez matkę, która przywiązała chłopczyka do słupa i odjechała. Masakrowany przez ojca, skatowany do nieprzytomności spędził trzy lata w szpitalu. – Byłem opętany przez nienawiść. Na szczęście spotkałem człowieka wierzącego w żywego Boga. Zacząłem słuchać księdza, który nieustannie opowiadał mi o przebaczeniu. Wściekałem się, bo w kółko ględził o tym samym. Trwało to bardzo długo. A potem uświadomiłem sobie, że to jest jak młot, który kuje żelazo. I choć na pozór wydaje się, że nic się nie dzieje, żelazo pęka. To powolny proces. Mój ojciec nie potrafił przebaczyć samemu sobie. Gnębiło go to, co zrobił w moim życiu.

Przebaczenie to problem dwóch osób: tego, który przebacza, i tego, który nie potrafi wybaczyć sobie. Przez 3,5 roku wysyłałem do ojca kartki pocztowe, pisałem o moim doświadczeniu, o dzieciach, o rodzinie. I okazało się, że było to dla niego zbawienne. – Pan Jezus mówił, że jeśli nie przebaczymy naszym winowajcom, to i Ojciec nie przebaczy nam naszych win – przypomina ks. Szymon Kiera, rekolekcjonista i ojciec duchowny sióstr jadwiżanek w Katowicach. – Jezus pouczał, że jeśli ktoś zawini przeciwko nam 7 razy na dzień i 7 razy poprosi o przebaczenie, to mamy z serca mu przebaczyć. Gdy umierał na krzyżu, zrobił coś więcej – przebaczył tym, którzy Go o przebaczenie wcale nie prosili! Przebaczył tym, którzy swoich czynów wcale nie żałowali. I nie tylko przebaczył, ale też prosił o przebaczenie swojego Ojca. Spotykam na co dzień wiele osób, które mówią, że nie potrafią przebaczyć. Mają w sobie takie pragnienie, ale doznane krzywdy i zranienia wydają im się zbyt głębokie, by móc zdobyć się na przebaczenie. Noszą w sobie wiele rozgoryczenia, żalu czy nawet gniewu i wydaje im się, że dopóki te negatywne uczucia w nich nie wygasną, dopóty nie będą w stanie przebaczyć. Tymczasem przebaczenie jest przede wszystkim aktem woli i niekoniecznie musi się wiązać ze zmianą nastroju! Przebaczenie nie odnosi się do uczuć. To wybór mojej woli, prosta decyzja: przebaczam.

Co nas blokuje?

– Kilka miesięcy temu zaczęłam zadawać sobie pytanie: dlaczego moje życie nie owocuje, dlaczego nie żyję w obfitości, skoro Bóg dał mi taką obietnicę? – opowiada Aleksandra Scelina (posługująca w czasie Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie w Chorzowie). – Co jest nie tak? Czy Jego słowo spotyka we mnie jakąś przeszkodę, barierę? Na modlitwie we wspólnocie pojawiło się proroctwo o drzewie nieowocującym, któremu Pan chce dać szansę. Chce je okopać i nawieźć, aby wreszcie wydało owoc. To była odpowiedź na moje pytanie! Uczepiłam się tego jak ostatniej deski ratunku! Modliłam się: „Okop mnie, Panie! Obłóż nawozem. Chcę, by moje korzenie poszły w głąb i zaczęły czerpać tylko z Ciebie!”. Nie musiałam długo czekać na Jego odpowiedź. Na rekolekcjach usłyszałam, by głębiej wejść w przebaczenie. Ono jest kluczem do uzdrowienia i uwolnienia. To, co wydarzyło się po powrocie do domu, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W nocy miałam sen. Śniły mi się osoby, którym, wydawało mi się, dawno przebaczyłam. Wydarzenia sprzed lat odżyły. Wiedziałam, że Pan chce, abym ponownie przebaczyła. Tym razem głębiej. Żal ciągle we mnie był… Słyszałam, że przebaczenie jest aktem woli. Przypomniały mi się słowa ojca Josepha Marie Verlinde, który mówił, że przebaczenie jest przede wszystkim łaską Pana i to ona wspomaga moją wolę. Jeszcze tego samego dnia dodzwoniłam się do znajomych. Poprosiłam ich o wybaczenie. Następnego dnia poszłam do kolejnej osoby i w wielkiej wolności prosiłam o pojednanie. Jaki jest owoc tego gestu? Wielki pokój w sercu. Pokój, jakiego dawno nie doznałam. I radość! W ciągu kilku dni zaczęły cofać się objawy choroby, na którą cierpiałam od ponad roku. Całkowicie zniknął ból głowy, który towarzyszył mi przez większość tygodnia. To jest piękno przebaczenia. To prawdziwe chodzenie w Jego błogosławieństwie!

Jak to się robi?

– Często w kierownictwie duchowym proponuję, aby na kartce wypisać sobie imiona osób, które nas skrzywdziły, a obok dodać, co takiego w ich zachowaniu nas zraniło – wyjaśnia ks. Kiera. – Potem trzeba taką listę wziąć na modlitwę i stając w autorytecie Jezusa, świadomie wypowiadać słowa przebaczenia. Na przykład: „W imię Jezusa Chrystusa przebaczam mojemu ojcu, że nigdy nie okazywał mi swoich uczuć” albo: „W imię Jezusa Chrystusa przebaczam mojemu wychowawcy, że byłem przez niego poniżany” itp. Jeśli uważnie wsłuchamy się w nasze serce, może okazać się, że lista naszych winowajców i doznanych krzywd jest bardzo długa! Fakt, że w modlitwie potrafimy wypowiedzieć takie właśnie słowa, jest aktem przebaczenia. Oczywiście przebaczenie nie prowadzi jeszcze ani do pojednania, ani do zapomnienia. To, że przebaczam, nie musi od razu zmienić moich negatywnych uczuć, nie kasuje też mojej pamięci jak reset w komputerze. Ale przebaczenie otwiera przed Bogiem bolesną przestrzeń mojego życia, w którą On może wejść z łaską uzdrowienia. Trzeba pamiętać, że Bóg zawsze szanuje naszą wolność i jeśli dobrowolnie nie zburzymy w naszym sercu muru nieprzebaczenia, nie będzie wbrew nam w tej przestrzeni działał. Warunkiem uzdrowienia jest przebaczenie – słyszymy nieustannie. Dlaczego? – Podam przykład – wyjaśnia o. Stanisław Urbaniak, pallotyn z Rwandy. – U nas w parafii był młodziutki ksiądz. Uniknął śmierci. Po wojnie uciekł do Francji, ożenił się. Rzucił kapłaństwo. Jego matka nie mogła mu tego przebaczyć. Wpłynęło to na nią do tego stopnia, że została sparaliżowana. Kompletnie. Karmiono ją łyżeczką. Wezwałem grupę wstawienniczą i powiedziałem: poproście ją o to, by wybaczyła synowi. Długo się modlili. W końcu poszli. I ta kobieta otrzymała łaskę przebaczenia. Mało tego: ona wstała i... zaczęła biegać. Lata do kościoła do dziś… Przebaczenie to gest Boga, nie wewnętrzna szarpanina i wysilanie duchowych mięśni. Wchodząc w przebaczenie, wybaczam mocą Jezusa – nie swoją. On przebaczył mi wszystko. – Przebaczenie Boże sięga aż do szeolu! – podkreśla ks. Grzegorz Strzelczyk. – Nie ma takiego grzechu, którego Bóg nie byłby w stanie przebaczyć.

Tato, wybaczam…

– Mój ojciec odszedł do Pana kilkanaście lat temu, w Wielki Piątek, wiedząc, że przebaczyłem mu wszystko. Przebaczyłem, bo sam otrzymywałem setki razy przebaczenie od Chrystusa w sakramencie pojednania. Bez żadnych warunków – szczerze opowiada o. Augustyn Pelanowski, paulin. – To była dla mnie wielka wędrówka, najpierw do pojednania z samym sobą, a potem do mojego ojca. Gdyby nie Chrystus, nigdy bym nie potrafił wrócić do domu, niosąc słowa pojednania. Rozpocząłem wędrówkę do samego siebie. Pan mi pokazał swoje przebaczenie i nauczył po latach coraz śmielej mówić o najgłębszych lękach, wstydzie, grzechach i zranieniach. Nauczył mnie odzyskiwać serce dla samego siebie.

Zauważyłem, że wcale nie jestem lepszy od ojca. Również oskarżałem innych, a siebie wybielałem, też przerzucałem złość, jaką miałem na siebie samego, na innych. Bóg mi to przebaczał w sakramencie pojednania, ale jednocześnie pokazał mi, że nie mogę trwać w nieprzebaczeniu wobec ojca! Poczułem w sobie przynaglenie do przebaczenia mu wszystkiego. Przypomniałem sobie, że też był odrzucony przez swoich rodziców, niekochany i wyzywany, a nawet przeklinany, a nikt nie nauczył go chodzić do świątyni, spowiadać się i cieszyć się przebaczaniem Jezusa. Był osamotniony i pełen złości na siebie, bo nie był kochany przez rodziców, a kochającego Boga nie przybliżył mu nikt! Był też bardzo zraniony społecznie. Po wojnie walczył z komunizmem, został aresztowany i odsiadywał długi wyrok w więzieniach stalinowskich, doznając znęcania się nad nim i upokorzeń. Ponieważ sam doznałem wielkiej miłości Jezusa, doznałem łaski zrozumienia ojca i bez trudu przebaczyłem mu. Przed jego śmiercią przyjechałem do domu i okazałem mu miłość. Dziś jestem pewien: rany zamieniają się w charyzmaty, gdy je leczymy przebaczeniem. Krzywdy upodabniają nas do Chrystusa, zranionego pięcioma ranami na krzyżu, gdy podobnie jak On mówimy: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. – Dlaczego przebaczenie ojcu jest takie ważne? Bo działa jak furtka – dopowiada współbrat Pelanowskiego o. Maksymilian Stępień. – Jeśli nie przebaczę ojcu, soki jego ducha będą płynęły we mnie, będę go nieustannie kopiował. Przebaczenie to radykalne odcięcie. Dopiero wówczas dokonuje się przeszczep; odrywam gałązkę z drzewa rodzonego ojca (przebaczając mu w imię Jezusa, przestaję pić soki jego bólu, grzechu, zranień) i przypinam ją do drzewa genealogicznego Jezusa Chrystusa, podpinam się pod Boga Ojca.

To ja zabiłam twego ojca

W sobotę 6 lipca br. na Stadionie Narodowym w Warszawie wielotysięczny tłum będzie uwielbiał Boga. Nad chorymi modlił się będzie ks. John Baptist Bashobora z diecezji Mbarara w Ugandzie. Od kilku lat większość czasu spędza w podróży, głosząc Ewangelię. – Przebaczenie jest warunkiem uzdrowienia – opowiada za każdym razem. Wie, co mówi. Gdy miał dwa lata, zmarł jego ojciec, a on trafił na wychowanie do ciotki. Jako młody chłopak postanowił zostać księdzem. W dniu święceń ciocia podeszła do niego i spłoszona rzuciła: „Gdy byłeś mały i trafiłeś do mnie, wiele razy myślałam o tym, by cię zabić”. „Przebaczam ci, ciociu” – odpowiedział. „To nie wszystko. To ja… otrułam twojego tatę”. Przebaczył. Doświadczył duchowego uzdrowienia. Od lat jeździ po świecie, służąc charyzmatem modlitwy za chorych. – Przebaczenie nie jest emocją. Jest decyzją – podkreśla ks. Mirosław Nowosielski. – Czasami trzeba wyszeptać przez zaciśnięte zęby: „Przebaczam w imię Jezusa Chrystusa”. To działa. Nawet jeśli nie przeżyjesz duchowego odlotu i nie zrobi się w duszy sielsko, anielsko. Na pewno będzie anielsko. Sielanka nie jest najważniejsza. – Zobacz, co dorosły robi z brakiem przebaczenia: siedzi, rozmyśla, gromadzi, rozpamiętuje, pielęgnuje. Hoduje złość, nienawiść. Mówi, że nie może przebaczyć, bo często nie chce przebaczyć! – dopowiada Józef Broda, góral z Koniakowa. – A co robią dzieci? Często biją się nawet do krwi, ale za chwilę gonią razem po łące, bawią się. Uczmy się od nich! Nie rozpamiętujmy zła.

– Najbardziej porusza mnie przykład Maryi, która stoi pod krzyżem. Przecież w Wielki Piątek musiała patrzeć na Piłata, który niesprawiedliwie skazał Jej Syna na śmierć, musiała słyszeć Żydów, którzy fałszywie oskarżali Jezusa, i wreszcie patrzeć na rzymskich żołnierzy, którzy na Jej oczach przybijali Jej Dziecko do krzyża! – opowiada ks. Szymon Kiera. – Mogła stać na Golgocie i przeklinać tych wszystkich ludzi, tak jak my to nieraz robimy, gdy ktoś nas skrzywdzi. Tymczasem Ona, z bólem serca, jako pierwsza realizowała testament Jezusa, ucząc się przebaczać nawet tym, którzy byli mordercami i przelewali niewinną krew. Gdy trudno mi jest jakiejś osobie przebaczyć, modlę się do Maryi i proszę Ją w bardzo prosty sposób: Maryjo, daj mi Twoje oczy, abym potrafił patrzeć na moich krzywdzicieli tak, jak Ty na nich patrzysz. Daj mi Twoje serce, abym próbował ich kochać i przebaczyć im największe nawet przewinienia.

Ile razy?

Zaczęło się od spowiedzi. W ramach pokuty miałem przeczytać Ewangelię Łukasza. Gdy doszedłem do rodowodu Jezusa – „książki telefonicznej”, „spisu lokatorów”, przy którym zawsze mniej lub bardziej dyskretnie ziewałem, zacząłem liczyć. „Jezus był synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego…”. I tak dalej. Policzyłem i wyszło mi, że Józef był w kolejności 76., a Jezus… 77.! Błyskawicznie przypomniałem sobie słowa Jezusa mówiącego o przebaczaniu: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. „Ile razy mam przebaczać?”. „Tyle razy, ile Ja wam przebaczyłem”. Ważna jest ta 77-krotna powtarzalność. Przebaczenie nie jest jednorazowym aktem, po którym duszę zalewa błogi pokój, a ofiara ma ochotę rzucić się z błogosławieństwem na ustach na szyję agresora. Jest aktem powtarzalnym. Przebaczaj. Pierwszy raz, drugi, trzeci, czwarty… – Wiem, że przebaczenie jest procesem i dlatego każdy dzień zaczynam od prostej modlitwy: „Panie, pokaż mi, co w moim życiu nie jest w porządku. Sam zbadaj moje serce i pokazuj, komu mam wybaczyć. Chcę więcej kochać!” – podsumowuje Aleksandra Scelina. – Codziennie wchodzę w przebaczenie. To Jego styl życia, do którego mnie zaprosił. Mogę w Jego imieniu z wdzięcznością patrzeć na najtrudniejsze doświadczenia i błogosławić Go za osoby, które były źródłem cierpienia. Dziś odkrywam, że były też źródłem wielkiej łaski. On tam przecież był. Doświadczam, że On tam był!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.