Ilość i jakość

ks. Marek Gancarczyk

|

GN 17/2013

Dwa wydarzenia z zeszłego tygodnia przeszły bez większego echa.

Ilość i jakość

Dużo było o zamachu bombowym na uczestników maratonu w Bostonie, o czym zresztą sami piszemy. Uwagę mediów przykuła też, co zrozumiałe, dymisja ministra Budzanowskiego z resortu skarbu. Niestety, nie starczyło czasu na pokazanie 3 tysięcy polskich kleryków pielgrzymujących na Jasną Górę. Przyznają Państwo, że widok zwartej grupy 3 tysięcy młodych mężczyzn robi wrażenie. Co prawda z roku na rok jest ich coraz mniej, ale nadal stanowią oni jedną czwartą wszystkich kleryków w Europie.

Oczywiście nie w liczbie tkwi siła tej młodej armii, choć ta nie jest bez znaczenia. Muszę przyznać, że nie przekonują mnie uspokajające głosy, jakoby spadek liczby wstępujących do seminarium był wynikiem niżu demograficznego. Biskup Marek Solarczyk, odpowiedzialny w episkopacie za powołania, przywołał niezwykle trafne zdanie Pawła VI, który ustanawiając w Kościele Tydzień Modlitw o Powołania, powiedział, że powołania są „precyzyjnym znakiem żywotności wspólnot parafialnych i diecezjalnych, jak również świadectwem zdrowia moralnego rodzin chrześcijańskich”. Wniosek płynący ze słów papieża jest jasny: jeżeli powołań jest mniej, to z żywotnością wspólnot parafialnych i zdrowiem moralnym rodzin chrześcijańskich musi być gorzej. Jak wspomniałem, liczy się nie tylko ilość, ale też i jakość. Apostołów było 12, a zdobyli dla Jezusa cały ówczesny świat. Narzekanie na nas, księży, jest dosyć powszechne, a nawet należy do dobrego tonu.

Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy dominujący krytycyzm wobec duchownych rozpada się jak domek z kart. W zeszłym tygodniu – i to jest to drugie wydarzenie niezauważone przez media – zginął w wypadku samochodowym szerzej nieznany ks. Damian Kominek, wikary z Rusinowic w diecezji gliwickiej. Parafia, spośród tysięcy podobnych w Polsce, wyróżnia się tym, że na jej terenie znajduje się znakomity kościelny ośrodek dla niepełnosprawnych. Ksiądz Damian musiał być osobą niezwykłą, bo jego pogrzeb zgromadził kilka tysięcy ludzi, którzy płakali po nim jak po kimś najbliższym. Kilka lat przed śmiercią spisał testament. Młodym ludziom rzadko się to zdarza. Testament zaczyna się tak: „Umieram… nie ma piękniejszej rzeczy na świecie, jak codzienne umieranie, zwłaszcza gdy ma się świadomość, dla Kogo to czynię. Umierać dla Pana Boga to dać z siebie ostatni dar z miłości własnej. Więc umieram… znaczy kocham… znaczy żyję wiecznie”. A potem jest jeszcze mocniej: „Świadomość, że pomału odchodzę z tego świata, jest dla mnie zaszczytem nawet w takim wieku. Choć tak naprawdę nie wiekiem mierzy się moment przygotowania do spotkania z Bogiem, ale wewnętrzną dojrzałością, która rodzi się w duszy człowieka”. Okazuje się, że tacy ludzie – w co niektórym trudno uwierzyć – chodzą między nami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.