Miasto z fotografii

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 16/2013

publikacja 18.04.2013 00:15

Łęczna. Najpierw mieszkańcy grzęźli w błocie, później pojawił się bruk, a jeszcze później kopalnia. Z małego miasteczka powstało ponad 20-tysięczne, znane w całej Polsce. Jakie było przed pojawieniem się kopalni, pokazują stare zdjęcia.

Łęcznianki na ul. Chełmskiej, od lewej: Wacława Hołowińska, Klementyna Abraszek, Patyrówna, Wanda Filisiuk i Felicja Kosiak Łęcznianki na ul. Chełmskiej, od lewej: Wacława Hołowińska, Klementyna Abraszek, Patyrówna, Wanda Filisiuk i Felicja Kosiak
Zdjęcia ze Zbiorów Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łęczyńskiej

Eugeniusz Misiewicz urodził się w Łęcznej. Tu mieszkali także jego przodkowie. Na własnej skórze doświadczył, jak może zmienić się miasto w ciągu kilkunastu lat. Jak to zwykle bywa, kiedy przychodzi nowe, jedni się boją, inni się cieszą. Tak było i w tym przypadku. – Łęczna zaczęła błyskawicznie się zmieniać. Wiele osób pomyślało już wtedy, że nie można zagubić tego, co przez wieki tworzyło historię miasta. Kiedy kilka lat temu zaczęliśmy zbierać stare fotografie i dokumenty, okazało się, że mieszkańcy mają ich bardzo dużo – mówi Eugeniusz Misiewicz z Centrum Kultury w Łęcznej, fotograf, miłośnik historii, szef Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łęczyńskiej, a także redaktor albumu „Łęcznianie – czas zastygły w fotografii”. – Pierwsza fotografia w albumie przedstawia rodzinę Krasuckich. Upamiętnia otrzymanie święceń kapłańskich siedzącego pomiędzy rodzicami 23-letniego ks. Wacława Krasuckiego, późniejszego proboszcza w Łęcznej. Jest to zdjęcie wykonane w 1895 roku. Kolejne upamiętniają inne ludzkie historie i losy naszego miasta – mówi pan Eugeniusz.

Sława i upadek

Nie „Bogdanka” rozsławiła Łęczną, lecz jarmarki, które jeszcze w I Rzeczypospolitej przyciągały tutaj tłumy nie tylko z odległych zakątków Polski, ale i z Europy. – Był to najprawdopodobniej największy w ówczesnych czasach jarmark w naszym kraju. 80 procent bydła, jakim handlowano w Polsce, przewijało się przez Łęczną. Jeśli ktoś chciał coś dobrego kupić, czy coś dobrze sprzedać, musiał raz w roku pofatygować się do nas. Sumy, jakimi obracano podczas tych jarmarków, sięgały milionów – opowiada Eugeniusz Misiewicz. Kłopoty zaczęły się w XVII wieku, kiedy Rzeczpospolitą targały liczne wojny. Do tego dochodziły pożary i choroby. I choć XVIII wiek przyniósł wytchnienie i ludziom znów zaczęło się żyć lepiej, to kolejne wynalazki, wśród których była kolej, wytyczyły nowe szlaki. Niestety, szlak kolejowy ominął Łęczną, a ludzie szybko zorientowali się, że „droga żelazna” to także trasa rozwoju i dobrobytu. Na Łęczną przyszły trudne czasy. – Żyło się powoli i leniwie. Ponad 50 proc. mieszkańców stanowili Żydzi, którzy zajmowali się drobnym handlem i usługami. W pobliżu był także Lublin, który przyćmiewał malutką Łęczną. Do tego brak brukowanych traktów sprawiał, że wiosną i jesienią wszyscy grzęźli w błocie, a o wyprawie nawet do Lublina można było zapomnieć – mówi Eugeniusz Misiewicz.

Historia przemówiła

Najwięcej wspomnień, dokumentów, a nawet fotografii pochodzi z czasów II Rzeczpospolitej, czyli lat 20 i 30. XX wieku. – Ku naszej wielkiej radości udało się nam zgromadzić wielki zbiór fotografii rodzinnych mieszkańców ówczesnej Łęcznej. Wiele z nich zostało zrobionych gdzieś w mieście, więc oprócz uwiecznionych tam osób znalazły się także ulice, zabudowania, domy. – Sam pamiętam opowieści moich dziadków o składzie aptecznym państwa Chorążych, do którego wszyscy chodzili po lekarstwa. Była to zacna rodzina, którą powszechnie szanowano. Niestety, skład spłonął w czerwcu 1939 roku, więc jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Istniał jednak w mojej wyobraźni, ukształtowanej na podstawie rodzinnych opowieści. Ku mojemu zdziwieniu i wielkiej radości, zbierając fotografie do publikacji o Łęcznej, dostałem zdjęcie owego składu z lat jego świetności. To niesamowite doświadczenie, gdy można niespodziewanie zobaczyć coś, o czym się słyszało, a co już nie istnieje – mówi pan Eugeniusz.

A potem odkryto węgiel

O złożach węgla na Lubelszczyźnie mówiono już w II Rzeczypospolitej. Badania prowadził wtedy prof. Samsonowicz. W rzeczywistości PRL-u liczył się przede wszystkim Śląsk, zapotrzebowanie na węgiel było jednak tak duże, że postanowiono zbadać złoża na Lubelszczyźnie. Okazało się, że są ogromne.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.