Żadnych reform

ks. Marek Gancarczyk

|

GN 12/2013

W ostatnim numerze napisałem, że demokracja kościelna stosowana w czasie konklawe różni się od demokracji liberalnej tym, że ta pierwsza do głosu dopuszcza Boga.

Żadnych reform

I na dodatek głos Boga bywa, a przynajmniej powinien być, decydujący. Ostatnie konklawe, na którym na papieża został wybrany kardynał z Argentyny, jak mi się zdaje, potwierdziło moją myśl sprzed tygodnia. Na biskupa z miasta pomyślnych wiatrów, jak tłumaczy się nazwę „Buenos Aires”, nikt nie stawiał. Jakim sposobem wypatrzyli go w swoim gronie kardynałowie, to pozostanie już ich tajemnicą, do której zresztą pod groźbą ekskomuniki są zobowiązani. Wierzę, że oddając głos na kard. Bergoglia nie kierowali się tylko swoim rozumem, ale mocno rozglądali się za podpowiedzią Boga. Usłyszeli i w efekcie mamy nowego papieża Franciszka. Nie ukrywam, że bardzo się nim cieszę. Na marginesie warto zauważyć, że Kościół to jednak bardzo zadziwiający organizm, jeżeli w ogóle można tak napisać.

Bo proszę zauważyć, w dalekim bądź co bądź Rzymie stu kilkunastu w większości nie znających się osobiście starszych mężczyzn wybiera nieznanego starszego mężczyznę pochodzącego teraz już z bardzo odległego miasta, a człowiek obserwując to w Katowicach, cieszy się jak dziecko. I natychmiast ten nieznany dotąd biskup staje się bliski jak rodzina. Takie cuda zdarzają się tylko w Kościele. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, bym podobne uczucia wykrzesał w ciągu godziny do nowo wybranego prezydenta Stanów Zjednoczonych, nawet gdyby miał nim być republikanin, i nawet gdyby był piękną Sarah Palin z Alaski. A papież Franciszek takie uczucia rozpalił. Podobnie jak osiem lat temu Benedykt XVI, czy jeszcze wcześniej Jan Paweł II. W globalnej skali tak jednoczyć ludzi potrafi tylko Kościół.

Cieszę się również tym, że Franciszek zyskał na starcie ogromną życzliwość mediów i szerzej – światowej opinii publicznej. Ale w przeciwieństwie do wielu, ja niczego nadzwyczajnego od ojca świętego nie oczekuję, a już na pewno nie jakiejś reformy Kurii Rzymskiej czy całego Kościoła. Jakby całe zło Kościoła miało się mieścić na kilku kilometrach kwadratowych Watykanu, a nie w sercach chrześcijan na całym świecie. Ponadto moja niechęć do reformowania bierze się chyba stąd, że odkąd pamiętam, w Polsce ciągle ktoś coś reformuje. Reformowanie i modernizowanie stało się celem samym w sobie. Od Franciszka nie oczekuję więc reformy. Wystarczy, że będzie – jak sam o sobie powiedział w inauguracyjnej homilii – opiekunem, stróżem i obrońcą stworzenia, czyli mężczyzn i kobiet, dzieci i starców, całej wreszcie natury. Opiekunem wrażliwym, czułym, ale też konsekwentnym i stanowczym. Święty Franciszek z Asyżu, do którego tak mocno odwołuje się nasz papież, też niczego nie chciał reformować, poza oczywiście sobą. A do Jezusa przyprowadził tysiące stworzeń.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.