publikacja 21.03.2013 00:15
Nikt nigdy nie czytał im bajek – muszą się tego nauczyć.
Teatrzyk cieni doskonale sprawdza się przy opowiadaniu bajek Brzechwy czy Tuwima
ks. Roman Tomaszczuk
Grażyna i Wojciech Frankowiczowie – ona nauczycielka w poprawczakowej szkole, on jej dyrektor – kiedy zaproponowali chłopakom teatrzyk cieni, wiedzieli, że to może boleć.
Życie bez „Lokomotywy”
Urodzili się, bo nie było wyjścia. Czasami dla „becikowego”, czasami z przyzwoitości, czasami dla zabawy albo na złość wszystkim wkoło. Bardzo szybko wywrócili świat matki, ewentualnie ojca, do góry nogami. A jeśli ktoś sobie tego nie życzy? Jeśli świat do góry nogami jest dla matki i ojca przykry i psuje im pomysł na życie? Jeśli przeszkadza w radości, w używaniu, w luzie albo „nicnierobieniu”? Wtedy dziecko jest wrogiem. Jeśli się go nie skrzywdzi, na pewno się je zaniedba. Nie ma spacerków. Nie ma pieszczot. Nie ma „poczytaj mi, mamo”. A co jest? Otchłań obowiązku życia. Muszę żyć – pomaga w pierwszych latach. Muszę sobie radzić – powtarza sobie pięciolatek. Muszę kombinować – przekonuje siebie „komunista”. Muszę kraść – wie dziesięciolatek. Muszę żyć – wraca u nastolatka, ale już ubrane w prawo do markowego ciucha, do zabawy, do normalności. A to kosztuje.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.