Tu jest nasz dom

Tomasz Rożek

|

MGN 04/2013

publikacja 12.06.2013 14:39

Zima była ostra, ale w drewnianym, dużym domu Wieżentasów było bardzo ciepło. Rozmawiamy w pokoju chłopaków, Jana (13 lat) i Władysława (14 lat). Na środku stół pingpongowy, na podłodze zielona wykładzina, w rogu pokoju komputer. I porządek. Jak na nastolatków przystało :)

Rodzice Jana i Władysława Wieżentasów mają duże gospodarstwo Rodzice Jana i Władysława Wieżentasów mają duże gospodarstwo
jakub szymczuk

Mały Gość: Jak wygląda Wasz zwykły dzień?

Jan i Władysław Wieżenta-sowie: – Wstajemy o siódmej rano i jedziemy autobusem do szkoły, do sąsiedniej miejscowości. U nas, w Wierszynie jest mała szkoła, tylko z najmłodszymi klasami. Lekcje mamy do 14 i potem wracamy do domu.

Ilu uczniów macie w klasie?

Jan: – W mojej jest 19. Władysław: – A w mojej 18.

To też są potomkowie Polaków?

– Niektórzy tak, a pozostali to Rosjanie i Buriaci [buriackie plemiona zamieszkiwały Syberię, na długo zanim zasiedlili ją Rosjanie – przyp. red.].

W jakim języku rozmawiacie w szkole z koleżankami i kolegami?

– Po rosyjsku. Niektórzy rozumieją polski, ale nie wszyscy potrafią mówić po polsku.

A między sobą jak rozmawiacie?

– Polsko-ruskim, takim mieszanym językiem, trochę tak, trochę tak.

A co robicie po szkole?

– Musimy nakarmić gadzinę (gadzina to po rosyjsku zwierzę – przyp. red.), czyli pomóc rodzicom przy gospodarstwie i odrobić zadania domowe.

W Polsce nie wiemy, jak wygląda życie na Syberii. Wiemy, że jest zimno...

– Nooo, jak jest minus 35, to już jest zimno. Czasami dochodzi do minus 50 stopni. Wczoraj rano było minus 45.

Jak się żyje w takich mrozach?

– (zdziwienie w oczach Jana i Władysława) Normalnie... Jak jest 45 stopni poniżej zera, to nie idziemy do szkoły. No chyba że tak zimno jest przez dłuższy czas. Wtedy szkoła zaczyna się od południa.

Ile wakacji macie w ciągu roku?

– Cztery miesiące. Trzy miesiące latem: czerwiec, lipiec i sierpień. Tydzień jesienią, dwa w zimie i tydzień na wiosnę.

Co wtedy robicie?

Jan: – Zimą czasami jeździmy na łyżwach. Ksiądz zrobił u nas lodowisko. Jak jest bardzo zimno, to wtedy jesteśmy w domu i gramy w ping-ponga albo na kompute- rze. Władysław: – Latem jest więcej pracy przy gospodarstwie. Ale czasami kąpiemy się w rzece.

W co gracie na komputerze?

Jan: – Ostatnio gram na symu- latorze jazdy kamazem, ale lubię też grać w Euro.

Jeździcie konno?

– Tak, tata ma 15 koni. Latem jeździmy na nich, a zimą konie ciągną sanie.

Często jeździcie do miasta? Do Irkucka jest przecież 130 km...

– Czasem, jak trzeba iść do lekarza albo coś załatwić w urzędzie. Wtedy też idziemy do kina, jak jest jakiś dobry film.

Chcielibyście mieszkać w mieście?

– Nie, tutaj na wsi lepiej. Jest czyste powietrze, spokój i mało ludzi.

Byliście kiedyś w Polsce?

– Tak, trzy razy: w Krakowie, w Gdańsku, w Gdyni, w Warsza-wie i w Malborku.

Podoba się Wam Polska?

– Bardzo, czysto macie. U nas w miastach jest brudno.

Chcielibyście przeprowadzić się do Polski? Wrócić do kraju Waszych prapradziadków?

Władysław: – Nie, tu jest nasz dom. Jestem Polakiem, ale mój dom jest na Syberii. Jan: – Mnie tu jest dobrze. Jak skończę szkoły, to chciałbym tutaj mieszkać i zająć się gospo- darstwem.

Wierszyna leży na Syberii

ponad 100 kilometrów na północ od brzegów jeziora Bajkał. Jest otoczona tajgą, czyli bardzo gęstym i starym syberyjskim lasem. Do Wierszyny prowadzi tylko jedna droga, którą w czasie roztopów albo deszczu bardzo trudno przejechać. Wioskę na początku XX wieku założyli Polacy, którzy pojechali na Syberię w poszukiwaniu ziemi i pracy. Do dzisiaj, choć od chwili ich przyjazdu minęło już 100 lat, mieszkają tu głównie potomkowie Polaków. Większość, w tym dzieci, mówią po polsku tak, jak u nas mówiło się 100 lat temu. Języka uczą się od rodziców, w szkole podczas zajęć nadobowiązkowych i w kościele.

 

Jak to z Polakami na Syberii było

W krótkiej notce obok wywiadu napisałem, że polscy przodkowie Wieżentasów (chłopcy także uważają się za Polaków) na Syberię pojechali dobrowolnie, za chlebem. Ta informacja wywołała wśród Czytelników „Małego Gościa”, a głównie wśród ich rodziców bardzo żywą reakcję. Bo wiadomo, jeżeli Polak jest na Syberii, znaczy, że został tam zesłany. No nie do końca. Faktem jest, że Polacy na Syberię byli zsyłani. I ich obecność tam nie miała nic wspólnego z dobrowolnością. Ale... W 1910 roku skuszonych obietnicami carskich urzędników, na Syberię przyjechało kilkadziesiąt polskich rodzin z Małopolski i Zagłębia. To nie byli zesłańcy. To byli koloniści, ludzie, którzy szukali pracy i chleba. Ich decyzja nie była pozbawiona sensu. To był okres, w którym carskie władze chciały skolonizować Syberię. Ci, którzy z całym swoim dobytkiem zdecydowali się tam pojechać, otrzymywali 7-hektarowe pole, nie ponosili kosztów podróży dla siebie, swoich rodzin i dobytku, jaki ze sobą brali. Rząd każdemu wypłacał także niewielką kwotę na zagospodarowanie i udzielał korzystnych pożyczek na budowę gospodarstwa. Pierwsza duża grupa Polaków, po prawie miesięcznej podróży, przybyła do Irkucka pod koniec lata 1910 roku. Nie chcieli zamieszkać w już istniejącej miejscowości. Dostali więc pozwolenie na założenie swojej. I tak jesienią 1910 r. powstała Wierszyna. Na wiosnę 1911 roku do Wierszyny przyjechało jeszcze kilkanaście polskich rodzin. Wieś zaczęła się rozwijać. Dzięki carskim pożyczkom powstawały kuźnie, młyny i tartaki. W kolejnych miesiącach wybudowano kościół i szkołę. Takich wsi jak Wierszyna było kilka. Wiele polskich rodzin osiedliło się w miejscowościach już istniejących. Z Janem i Władysławem Wieżentasami rozmawiałem właśnie w Wierszynie. Przodkowie chłopców przyjechali na Syberię dobrowolnie. W ich czasach niektórzy w poszukiwaniu chleba płynęli na Zachód, do Ameryki, inni jechali koleją na Wschód – na Syberię.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.