Trening u Mistrza

Piotr Sacha

|

MGN 03/2013

publikacja 02.10.2013 15:34

Murawa to życie, dom, szkoła, po prostu codzienność. Faul to grzech. A Jezus leczy wszystkie kontuzje. On jest trenerem.

 O. Walenty z drużyną O. Walenty z drużyną
Roman Koszowski/GN

Zawodnicy z Drużyny Jezusa mają już pierwszą jedenastkę. – Teraz kompletujemy rezerwy – śmieją się.
 
Debiut
W parafii św. Wojciecha w Bytomiu spotyka się grupa uczniów – to Drużyna. – Kiedyś na koniec Mszy roratnej ojciec Walenty ogłosił nabór do Drużyny Jezusa – wspomina Sara. – Szukałam wtedy jakiejś grupy przy kościele. Przyszłam więc od razu – dodaje. Dołączyli kolejni. Trenują... wiarę. – Pewnego dnia rozpocznie się mecz. Chcemy być gotowi – mówią trochę tajemniczo. Cel, jaki sobie stawiają, to ewangelizacja, zbliżanie innych do Boga. Od ponad dwóch lat w salce przy kościele franciszkanów rozmawiają o swojej wierze, o tym, czym jest wolność człowieka, czym jest moralność. I co dwa tygodnie klękają na adoracji przed Najświętszym Sakramentem. – Poznawaliśmy do tej pory murawę – śmieją się. – A teraz naszym tematem jest to, jak rozmawiać z innymi o Panu Bogu – mówi franciszkanin o. Walenty Piechaczek, ich opiekun. Jako świadkowie Jezusa debiutowali w swoim kościele. Przedstawili pantomimę. Jej bohaterką była młoda dziewczyna, która bardzo się pogubiła. Straciła sens życia. Wtedy na scenie pojawił się Jezus. Były tam też złe duchy. To one zablokowały dziewczynie przejście do Zbawiciela… Przeszła.
 
Bytomskie pomniki
– Cenne dla nas były rekolekcje na Górze Świętej Anny – opowiada Szymon. – Przez tydzień przygotowywaliśmy się tam do ewangelizacji naszego miasta – wspomina. Później Drużyna Jezusa włączyła się do wakacyjnej akcji „Bytom – Miasto Boga”. To była ich pierwsza poważna próba wyjścia z ciepłej salki ze słowem Bożym na miasto. Razem z innymi wspólnotami szli w korowodzie niosącym transparenty. Tego dnia w Bytomiu powstało kilka nowych pomników. Jednak nie z granitu czy brązu. To były pomniki z… ludzi, tak zwane pomniki ewangelizacyjne, czyli scenki bez słów. Ojciec Walenty na przykład odgrywał Jezusa Ratownika. Trzymał koło ratunkowe. Obok stała grupka osób złączonych grubą liną. I był też pijak. – Chrystus podaję linę czyli konkretną wspólnotę i ratuje grzesznika – wyjaśnia znaczenie scenki o. Walenty. – Wychodziliśmy też dwójkami do przypadkowych mieszkańców – opowiada Karol. – To było dla nas bardzo mocne doświadczenie. Młodzi ludzie, zupełnie nieprzekonani do wiary i Kościoła, w końcu zaczynali się razem z nami modlić – dodaje.
 
Puzon, szpada, autobusy…
Najmłodsi mają 14 lat, najstarsi 21. Skład drużyny to wybuchowa mieszanka pasji i zainteresowań. I dobry materiał na zespół muzyczny. O. Walenty gra na pianinie i organach. Uczy w szkole specjalnej, jest na Drodze Neokatechumenalnej. Gdy znajdzie trochę czasu, wsiada na rower. I nieraz kręci nawet 120 kilometrów. Karol gra na puzonie. Ale tylko w szkole muzycznej. W domu przeszkadzałby sąsiadom. Klaudia przychodzi na spotkania z gitarą. Marek to ministrant z 12-letnim stażem. Bartek służy przy ołtarzu o rok krócej od Marka. Trenuje też szpadę. Patryk fascynuje się koleją i pociągami. I trochę polityką i historią. Szymon gra na perkusji i trąbce. Po rekolekcjach poczuł wezwanie do ewangelizacji muzyką. Założył zespół w szkole salezjańskiej. Asia gra na pianinie, tańczyła kiedyś w balecie, była harcerką. Jest animatorką kandydatów do bierzmowania. Paweł ma smykałkę do elektroniki, projektuje układy cyfrowe, gra w tenisa stołowego i w kilka sekund potrafi rozpoznać każdy model autobusu. Tomek gra w siatkę i nogę. Muzyki – słucha. Sara pomaga w Muzeum Górnośląskim, koresponduje listownie z dziewczynami ze Stanów i Niemiec. Jest też postcrosserką, to znaczy wysyła pocztówki do i dostaje od nieznajomych z całego świata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.