Rozpakuj pakiet!

Marcin Jakimowicz

|

GN 06/2013

publikacja 07.02.2013 00:15

O tym, jak zareagować na zdradę, i o potężnej mocy błogosławieństwa z o. Donatem Wypchłą, franciszkaninem konwentualnym, rozmawia Marcin Jakimowicz.

O. Donat Wypchło OFMConv, opiekun wspólnoty „Sychar” w Rychwałdzie  koło Żywca O. Donat Wypchło OFMConv, opiekun wspólnoty „Sychar” w Rychwałdzie koło Żywca
henryk przondziono

Marcin Jakimowicz: Podobno spowiadał się Ojciec z niewiary w to, że Bóg jest w stanie uratować każde małżeństwo?

O. Donat Wypchło: – Tak! Nie wierzyłem w to. A Bóg jest w stanie podźwignąć każde sakramentalne małżeństwo. Każde. Bez wyjątku. Wiem, co mówię: od trzech lat pracuję we Wspólnocie Trudnych Małżeństw „Sychar”. Pierwsze spotkanie zapamiętam do końca życia. Bałem się tej konfrontacji, wyobrażałem sobie rozdartych, rozdrapujących rany ludzi. Podszedłem do dziewczyny: „Jak masz na imię?”. „Ania”. „Co tu robisz?”. „Przyjechałam z czwórką dzieci. Mąż od lat chce rozwodu, po rekolekcjach jadę na szóstą sprawę rozwodową… Ale ja się nie zgadzam na takie rozwiązanie. Mam ściemniać, że nagle przestałam kochać? Skończył się termin ważności sakramentu?”. Podchodzę do drugiej osoby: „Co tu robisz?”. „Czekam na powrót żony. Od 27 lat”. To mnie rozłożyło na łopatki…

A widział Ojciec podobne historie zakończone happy endem?

– Jasne! Gdybym tylko poczytał o tym rozważanka w broszurce wspólnoty, nie uwierzyłbym. Widziałem wiele uzdrowionych relacji. Bardzo porusza mnie świadectwo Mirki i Jarka. Sześć lat temu wzięli rozwód. Zamknęli bolesny rozdział, pełen alkoholu, cierpienia. Wszystko się rozsypało. On wyjechał do pracy w Szkocji. Ona pomyślała: „Chcę wreszcie żyć pełnią życia, mam dość erzacu. Poszukam faceta, takiego na 100 proc.”. „Przypadkowo” spotkała wspólnotę „Sychar”. Odnalazła mężczyznę na 100 proc. – Jezusa Chrystusa (sama o tym mówi!). Powiedziała Bogu, że ze swej strony otwiera się na nowo na łaskę sakramentu. Zadzwoniła do Jarka i powiedziała: „Możesz wrócić nawet w ostatniej chwili życia. Będę czekała”. Faceta zamurowało, zgniotły go te słowa, ale nie powiedział nic. Nie wrócił od razu w podskokach. Nie! Faceci mają swoją dumę (śmiech). Ale te słowa rezonowały. Pierwszy raz po dwudziestu kilku latach wspólnie się modlili. Przez Skype’a. Po pewnym czasie Jarek przyleciał do Polski. Wrócił. Są razem.

Gdy o. John Bashobora rzucił w Krakowie: „Nie wierzysz, że dzięki Bogu odbudujesz małżeństwo, które się rozsypało?”, kilka osób wyszło z kościoła…

– To smutne. Nie wierzymy w to, że Bóg jest w stanie naprawić wszystko. Absolutnie wszystkie relacje. Co wcale nie znaczy, że od razu po powrocie jest sielsko-anielsko. Zranieni ludzie potrzebują terapii.

„Sychar” to Wspólnota Trudnych Małżeństw. A widział Ojciec kiedyś łatwe małżeństwo?

– Nie (śmiech).

„I jak wam jest?” – zapytał ksiądz parę obchodzącą 50.rocznicę ślubu. Kobieta nie zdążyła jeszcze otworzyć ust, gdy mąż westchnął do mikrofonu: „Oj, ciężko, księże, ciężko”…

– Samo życie (śmiech). W naszej wspólnocie jest kobieta, która cztery lata po rozwodzie spotkała „Sychar”. I zauważyła, że wedle katechizmu, rozwód depcze, znieważa przymierze, którym jest sakrament małżeństwa. To był szok! Nie chciała podeptanego przymierza.

Na wieść o tym, że się żenię, o. Augustyn Pelanowski rzucił przed laty z rozbrajającym uśmiechem: małżeństwo jest najlepszą szkołą umierania dla siebie.

– Na kursach przedmałżeńskich urealniam tę rzeczywistość i mówię: „Jeżeli po kursie 40 proc. z was zostanie, to dobrze”…

I odwołują zamówione restauracje?

– Zdarzało się. Mówię narzeczonym: „Co będzie, gdy żona cię zdradzi?”. Goście wbijają się w fotele i zaczynamy męską rozmowę. Połowa mówi: „wyrzucę”, połowa: „przebaczę”.

A jaka jest odpowiedź Kościoła katolickiego?

– Taka jak u proroka Ozeasza. Bóg mówi: ożeń się jeszcze raz z kobietą, która była twoją żoną, ale później została na mieście cudzołożnicą. „Panie, ale ty nie wiesz, kim ona jest!”. „Wiem, kim jest! Weź ją za żonę. Twój związek będzie odwzorowaniem mojej miłości do Izraela”. Jezus tak kocha Kościół! Wiąże się ze zdrajcami. Czy my zastanawialiśmy się kiedyś, co On przeżywa w czasie rozwodu? Jak bardzo cierpi? Diaballo znaczy rozdzielać. Komu zależy na sianiu plagi rozwodów? Dlaczego tak rzadko organizujemy rekolekcje dla małżeństw?

Jest nauka stanowa dla mężczyzn, potem dla kobiet…

– Kolejny rozwód – tyle że w duszpasterstwie! Kiedy zaczniemy głosić słowo dla małżonków? Gdy ks. Jarosław Ogrodniczak zaczął urządzać „randki małżeńskie”, przychodziły tłumy!

Ale gdy na kazaniu powiedział: „To, co robią małżonkowie w sypialni, jest gestem porównywalnym do Przeistoczenia”, ludzie z niedowierzaniem kręcili głowami: przesadził.

– Nie przesadził! Daliśmy sobie wmówić, że seks jest brudny. To dowód na to, ile przed nami, ludźmi Kościoła, roboty!

Codzienność naszych rodzin? Narzekanie, marudzenie. To ma jakiś wpływ na życie duchowe?

– Oczywiście! Każde złe słowo, które wypowiedzieliśmy o sobie, matce, ojcu, najbliższych, zamyka nas na łaskę i wraca do nas rykoszetem ze zdwojoną mocą. W formie przekleństwa. To nie teoria, to diagnoza po setkach modlitw wstawienniczych.

Dlaczego szemranie Izraelitów wywoływało tak gwałtowną reakcję Boga?

– A dlaczego drałowali przez pustynię przez 40 lat? To była kara! Przecież mogli tę trasę myknąć w rok. Narzekali – to był główny grzech Izraela!

Polacy w Meksyku: „I co, fajnie jest?”. „Fajnie, ale za gorąco”. „Fajny ocean, ale woda za słona”. „Fajne piramidy, ale trzeba płacić”… Co jest złego w takim zwykłym polskim narzekaniu?

– Zamykamy się na łaskę. Na błogosławieństwo. Wystarczy posłuchać rozmów Polaków w porze „Wiadomości”. Narzekamy i narzekamy. Na każdej Mszy św. w Rychwałdzie uczymy ludzi żyć błogosławieństwem.

Kiedy Ojciec odkrył jego siłę?

– Kilka lat temu. Po doświadczeniu Odnowy w Duchu Świętym, ale dopiero tu, w Rychwałdzie, zobaczyłem, jak to działa „w praniu”. I nie mam więcej pytań…

Znajomi kapłani opowiadali, że mocą błogosławieństwa zatrzymywali burze. Dlaczego czytamy takie opowieści jak science fiction?

– Bo nie wierzymy już kompletnie Biblii! Prorok jest w stanie zatrzymać kataklizm, a współczesny kapłan już nie? Dlaczego? Przecież księża w dniu święceń otrzymali w prezencie gratisowy pakiet: uzdrawianie, modlitwę wstawienniczą i wypędzanie złych duchów. A chłopy przez 40 lat żyją i w ogóle nie odpakowują tego prezentu!

Kiedy Ojciec go odpakował?

– Nie od razu. Dopiero po latach nauczyłem się używać mocy błogosławieństwa w każdej sytuacji. Nawet w konfesjonale. Spowiadałem poobijanego życiowo, rozdartego na strzępy faceta. Nie miałem żadnego światła. Kompletna pustka. Powiedziałem: „Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Pomodlę się za ciebie. Połóż sobie rękę na sercu – zaproponowałem. Powtarzaj: »Panie, błogosławię Cię za to, że żyję«, i tak dalej”. A potem szepnąłem: „Panie, Jezu Chryste, błogosławię Cię za mojego brata! Proszę, dokonaj w tym człowieku jakiegoś przeistoczenia. Wiem, że masz coś dla niego”. Mężczyzna wstał kompletnie przemieniony. Powiedział: „W życiu czegoś takiego nie przeżyłem! Coś się we mnie stało”. Powiedziałem: To niech się dalej dzieje. Idź…”

…i nie grzesz więcej.

– Tak! (śmiech)

Proroctwa, uzdrowienia… Dlaczego Bóg działa dziś przez Jana Kowalskiego w sposób, który kilkadziesiąt lat temu zastrzeżony był dla mistyków?

– Bo Duch Święty widząc, co się dzieje, nie może już wytrzymać. Jego tęsknota sięga zenitu. Wylewa się obficie. Jezus woła: Chcę rzucić ogień i jakże bardzo pragnę, by on już zapłonął!

W ubiegłą sobotę na Tyskich Wieczorach Uwielbienia kościół pękał w szwach, w Rojcy, niedaleko Bytomia, czy w Rybniku-Piaskach również działał z ogromną mocą. Czy mamy dziś do czynienia z nowym przebudzeniem charyzmatycznym?

– Myślę, że tak. Zobaczmy, że do takich parafii garną się tłumy! Ludzie szukają w Kościele radości. Rozstawiliśmy obok kościoła potężny namiot. Był pełen ludzi! Przez sam kurs Alfa przewinęło się w Rychwałdzie ponad tysiąc osób…

A na Onecie Kościół już dawno umarł, został pogrzebany i nawet zmówiono za niego paciorek…

– Dlatego gdy czytam sensacje o dominikaninie, który „zostawił wszystko dla miłości”, czuję się bohaterem. Też przeszedłem kiedyś potężny kryzys kapłański. Też chciałem odejść dla kobiety. Wydawało mi się, że była sercem mojego serca. Byłem rozdarty. I gdy już zdecydowałem, że odejdę, przełożony powiedział: „Donat, w imię Jezusa Chrystusa, wracaj!”. Wróciłem. I Pan Bóg przeciął tę zniewalającą relację. Przyszło uzdrowienie. Czułem się jak Abraham, który niesie swego najukochańszego syna na spalenie. Mówiłem: „Idę za Tobą w ciemno. Wierzę, że mnie uzdrowisz”. Co chwila czytam o kapłanach, którzy odeszli. A jak wielu jest takich, którzy pozostali! Potężna błogosławiona armia. Ja dopiero po decyzji o pozostaniu „rozpakowałem pakiet” – doświadczyłem mocy błogosławieństwa, zachwyciłem się Eucharystią.

Czy błogosławienie dzieci przed wyjściem do szkoły nie jest zwykłym „krzyżykiem na drogę”?

– Nie! Błogosławieństwo ma potężną moc. Jest w stanie zmienić prawa natury. Wiem, co mówię, doświadczam tego od lat.

To nie są jakieś katolickie czary-mary?

– Nie! Błogosławisz w imię Jezusa Chrystusa. A On może zechcieć działać, ale nie musi. Możesz się wygłupić. I co z tego? Wygłupienie się dla Ewangelii to zaszczyt! Kpina dla Greków, pogan. To nie my błogosławimy, ale sam Jezus. Żyjący w rzeczywistości błogosławieństwa ludzie, których wiara nie funkcjonuje jedynie w niedziele od 9.00 do 10.30, wiedzą, że dzieją się cuda. Proszę nieustannie kapłanów: rozpakujcie pakiet!

W czasie spotkania modlitewnego w Cieszynie wołał Ojciec: Jezu, znajdź nas!

– To pierwsze pragnienie Boga. On nieustannie nas szuka. Matka Teresa przypominała: Jezus wołając z krzyża „pragnę”, nie mówił o tym, że chce pić. Mówił o tobie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.