Pasterze kościoła lubelskiego, którzy odeszli

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 05/2013

publikacja 02.11.2021 09:37

Mama. To ona zaszczepiła w małym Władku miłość do Boga. Krzątając się w kuchni od rana w ich rodzinnym domu w Stoczku, śpiewała godzinki. Czy wspominał je w celi śmierci – skazany na samotność i odcięcie od świata jako szczególnie niebezpieczny więzień?

Bp Władysław Goral w dniu konsekracji. Bp Władysław Goral w dniu konsekracji.
archiwum diecezji

Listopad skłania do wspomnień tych, którzy żyli przed nami. W tym szczególnym czasie chcemy przypomnieć pasterzy kościoła lubelskiego, którzy są już u Pana.

Władek Goral, dziś błogosławiony biskup, słyszał śpiew godzinek, gdy ot-wierał oczy. Kiedy już potrafił, dołączał do mamy w modlitwie. Czasem leżąc jeszcze w łóżku, czasem już zrywając się do swoich dziecięcych zajęć. Mając 7 lat, umiał czytać i pisać. W lokalnej czteroklasowej szkole w Nasutowie był zdolnym uczniem, dlatego pewnie dyrektor powiedział ojcu Władysława, że trzeba chłopaka kształcić dalej. Został więc wysłany do gimnazjum w Lubartowie. „W pamięci rodziny pozostawał zawsze pogodnym cichym chłopcem, który kiedy tylko mógł, biegał do parafialnego kościoła w Dysie, gdzie był ochrzczony i przyjął I Komunię Świętą” – wspomina kuzyn błogosławionego biskupa Henryk Cioczek w swojej książce „Biskup w pasiaku”.

„… aby mi dana była mowa”

Urodzony w 1898 roku, czyli w Polsce pod zaborami, był świadkiem odzyskania niepodległości, pierwszej wojny światowej i wojny z bolszewikami. Walka o wolność i niepodległość wiązała się dla niego z walką o wiarę. Może dlatego gdy Niemcy zaatakowały Polskę w 1939 roku, wówczas już biskup Władysław mówił do swego przyjaciela ks. Michała Słowikowskiego: „Patrzmy w skali światowej. Świat widzi, co może zrobić pogański totalitaryzm. Przez Polskę i jej cierpienia świat musi odnaleźć drogę do Ewangelii”. Wiele lat wcześniej Władysław dał się poznać jako zdolny i sumienny kleryk. Dlatego ówczesny biskup lubelski Marian Fulman wysłał go jako diakona na studia do Rzymu. To tutaj przyjął święcenia kapłańskie w 1920 roku, a pierwszą swoją Mszę odprawił na grobie św. Piotra w bazylice watykańskiej. Na obrazku prymicyjnym napisał: „Proszę Was tedy, Bracia, przez miłość Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez miłość Ducha Świętego, abyście wspomagali mnie w modlitwach za mną do Boga, aby mi dana była mowa w otworzeniu ust moich z ufnością, abym oznajmił tajemnicę Ewangelii”. Dostał to, o co prosił. Szczególny dar głoszenia Ewangelii tak, że po księdza Gorala jako rekolekcjonistę ustawiały się kolejki.

Siłę brał z adoracji

Do Lublina wrócił w 1926 roku jako doktor filozofii. Został wykładowcą seminarium, ale nie nauka zajmowała pierwsze miejsce w jego życiu. – Był doskonałym wykładowcą, sumiennym, życzliwym, budzącym zainteresowanie tematem wśród swoich słuchaczy, piszącym nowe rozprawy naukowe. Kiedy jednak ktoś biedny był w potrzebie, największe mądrości filozofii musiały poczekać – wspominali go klerycy studenci. Ksiądz Goral odpowiedzialny był za liczne dobre dzieła w diecezji. Począwszy od redakcji „Wiadomości Diecezjalnych Lubelskich”, skończywszy na cenzorowaniu kurialnych książek religijnych. Inną jego pasją była działalność społeczna i charytatywna. Od 1931 roku był prezesem związku kapłanów Unitas. Jego staraniem wybudowano duży dom emerytów przy ulicy Ogrodowej w Lublinie, który stał się także miejscem spotkań kapłanów. Potrafił rozwiązywać konflikty między księżmi i służyć radą. Był spowiednikiem i rekolekcjonistą wielu lubelskich zgromadzeń zakonnych. Nade wszystko jednak jego serce i kieszeń były zawsze otwarte dla biednych, a mieszkanie dosłownie oblegane przez potrzebujących. – Sam prawie nic nie miał. Żył skromnie, wręcz ubogo. Jeśli coś dostawał, zaraz oddawał biednym. Ponoć którejś zimy przyszedł do niego biedak w lichym ubraniu. Biskup nie miał nic oprócz swojego płaszcza, którego nie zawahał się oddać – przekazują sobie wspomnienia o nim ludzie. Tym, co jeszcze go charakteryzowało, było rozmodlenie i kult Najświętszego Sakramentu. Stąd czerpał siły, spokój i radość.

Podpora starości

10 sierpnia 1938 roku papież Pius XI mianował go biskupem pomocniczym w diecezji lubelskiej. Jego konsekracja ściągnęła do lubelskiej katedry tysiące wiernych. „Uroczystość ta zapisała się mocno w pamięci mojej mamy – Marianny Szydłowskiej, wówczas 13-letniej dziewczynki” – wspomina Henryk Cioczek. Marianna wraz z rodziną, należąc do „uprzywilejowanych” gości, była dumna, że wujek ze wsi Stoczek zostaje biskupem. Otrzymała wówczas od niego obrazek, który do końca życia pokazywała swoim synom i wnukom, opowiadając o tej uroczystości i postaci bp. Władysława. Zawsze zapracowany, zyskał nowe obowiązki. Bp Marian Fulman mówił o nim, że jest podporą jego starości. 1 września 1939 roku wybuchła wojna. Lublin od razu bardzo ucierpiał. Zbombardowano fabrykę samolotów, dzielnice przemysłowe, ale bomby spadły też na katedrę i mieszkanie biskupa. Nie zważając na niebezpieczeństwo, obchodził wszystkie kościoły w Lublinie, sprawdzając ich stan, pocieszał na ulicach ludzi, prowadził pogrzeby zabitych. Zaangażował się od razu w ruch oporu, przygotowując specjalną gazetkę, która miała podtrzymać lublinian na duchu. Przeczuwając grozę, którą niosła ze sobą okupacja, spisał testament – swoją bibliotekę zapisał Seminarium Duchownemu, pontyfikalia biskupom, ubrania zaś zobowiązywał rozdać kapłanom. Chwilowo mieszkał u sióstr w podlubelskim Wiktorynie, gdyż jego mieszkanie po bombardowaniu nie nadawało się do użytku.

Aresztowanie

W południe 17 listopada 1939 roku odwiedził bp. Fulmana. Kapłani siedzieli przy obiedzie, gdy do kurii i domu biskupiego wtargnęli funkcjonariusze niemieckiej Służby Bezpieczeństwa, aresztując obu biskupów, kanclerza kurii i innych duchownych, którzy się tam znaleźli. Podobny los spotkał profesorów z seminarium. Wszystkich przewieziono na Zamek. 27 listopada zorganizowano sąd doraźny. Księży oskarżono o wrogą agitację i przechowywanie broni. Wszystkich skazano na śmierć. Później, na skutek interwencji Stolicy Apostolskiej, zmieniono wyrok na dożywotnie więzienie. Starania o ich uwolnienie nie przyniosły żadnego rezultatu. 4 grudnia 1939 roku znaleźli się w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Tam bp Goral, jako szczególnie niebezpieczny i wymagający izolacji, trafił do Zellenbau, czyli twierdzy. Był to parterowy budynek otoczony 5-metrowym murem i przewodami wysokiego napięcia. Wewnątrz znajdowały się jednoosobowe cele wysokie na 5 metrów z oknem na wysokości 3 metrów. „W celi była prycza, stół, krzesło, naczynie na wodę i wiadro. O 6 rano pobudka. Każdy więzień według numeru szedł się myć. Można było na to mieć najwyżej 10 minut. Potem powrót do celi i samotność. Nie było też nic do czytania. Zostawały modlitwa i rozmyślania. O 11 spacer wzdłuż muru, o 12 zupa z brukwi i 4–5 kartofli w łupinach. Potem gazetki propagandowe niemieckie, które więźniowie czytali od deski do deski. O 18 200 g chleba. Dwa razy na tydzień 130 g margaryny i 30 g kiełbasy. O 20 – spać. Na drewnianej pryczy były dwa cienkie koce. Jeden kładło się na chudy siennik, drugim przykrywało” – wspomina Edward Zegarski, który był także więźniem twierdzy razem z bp. Goralem.

Ciągle pogodne oblicze

Mimo ciężkich warunków i izolacji biskup emanował pokojem i dobrocią. Inny więzień, Franciszek von Galen, wspomina: „Pewnego dnia doniósł mi jeden ze współwięźniów za pomocą potajemnie wręczonej kartki, że jeden z naszych sąsiadów z celi to biskup z Lublina. Tenże, co jak my wszyscy nosił ubiór więzienny, robił na mnie już od dawna szczególne wrażenie z powodu swego ciągle pogodnego oblicza i pozdrawiał mnie często lekkim skinieniem głowy. Kiedyś przy powrocie z przechadzki udało mi się go zagadnąć. Szepnął mi: jestem tu od 5 lat. Później na przechadzce, gdy musiałem siąść z wyczerpania, udzielił mi swego błogosławieństwa. Potem już nigdy z nim nie mówiłem”. Nieznane są szczegóły śmierci biskupa. Wiadomo, że z wyczerpania i głodu chorował, a niemieccy lekarze przeprowadzali na nim eksperymenty medyczne. Czy to one doprowadziły do śmierci czy rzeczywiście pękły wrzody żołądka, na które biskup cierpiał, nie można już ustalić. Może został zamordowany tuż przed likwidacją obozu w Sachsenhausen. Ostatni list, jaki napisał, datuje się na luty 1945 r. Sama data śmierci biskupa i jej okoliczności pozostają tajemnicą. Ksiądz Dominik Maj, były więzień obozu, nazwał biskupa Władysława wyznawcą, męczennikiem i pustelnikiem XX wieku. Te słowa okazały się prorocze, gdyż 4 kwietnia 1992 r., dzięki usilnym staraniom abp. Bolesława Pylaka oraz ks. prof. Henryka Misztala, rozpoczął się w Kurii Metropolitalnej w Lublinie proces beatyfikacyjny sługi Bożego księdza biskupa Władysława Gorala. Po żmudnym postępowaniu diecezjalnym akta trafiły wreszcie do Stolicy Apostolskiej. Tam cały proces beatyfikacyjny dobiegł końca i bp Władysław Goral został ogłoszony błogosławionym przez Jana Pawła II pośród 108 Męczenników II wojny światowej.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.