Przygoda zaczęła się na górce

Jan Głąbiński

publikacja 31.01.2013 00:00

W domu rodzinnym Kamila Stocha. Kiedy miał siedem lat, stawiał już pierwsze kroki na nartach. – Taczkami woził śnieg, żeby usypać górkę w pobliżu domu – wspomina jego najwierniejszy kibic babcia Ania, która zawsze dmucha na telewizor, aby wnuczek skoczył jak najdalej.

Krystyna i Bronisław Stochowie z kalendarzem z wizerunkiem swojego syna, wydanym przez pierwszy oficjalny fanklub Kamila Stocha, który ma swoją siedzibę w Proszowicach Krystyna i Bronisław Stochowie z kalendarzem z wizerunkiem swojego syna, wydanym przez pierwszy oficjalny fanklub Kamila Stocha, który ma swoją siedzibę w Proszowicach
Jan Głąbiński

Babcia w tym roku skończy 89 lat. Ma nadzieję, że będzie jeszcze oglądać swojego wnuczka w czasie najbliższej zimowej olimpiady. Sposób kibicowania ma dobrze opracowany. Zaczyna od modlitwy. – Modlę się o to, aby skoczył przede wszystkim bezpiecznie.Odległość to sprawa drugorzędna – zaznacza z uśmiechem góralka. To ona wie najlepiej, kiedy i na jakim kanale jest transmisja telewizyjna z zawodów w skokach narciarskich, w których występuje jej kochany wnuczek, jedenasty z kolei.

– Kiedy tylko Kamil pojawia się na rozbiegu, głośno wołam, żeby leciał jak najdalej, i mocno dmucham w telewizor – śmieje się pani Anna. Jej córka, a ciocia Kamila, zdradza jeszcze jeden element kibicowania babci. – Kiedy inni zawodnicy oddają swoje skoki, to babcia krzyczy do nich, aby jak najszybciej „siadali” – puszcza oko Zofia Bobik. Ciocia Kamila jest emerytowaną nauczycielką. Dobrze pamięta czas, kiedy jej bratanek chodził do miejscowej szkoły. – Już wtedy nauczyciele w rozmowach między sobą widzieli w nim dobrego sportowca. Zwłaszcza ci od wychowania fizycznego – wspomina.

Wola walki

– Wiedzieliśmy, że syn ma bardzo dużo energii i chęci do ćwiczenia. Każdą chwilę spędzał na nartach, nawet nie zjadł dobrze, tylko od razu pędził pobiegać – opowiada Bronisław Stoch, tata Kamila. Pan Bronisław był jednym z inicjatorów założenia miejscowego klubu sportowego, gdzie mogli ćwiczyć jego syn i inni zapaleńcy. Rodzice borykali się z wieloma problemami, szukali sponsorów. – Nie było to takie proste, często przeznaczaliśmy na działalność klubu swoje oszczędności – mówi pan Bronisław. Jednak trening w przypadku Kamila przynosił rezultaty. Góral z Zębu rozpoczął naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. – To była decyzja Kamila, że wybiera taką drogę życiową. Sport stał się dla niego najważniejszy. Szanujemy decyzje swoich dzieci – mówi Krystyna Stoch, mama skoczka. Rodzice zgodnie przyznają, że warto wspierać pasje swoich pociech. – Trzeba pamiętać przy tym, aby nie rozbudzać u nich zbyt dużych oczekiwań. Bo może się okazać, że nigdy nie będzie wielkich zwycięstw. Ale zawsze będą pozytywny nastrój, wola walki, systematyczność w działaniu – podsumowuje B. Stoch. Kiedy rozmawiamy z rodzicami, już wiem, że to od nich Kamil nauczył się z pokorą przyjmować porażki. – Wymieniamy się esemesami, że nic się nie stało. Że będzie lepiej – mówią rodzice. Po każdych zawodach w domu państwa Stochów zawsze jest gorąca linia telefoniczna. Dzwonią członkowie najbliższej rodziny, gratulują, jak jest podium, pocieszają, kiedy się nie uda. – Kiedy Kamil wygrywa, to oczywiście dzwonią dziennikarze – dodaje tata i zarzeka się, że nie jest rzecznikiem prasowym swojego syna. – On radzi sobie z mediami doskonale. Narzeka tylko, że na konferencji żurnaliści nie chcą zadawać mu pytań, a dopiero potem męczą go i proszą o rozmowę, bo chcą mieć go „na wyłączność” – skarży się mama.

Dowody wdzięczności

Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia do rodzinnego domu Kamila zjechała się cała rodzina. – Nie wywieraliśmy na naszym skoczku żadnej presji – śmieją się rodzice. A już całkiem poważnie mówią, że zależy im na tym, aby syn dobrze i przede wszystkim bezpiecznie skakał. – Nie ukrywamy, że wiele radości sprawiają nam momenty, kiedy np. idziemy ulicą w naszej miejscowości, a dzieciaki wracające ze szkoły bardzo głośno nas pozdrawiają i gratulują. Jest to dla nas dowód, że to, co robi nasz syn, sprawia i innym wiele radości – mówią. Pani Krystyna pokazuje portret Kamila, który namalowali uczniowie szkoły w Nowym Brzesku na pamiątkę pobytu górala z Zę- bu w ich szkole. Takich dowodów wdzięczności mają w domu wiele. – Kamil angażuje się w akcje dobroczynne – cieszy się mama. – Kiedy tylko mogę, staram się po prostu pomóc. Pewnie każdy na moim miejscu tak właśnie by postąpił. Nie jest ważne to, że jestem znanym sportowcem. Przede wszystkim chodzi o postawę względem drugiego człowieka, co wiąże się z naszą wiarą – podkreśla Kamil Stoch. Rodzicie mają bardzo dobry kontakt z członkami pierwszego fanklubu syna, który powstał w Proszowicach (stamtąd pochodzi żona Kamila – Ewa). Z inicjatywy fanklubu wydano kalendarz z fotografiami skoczka. Krystyna i Bronisław na zaproszenie fanklubu gościli w Proszowicach, gdzie spotkali się z uczniami tamtejszych szkół i opowiadali o początkach kariery sportowej swojego dziecka. – Wszystko wskazuje na to, że wspólnie z członkami fanklubu wybierzemy się na zawody do Planicy – przyznaje pan Bronisław. Dodaje, że kiedy zawody odbywają się w Polsce, to zawsze na nie jeżdżą. – Nie wchodzimy do żadnej strefy dla VIP-ów, kibicujemy chętnie z innymi – śmieją się rodzice.

Kardynalskie kibicowanie

Do wiernych kibiców Kamila Stocha należą księża salwatorianie. Na ich zaproszenie rodzice wspólnie z synem i żoną odwiedzili Rzym. Z kolei Kamil z Ewą w podróż poślubną wybrali się do Tanzanii, gdzie podjął ich kard. Polikarp Pengo, który też trzyma kciuki za naszego zawodnika. Ale nie tylko tam Kamil ma swoich fanów. – Mój brat, który przebywa w Tokio, nie odpuszcza żadnych zawodów – podkreśla pan Bronisław. Mocna ekipa kibiców jest też w Kraśniku, gdzie mieszka rodzina pani Krystyny. Obok rodzinnego domu Kamila Stocha co roku przechodzą pątnicy idący w pielgrzymce „Sursum Corda” z Zakopanego do Ludźmierza. Mama skoczka podejmuje ich kawą i ciastem. Nieraz sama dołącza do grona pielgrzymów. – W pielgrzymce kilka razy szedł także Kamil – opowiada z radością. Dodaje, że ciągle przechowuje pątnicze emblematy. Zofia Bobik mieszka naprzeciwko domu swojego bratanka i prowadzi kwatery dla gości. – Kiedy tylko wychodzi na jaw, że jestem jego ciocią, turyści proszą mnie, abym załatwiła im autograf. Stąd zawsze zgłaszam się do Kamila podczas jego wizyty w Zębie, aby zostawił mi ich spory zapas – śmieje się pani Zosia i pokazuje karty z podpisami skoczka. Jedną z nich zabieram na pamiątkę wizyty w Zębie.

Skoczek-magister

Ważnym etapem w życiu Kamila były studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Kiedy tylko góral z Zębu obronił pracę magisterską, rodzice odetchnęli z ulgą. – Cieszyliśmy się, jakby wygrał Puchar Świata albo zdobył olimpijski medal. Studia i obroniony tytuł będą procentować, niezależnie od sportowych wyników – podkreśla tata skoczka. Przy okazji dodaje, że Kamil nigdy nie mówi o swoich porażkach czy o problemach. – Bywało nieraz tak, że o pewnych kłopotach dowiadywaliśmy się po fakcie od trenerów. Kamil zawsze patrzy w przyszłość – stwierdza pani Krystyna. Pewnie jest w nim i góralska zaciętość. Potwierdza to w rozmowie. – Stawiam na upór, żeby móc przejść przez cały sezon, a w nim są i sukcesy, i porażki – mówi Kamil Stoch. Czym jego zdaniem powinni się kierować chłopcy, którzy zaczynają narciarską karierę? – Muszą się w pełni zaangażować i ciągle starać się być coraz lepszym. Nie wolno zapominać o zasadach fair play. W pięknej przygodzie, jaką są dla mnie skoki, ważne są bezpieczeństwo i szacunek do rywali. Tego trzeba się uczyć już od pierwszych zawodów i w sobie to potem pielęgnować – podkreśla Kamil. Wszyscy członkowie rodziny wspominają jeszcze jedną ważną postać, która jest związana z karierą skoczka. – Nasz kochany dziadek Marduła zawsze powtarzał, mówiąc po góralsku, że sport to kapitał, w który trzeba ciągle inwestować – podkreśla Bronisław Stoch. Jeszcze raz na łamach „Gościa” spotkamy się z Kamilem tuż po zakończeniu sezonu narciarskiego, wtedy przedstawimy obszerny wywiad ze skoczkiem nr 1 w polskiej kadrze.•