Jeśli nie my, to kto?

Piotr Legutko

|

GN 05/2013

publikacja 31.01.2013 00:15

W Polsce jest 7 milionów rodziców. Jeśli zaczniemy działać razem, możemy zmienić polską szkołę.

Wojciech Bonowicz z córką Małgorzatą. Wojciech Bonowicz z córką Małgorzatą.
Gimnazjum, w którym uczy się Małgosia, ma być zlikwidowane. Od lat troszczący się o szkołę rodzice uczniów sprzeciwiają się tej decyzji władz Krakowa
Roman Koszowski

Ustawa oświatowa pełna jest frazesów na temat roli rodziców w szkole. Teoretycznie bez ich opinii nic się tu nie może wydarzyć, ale w praktyce nawet miliony negatywnych opinii nic nie znaczą, jeśli rząd wymyślił sobie obowiązek szkolny dla 6-latków. W teorii bez zgody rodziców nauczyciele nie mogą wybrać podręczników i programów nauczania. W praktyce rodzic może sobie co najwyżej usiąść w szkolnej ławce, wysłuchać, zapisać, ponarzekać. Sporo w tym naszej winy, bierności rodziców. Ale to się wkrótce może zmienić…


Ofiara systemu


– Jestem matką, ofiarą systemu edukacji – przedstawia się Anna Jeziorna. Pod koniec lat 80., jeszcze w czasach komuny, wygrała proces z ówczesnym ministrem oświaty o rejestrację pierwszej w Polsce szkoły społecznej. W kręgach inteligencji katolickiej przyjęto wówczas taktykę „nieodpuszczania” wychowawczej kontroli nad dziećmi, tworzenia własnych szkół lub egzekwowania praw rodzicielskich w placówkach publicznych. Ale potem przyszedł czas bogacenia się i dzieci zeszły na drugi plan. – Dziś rodzice poczuwają się do swoich obowiązków mniej więcej do momentu, gdy maluch ukończy 3 lata. Potem oddają go do przedszkola, następnie do szkoły i wreszcie czują się zwolnieni z troski o dziecko.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.