Prawo jak dżungla

GN 03/2013

publikacja 17.01.2013 00:15

O porównaniu, jakiego użył sędzia Tuleya, korupcji, niezależności wymiaru sprawiedliwości od polityki i jakości prawa w Polsce z pierwszym prezesem Sądu Najwyższego Stanisławem Dąbrowskim rozmawia Bogumił Łoziński.


Stanisław Dąbrowski
jest od 2010 r. 
pierwszym prezesem Sądu Najwyższego i przewodniczącym Trybunału Stanu. W latach 1989–1991 wybrany z ramienia Komitetu Obywatelskiego, pełnił funkcję posła na sejm kontraktowy. Był współzałożycielem KIK w Siedlcach. Ma 65 lat. Stanisław Dąbrowski
jest od 2010 r. 
pierwszym prezesem Sądu Najwyższego i przewodniczącym Trybunału Stanu. W latach 1989–1991 wybrany z ramienia Komitetu Obywatelskiego, pełnił funkcję posła na sejm kontraktowy. Był współzałożycielem KIK w Siedlcach. Ma 65 lat.
Zespoł Prasowy Sądu Najwyższego

Bogumił Łoziński: Czy porównanie przez sędziego Igora Tuleyę działań organów ścigania w sprawie Mirosława G. do metod stalinowskich jest trafione?


Stanisław Dąbrowski: – Myślę, że padło o jedno słowo za dużo. Na pewno określenie „stalinizm” jest w tym przypadku niezręczne. Być może jego użycie wynika z faktu, że nie do końca rozliczyliśmy się w Polsce z komunistycznym totalitaryzmem i w związku z tym okres stalinizmu nie ma tak bardzo negatywnej konotacji jak hitleryzm, choć mieć powinien. 


Stalinowskie metody śledcze to m.in. bicie, wyłamywanie palców, wyrzucanie przez okno. Czy Pana ocena, że użycie tego porównania było „niezręczne”, nie jest zbyt łagodna?


– Nikt nie twierdzi, że w śledztwie w sprawie doktora G. stosowano takie metody. Sędzia Tuleya użył figury retorycznej, porównania. Chodziło mu o to, że nadużywano pewnych metod śledczych w czasie nocnych przesłuchań świadków, co skojarzyło mu się z okresem stalinowskim. Pewnie to porównanie było mocno na wyrost, ale nie można z jednego słowa użytego w uzasadnieniu robić takiej histerii. 


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.