Dotknąć kolczastego drutu

Ks. Rafał Olchawski

|

Gość Lubelski 02/2013

publikacja 10.01.2013 00:15

– Wykopaliśmy 2500 guzików od ubrań pracowników kolei, żołnierzy polskich, radzieckich, niemieckich, również naszych harcerzy, co świadczy o tym, że rozstrzelano także młodzież – mówi Stanisław Gołób, archeolog.


Przybory codziennego użytku świadczą o tym, że w obozie obok śmierci tętniło życie 
Przybory codziennego użytku świadczą o tym, że w obozie obok śmierci tętniło życie
Ks. Rafał Olchawski

Na jednej ze ścian na wielkich fotografiach można zobaczyć smutny pochód. – Żołnierze ze stalagu na noszach, w zbitych z desek korytach, niosą nagie zwłoki swoich kolegów. Zgodnie z rozkazem, nie można było chować zmarłych w mundurach, by nie zostały żadne ślady zbrodni. Mimo że ubrania były zawszone, brudne, to przekazywano je żywym jeńcom, co powodowało przenoszenie chorób i kolejne zgony – mówi dr Andrzej Rybak, historyk. Smutny kondukt kontrastuje z uśmiechniętą twarzą niemieckiego strażnika, który pozował swemu koledze do zdjęcia. Jeśli pokazał je kiedykolwiek rodzinie, czy była z niego dumna?


Gwoździe i noże


Jama znaleziona w lesie Borek, nieopodal tak zwanej Patelni, miejsca, gdzie Niemcy spalili tysiące ekshumowanych ciał, okazała się śmietnikiem, w którym zasypano to, co pozostało po zbrodniczej działalności. Zsypisko było założone celowo i funkcjonowało od początku działania Sonderkommando 1005, specjalnego oddziału złożonego z 300 więźniów pochodzenia żydowskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.